sobota, 18 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Od razu pokręciłem głową na jego słowa, nie mogąc się na to zgodzić. Gorąca woda byłaby dla niego zbyt niebezpieczna, jeszcze by go poparzyła, albo by go osłabiła, a letnia jest taka... w porządku. Dla mnie trochę mniej, wolę wyższe temperatury, ale ciepła, albo gorąca woda nie dla mojego męża. Chłodnej z kolei ja nie zdzierżę, więc ta letnia taka najbardziej kompatybilna z nami. 
- Będzie letnia, by dla ciebie było dobrze, i dla mnie – stwierdziłem, nachylając się nad nim i go zaraz po tym pocałowałem w czoło. - A ty przygotuj sobie i mi ubranie jakieś, dobrze? Wypadałoby się także przebrać, a tobie już na pewno – dodałem, patrząc na niego znacząco. Przez to, że on taki słodziutki, mnóstwo krwi z niego wypiłem, a nie powinienem. Trochę się zapomniałem, dobrze, że Miki mnie powstrzymuje, bo inaczej chyba nic bym w nim nie zostawił. 
- Już się za to zabieram – obiecał i podniósł się z łóżka, i gdyby nie było mnie obok, najpewniej by upadł. Od razu zauważyłem, jak mój mąż się chwieje, co mogło być spowodowane małą ilością jego krwi w organizmie. Możliwe, że dałem mu za duże zadanie, jak na jego aktualny stan. 
- Albo wiesz co? Lepiej poczekaj. Lub cię wezmę do łazienki, tam poczekasz, dopóki ci nie przygotuję kąpieli – zdecydowałem, biorąc go na ręce bez żadnego problemu. Większy problem miałbym z Banshee. Właśnie, jak chodzi o nią, będę musiał zobaczyć, jak się czuje, i dołożyć drewna do kominka, by było tu cały czas ciepło, właśnie dla niej. Byleby też nie było za ciepło, bo na tym ucierpi Miki, chociaż on ma o tej porze roku znacznie łatwiej, bo jak mu będzie za gorąco, to będzie mógł otworzyć okno, albo po prostu wyjdzie na zewnątrz, na podwórko, daleko nie ma, a i ja mógłbym mu towarzyszyć, albo obserwować zza okna. 
- Dałbym radę tam dotrzeć sam – burknął cichutko, na co tylko się uśmiechnąłem lekko.
- Ależ oczywiście, właśnie widziałem, jak sobie świetnie dajesz radę. Siedź i czekaj, zaraz wszystko tu dla ciebie zrobię, a później zajmę się wysprzątaniem pokoju – mówiłem na głos, wszystko sobie musząc ułożyć. A jak mówiłem na głos, to jakoś mi się tak tam lepiej w głowie układało. Czasem po prostu musiałem tak głośno mówić, by mi lepiej tam wszystko grało. Cóż mogę poradzić, nie potrafię być cicho, a że w pracy cicho musiałem być, to teraz to nadrabiać musiałem. 
- A wykąpiemy się razem? - zapytał z nadzieją, a ja wyczuwałem jego spojrzenie na swojej osobie, podczas kiedy przygotowywałem wodę do kąpieli.
- Cóż, wykąpać się muszę, owszem, ale nie będę długo siedział. Muszę przecież ci przygotować ubranie, sobie przygotować ubranie, zrobić pranie, zobaczyć, co u Banshee, napalić w kominku, upewnić się, że psiaki mają co jeść... jak widzisz, trochę tego jest – odparłem, dodając do wody jego ulubione olejki. - Ale, jak to wszystko zrobię, to wtedy znów będę  tylko i wyłącznie twój – dodałem, uśmiechając się do niego przepraszająco.
- I co ja mam przez ten czas robić? - zapytał, trochę smutno.
- No jak to co? Odpocząć. Wstałeś i już ci się w głowie zakręciło. Odpocznij, a potem zobaczymy, co dalej. Może pójdziemy na spacer? Psotka chyba by się ucieszyła – zaproponowałem, chcąc, aby ten dzień bardziej był poświęcony na regenerację niż na działaniu. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz