Wcale nie uważałem, aby mój mąż był złym rodzicem. Nie było mnie wtedy przy nim, owszem, nie znałem całego kontekstu sprawy, nie było mnie, byłem w końcu martwy, ale poznałem przecież Mikleo doskonale. Wiedziałem, że starał się najlepiej, jak tylko mógł, a warunków łatwych nie miał. Podszedłem do niego i przytuliłem go do siebie, gładząc jego włosy. Miałem do niego wyrzuty, że nie powiedział mi o mojej przeszłości, zwłaszcza, że przecież nie raz się o nią pytałem. Dalej miałem wrażenie, że jeszcze coś przede mną ukrywał, ale w tej chwili lepiej, bym się nie dopytywał. Teraz muszę go pocieszyć po tym, co powiedział mu Merlin, bo zachował się okropnie. I żałoba go wcale nie usprawiedliwia.
- Starałeś się, jak mogłeś. Na pewno nie byłeś idealny, miałeś swoje problemy, ale na pewno się starałeś. A dzieciaki, zwłaszcza z biegiem lat, powinny być wyrozumiałe. Yuki i Misaki to rozumieją. Merlin ma wszystko, i co on z tym zrobi, będzie należeć tylko od niego – powiedziałem cicho, nie przestając gładzić jego włosów.
- Yuki i Misaki byli już wtedy starsi. A Merlin był dzieckiem i potrzebował więcej uwagi – odparł niepewnie, a ja już czułem, że sobie coś ubzdurał.
- I dałeś mu jej tyle, ile mogłeś. Przez długi czas przecież nie miał do ciebie problemu, chyba nie radzi sobie teraz z żałobą i zamiast szukać pomocy, dać sobie pomóc, woli wszystkich obwiniać i zatracać się w ciemności, którą ma w sercu. Jeżeli będzie chciał pomocy, nie da się mu pomóc – mówiłem łagodnie, chcąc go uspokoić.
- Powiela moje błędy. Po twojej śmierci też nie potrafiłem się pozbierać – mruknął cicho, nie sprawiając wrażenia, jakby chciał stąd już iść.
- Może też był dzisiaj bardziej nerwowy i gorzki przeze mnie? Mówiłem ci, że źle wpływam na ludzi. A skoro miał problem, to moja obecność tylko bardziej go podjudziła, i obudziła w nim te jego najgorsze emocje – westchnąłem cicho, powoli zdając sobie sprawę, że to nie był dobry pomysł. Miki mógł iść tam sam, na pewno byłoby lepiej, bo gdybym został blisko Lailah, moja aura całkowicie by została zagłuszona. Wiedziałem, że to niezbyt dobry pomysł, bym się tutaj znalazł. Pewnie gdyby nie Lailah, atmosfera w domu Misaki byłaby równie nerwowa. - Zostań tutaj z dzieciakami. Daj Merlinowi dzień, dwa, i odwiedź go, beze mnie. Masz wtedy większą szansę na to, że rozjaśnisz ten mrok, który powoli go ogarnia.
- Sorey... - zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć. Ja już tam wiedziałem, co takiego w tej głowie mu siedzi. Uklęknąłem więc przed nim, chwytając w dłonie jego policzki.
- Chcę mu pomóc, ale ja do takich rzeczy się nie nadaję. Znaczy bardziej nadaję się do skracania niegodziwców o głowę i od pilnowania waszego bezpieczeństwa. A kiedy nasz syn ma takie problemy, tylko przeszkadzam. Takie są fakty, skarbie, im zaprzeczać nie możesz – uspokoiłem go, gładząc jego policzek kciukiem. Naprawdę miałem nadzieję, że po moich słowach to wszystko sobie przemyśli, i że tu zostanie. Obecność kolejnego anioła na pewno tym ludziom pomoże, a moje odejście ulży nie jednemu. Na pewno też Miki poczuje się lepiej, tylko się do tego nie przyzna, ale nie musi, wystarczy, że ja to wiem i mi to w zupełności wystarczy.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz