czwartek, 2 stycznia 2025

Od Daisuke CD Haru

 Dzisiejszego dnia musiałem na chwilę opuścić dom, udając się do miasta. Skoro mojemu mężowi podobały się konkretne kolory, musiałem mu kupić co nieco. A to jakieś ładne koszule błękitne, i takie cienkie, i nieco grubsze na tę porę roku, różne swetry, starałem się dobrać jeszcze złote akcenty, dokupiłem mu nawet porządne, ciepłe buty oraz także znalazłem mu ładną, oliwkową kurtkę. Po zakupach udałem się jeszcze chwilę do kowala, Ivo, którego zatrudniłem. Miałem do niego pewną sprawę, a tak właściwie zlecenie, które wolałbym, by zostało na ten moment tylko pomiędzy nami. Miało to trwać naprawdę krótko, jednakże rozmawiało mi się z nim naprawdę dobrze, wskutek czego się nieco spóźniłem. 
Kiedy wróciłem z Ignisem do stajni, zauważyłem już w boksie Rain. Zatem Haru już wrócił... Cholera, to niedobrze. Jako, że zaraz mieliśmy wyruszać, jedynie przywiązałem swojego wierzchowca do palika, zabrałem zakupy i udałem się do rezydencji. 
– Jestem, wybacz za spóźnienie – odezwałem się od razu po wejściu do sypialni, stawiając w kącie wszystkie pakunki. – Możemy jechać, czy chcesz coś jeszcze zrobić? Zjeść, umyć się? – dopytałem, przyglądając się mu z uwagą. 
– Chyba możemy już ruszać... co to takiego? – zaciekawiony podszedł do mnie, zerkając do pakunków. 
– Naprawiłem swój błąd i kupiłem ci coś w twoich kolorach. Zerknij, koniecznie przymierz buty, no i chyba możemy ruszać – odpowiedziałem, szybko przeglądając się w lustrze. Nie było idealnie, przez gorąco w kuźni trochę się spociłem, przez co już miałem ochotę wziąć kąpiel, no ale nie było na to czasu. Chociaż, przebrać to się muszę koniecznie. – Daj mi jeszcze chwilę, zmienię ubrania i... 
– Byłeś gdzieś jeszcze dzisiaj? – spytał, a ja wiedziałem, że to pytanie przypadkowe nie było. Skądś musiał dowiedzieć się, że jeszcze coś załatwiałem. Może to zapach? Przez chwilę jednak ja i Ivo byliśmy trochę blisko, a przez to, że i on przecież spocony był, jego zapach mógł osiąść na moim ubraniu trochę mocniej. Cóż, o wizycie może wiedzieć, ale nie może znać celu tej wizyty. Jeszcze nie. Ale ten jego ton był jakiś taki... dziwny. Nie podobał mi się. 
– U naszego kowala. Miałem dla niego zamówienie – wyjaśniłem, wybierając z szafy odpowiednie ubrania. 
– Długo tam u niego byłeś? – dopytywał dalej, a ja już wiedziałem, co to za ton. No tego w jego przypadku dawno nie słyszałem. On bardzo rzadko był o mnie zazdrosny, czasem miałem wrażenie, że trochę za rzadko, jakby się mną nie przejmował. 
– Faktycznie, wizyta mi trochę zajęła. Pokazał mi, jak powinienem dbać o sprzęt, i zrobił to bardzo dokładnie. Wiesz, polerowanie i ostrzenie miecza to nie są proste rzeczy. Także w kuźni jest gorąco, więc miałem bardzo ładne widoki. Kowale mają wspaniale umięśnione ciała, zwłaszcza tacy młodzi – mówiłem półżartem, półserio. Miałem mały wykład, miałem widoki, jednak dla mnie i tak najlepszym widokiem było to, co widziałem rano, i zdania nigdy nie zmienię. Mówiłem to jednak w ten sposób, by Haru trochę zdenerwować. – A wiesz, jakiej siły potrzeba, by taki młot unieść? Mięśnie ramion miał on tak cudownie wyrzeźbione... – westchnąłem cicho, niby rozmarzony, chociaż tak właściwie to ciało mojego męża było tym, na które mógłbym patrzeć godzinami, chociaż skłamałbym, gdybym nie przyznał, że Ivo ma bardzo przyjemną dla oka aparycję. 

<Piesku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz