poniedziałek, 13 stycznia 2025

Od Mikleo CD Soreya

Za czym tęsknię? W tej chwili ciężko mi było odpowiedzieć na to pytanie, które mimo swojej prostoty okazało się bardzo trudne i chyba niemożliwe do odpowiedzenia w tej chwili.
– Szczerze ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć całe życie chciałem mieć przy sobie właśnie ciebie i tak się stało, że cię mam, czy więc potrzebuje czegoś jeszcze? Chyba nie przynajmniej nic nie przychodzi mi do głowy – Wytłumaczyłem, mówiąc szczerze prosto z serca to, co uważam i jak w tej chwili widzę tę odpowiedź.
Sorey obserwował mnie, szukając w moich oczach, chociażby krzty nieprawidłowości, okłamania go z jakiegoś powodu.
Ja jednak nie kłamałem i kłamać nie miałem zamiaru.
Podnosząc się do góry, złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, kładąc dłoń na jego czole.
– Nie martw się, jeśli tylko za czym zatęsknię, postaram ci się o tym mówić – To ostatnie zdanie, które usłyszał, nim wysłałem go do krainy snów przy pomocy mojej mocy, która pomogła mi niepierwszy i nieostatni raz.
Widząc jego spokojnie śpiącą twarz, położyłam głowę na jego klatce piersiowej, zasypiając w rytm jego spokojnego oddechu.

Otworzyłem oczy, wciąż czując obecność mojego męża, do którego mogłem się przytulać i słuchać spokojnego oddechu.
Miło było znów mieć go obok siebie nawet w tak zwyczajnym czasie, jakim jest sen.
Widząc spokój rysujący się na twarzy mojego męża, obserwowałem go, ciesząc się tą chwilą, mogąc uważnie mu się przyglądać, tak jak zapewne to on przygląda się mi, kiedy śpię ja.
Kładąc dłoń na jego policzku, zbliżyłem się do jego twarzy delikatnie, całując jego usta, czując dłonie, które, które od razu znalazły się na moim ciele, a pocałunek z delikatnego zmienił się w bardziej zachłanny, trochę zaskoczony, chociaż bardziej pozytywnie, niż negatywnie odwzajemniłem pocałunek, nie mogąc odpuścić sobie takiej przyjemności.
– Długo już nie śpisz? – Zapytałem, poprawiając jego grzywkę, która zasłoniła mi jego oczy, które tak bardzo oglądać kochałem.
– Tak właściwie to niedawno się obudziłem – Wyznał, dłonią od niechcenia, drażniąc moją skórę.
Uchwyciłem jego dłoń, aby nie drażniła mojej skóry, która reagowała na każdy jego dotyk nawet ten niewinny.
Ucałowałem go w usta, wstając z łóżka, podchodząc od razu do okna, za którym tak ładnie padał śnieg.
Zadowolony z tego, co widzę, od razu chciałem ruszyć na dwór, aby cieszyć się chłodem i śniegiem.
I pewnie by tak było, gdyby nie to, że mój mąż nie wyjdzie ze mną na dwór, a to oznacza, że powinienem zostać tu z nim, nawet jeśli chce wyjść.
– Jeśli chcesz wyjść na dwór, powiedz tylko słowo, a os razu wyjdziemy – Słysząc te słowa, odwróciłem głowę w jego stronę, widząc, jak wstaje i podchodzi do mnie, wtulając się w moje ciało.
– Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, na dworze jest zimno, a ty nie przepadasz za zimnym – Zauważyłem, jak zawsze się o niego martwiąc, bo w końcu taki jestem, kocham, to się martwię, nie zmieni się to nigdy.
– To prawda nie przepadam za zimnym, natomiast ty potrzebujesz zimnego, poza tym miałeś iść nad jezioro, musisz dojść do siebie, abym mógł znów cię dziś skosztować – Stwierdził, oblizując usta dłonią, poprawiając moje włosy.
– Mogę pójść sam, aby nie narażać cię na zimno – Zaproponowałem, skupiając się całkowicie na jego osobie.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz