Starałem się zrobić wszystko, by kąpiel dla mojego męża była przyjemna i pod względem sensorycznym, jak i zapachowym. Jak tak teraz patrzę na stan tych wszystkich buteleczek to tak minusie wydaje, że dobrze byłoby coś kupić... tylko kiedy? Teraz za późno, jak będę wracać, to za wcześnie, a później już święta. Chyba, że zrobię to jutro, ale troszkę później. Byleby nie za późno, bo normalnie ludzie zaczynają wigilię. My raczej tego obchodzić nie będziemy, naszą małą wigilię mieliśmy dzisiaj, o ile tak ją w ogóle można nazwać. Miałem nadzieję, że Mikleo to wystarczy, i że nie będzie oczekiwał, że jutro będziemy się łamać opłatkiem, czy coś takiego. To przecież też jest strasznie głupie. Zawsze przecież życzę mu dobrze, nie muszą być święta, bym musiał mu życzyć samych najlepszych rzeczy. Czemu ludzie w ogóle potrzebują świąt, by dobrze sobie życzyć? Czemu nie mogą tego robić w zwykłe dni? Chyba tego też nigdy nie zrozumiem.
Wróciłem do Mikleo z zamiarem poinformowania go, że kąpiel gotowa, ale moje biedne maleństwo już zaczęło mi przysypiać. I co ja bym z nim robił przez tę noc? Przecież pada mi już teraz.
– Hej, Owieczko, kąpiel gotowa. No już, umyjemy cię i sobie pójdziesz spać – powiedziałem do niego łagodnie, biorąc go na ręce.
– Mhm – wymamrotał, z niechęcią otwierając oczy, ale tak lekko, były one tak właściwie półprzymknięte.
– Oj, sen ci się przyda. Dobrze, że idę do pracy i będziesz miał na niego czas – stwierdziłem, wkładając go do gorącej wody.
– Ale przy tobie byłoby mi znacznie milej zasnąć – odpowiedział, opierając plecy o ściankę balii.
– Jutro już będziesz przy mnie sobie spać. Albo nie spać, jeszcze nie zdecydowałem, co będę z tobą robił – odpowiedziałem, biorąc gąbkę do ręki i zaczynając powoli myć jego ciało, będąc bardzo dokładnym i delikatnym jednocześnie. – Chyba w niektórych miejscach trochę za mocno się w ciebie wgryzłem – dodałem cicho do siebie, przyglądając się niektórym ranom. Zrobiłem sobie przerwę nie tylko od seksu, ale i od jego cudownej krwi i jak teraz poczułem jej słodkość na języku, ciężko mi się było powstrzymać.
– Ja nie narzekam – przyznał, nawet nie otwierając oczu.
– Ty to nie narzekałbyś nawet jakbyś miał poważny powód, a coś o tym wiem, bo trochę ci ich dałem – odparłem, ciężko wzdychając. Najwyższa pora, by trochę zaczął myśleć o sobie, ale coś mu tak to do tej pory nie wychodzi. – Jutro musisz iść nad jezioro, podgoić te rany – dodałem, zmartwiony jego stanem.
– Nie jest ze mną tak źle.
– Nie jest, ale może być lepiej, a jak będzie lepiej, będę mógł więcej z ciebie korzystać – wyjaśniłem, zabierając się za mycie jego pleców. – Nie martw się, nie będziesz tam sam, będę czekał na ciebie na mostku, a ty weźmiesz dla siebie tyle czasu, ile tylko potrzebujesz – dodałem i pocałowałem go w czubek głowy. Teraz owszem, jest strasznie zimno i jak tylko znajduję się na dworze zaraz mam ochotę wrócić do ciepłego pomieszczenia, ale dla niego trochę się przemęczyć mogę. W końcu, on tyle dla mnie robi, to ja mogę trochę posiedzieć na zimnie, to i tak niewiele w porównaniu do tego, ile szczęścia daje mi on. – I pamiętaj, by się zająć swoim nowym kwiatkiem – dodałem zauważając, że chyba trochę zapomniał o moim małym prezencie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz