piątek, 3 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Dalej nie potrafiłem go zrozumieć. Wiem, że lubił święta. Wiem, że święta były dla niego ważne, że je obchodził, że je lubił, że był szczęśliwy... Czemu na mój poczet ma sobie to szczęście odbierać? Przecież ja tam bym sobie zajęcie znalazł. A on mógłby spędzić wesołe święta. A my, prędzej czy później, nadrobilibyśmy te kilka dni rozłąki. Mamy przed sobą całą wieczność. 
– Chcę dać ci coś więcej, więcej szczęścia, więcej radości niż to, co ja ci mogę dać tutaj – odpowiedziałem, gładząc jego policzek, kiedy tylko odsunął się ode mnie. 
– Z tobą będę szczęśliwy. To co, robimy obiadu? Z chęcią spróbowałbym krewetek, i wina – wymruczał, zarzucając ręce na mój kark. 
– No i wszystko jasne, chcesz po prostu strasznie spróbować krewetek i wina – odpowiedziałem żartobliwie, poprawiając jego włosy. – Tak sobie myślę, że skoro to uroczysta kolacja, może cię ładnie uczeszę. A ty byś jeszcze coś ładnego ubrał? – zaproponowałem, gładząc jego policzek.
– Masz na myśli jakąś sukienkę, czy...? – zaproponował, na co pokręciłem głową. 
– Nie, nie, sukienkę zostawimy na jakiś inny dzień, dzisiaj będziemy mieć mnóstwo atrakcji. Coś ładnego, coś eleganckiego. Jakąś ładną koszulę, jakieś takie pasujące spodnie, może jakieś dodatki, żebyśmy mieli uroczystą kolację – odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko.
– Ale ty też się ładnie ubierzesz? – dopytał, na co kiwnąłem głową. 
– Ależ oczywiście. Skoro ty się ubierasz elegancko, no to i ja. Chodź, zajmę się tobą – zaproponowałem, ciągnąc go do lustra. 
Zdecydowałem, że skoro Mikleo ma wyglądać elegancko, jego fryzura również ma wyglądać elegancko. Uznałem, że to miła odmiana po słodkich warkoczach i uroczych sukienkach. Zresztą, wydaje mi się, że i on będzie będzie zadowolony, mogąc złożyć coś, co pasuje do jego płci, zwłaszcza w takim ładniejszym dniu. 
Chciałem wpierw skupić się całkowicie na przygotowaniu obiadu, na co tak nie do końca pozwolił mi Mikleo, chcąc także w tym uczestniczyć. Wpierw więc gotowaliśmy razem, robiliśmy makaron, odbieraliśmy krewetki, delikatny sos, i wtedy Mikleo wysłał mnie do sypialni w celu ogarnięcia się. A kiedy wróciłem, on mógł się przebrać. To mi się akurat spodobało, ponieważ naszemu obiadowi niedługo trzeba było do gotowości, dlatego miałem chwilę, by zająć się stołem. Musiałem w końcu go nakryć, i jeszcze udało mi się bardzo szybko przynieść kwiat dla mojego męża, którego doniczkę już wcześniej obwiązałem wstążką. Po co, to tak właściwie nie wiem. Chyba dlatego, że ma być ładnie. I to ładnie będzie trwało jakieś kilka sekund, dopóki Mikleo tego nie rozwiąże. No ale jest ładnie, jest prezent, jest to coś, co może spodobać się mojemu mężowi, i jest to coś, co ma przesłanie. Wszystko się zgadza.
Dlaczego więc tak bardzo stresuję się tym, że się mu to nie spodoba? 
Czekając na Mikleo położyłem jego prezent na stole, nalałem wino, i zacząłem nakładać makaron z krewetkami, który nałożyłem wyjątkowo także sobie. Ale trochę. I ten jeden jedyny raz, specjalnie dla Mikleo, by nie czuł się tu samotny z jedzeniem. Chociaż jak tak sobie myślę, ten kwiatek... On nie jest przypadkiem jakiś taki brzydki? Bo jak na niego patrzę, to on jakoś za specjalnie ładny nie jest. A przynajmniej mnie to tak właściwie się za mało podoba. A może nie powinienem mu go dawać? A może...? 
– O, już gotowe? – usłyszałem za sobą zaskoczony głos Mikleo i już wiedziałem, że nie ma odwrotu. 
– Tak, miałem chwilę czasu, i wszystko tu przygotowałem... i tak nawet mi się udało ci sprawić prezent. Nie do końca pamiętam, kiedy sobie powinniśmy go dawać, ale skoro dzisiaj mamy taki bardziej dzień dla siebie, to proszę. Wesołych świąt, skarbie – powiedziałem, odwracając się do niego przodem i wskazując na ten nieszczęsny kwiatek. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz