wtorek, 21 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Ależ on miał piękny śmiech... taki naturalny, taki szczery, taki cudny. Mógłbym go słuchać i nigdy by mi się to nie znudziło. Na piekła, jestem w stanie tyle dla niego zrobić, tylu zabić, tyle uczynić... A jednak zdarza mi się go skrzywdzić. Chyba naprawdę nie jestem go wart, bo gdybym był, nigdy bym go nie skrzywdził. Więc czemu on jest ze mną? Już dawno powinien mnie zostawić, a tak konkretnie to w momencie, w którym go opuściłem. Byłoby to dla niego znacznie bardziej opłacalne. Na pewno znalazłby kogoś, z kim byłby bardziej szczęśliwszy niż z tą wersją mnie. Ale on uparcie się mnie trzymał. Czemu, nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. I Miki chyba też nie potrafił mi odpowiedzieć na to pytanie tak z sensem, bo odpowiedź, że po prostu mnie kocha, w to nie wierzyłem. Znaczy, w to wierzyłem, wiedziałem doskonale, że mnie kocha, ale nie wierzyłem, że był to powód, dla którego przy mnie trwa. Do człowieka mógł lgnąć, do anioła powinien lgnąć, ale do demona? Od takiego powinien uciekać. 
– Więc skoro doszliśmy do konsensusu... – wyszczerzyłem się głupkowato, na co Haru tylko pokręcił z niedowierzaniem głową. 
– Wiesz, że jutro rano muszę być w formie, prawda? Ty zresztą też – odpowiedział, na ci zmarszczyłem brwi. 
– A czemu jutro? Co jest jutro? – zapytałem, trochę nie kojarząc faktów. 
– Drugi dzień świąt. Lecimy po dzieci i do dzieci. I wnuków. Ich to dopiero dawno nie widziałeś – przypomniał mi, na co znacznie przygasłem. 
– No tak, Misaki... Musimy tam lecieć? – mruknąłem, z powrotem kładąc głowę na jego klatkę piersiową. 
– Obiecałeś Misaki, że ją odwiedziny. A i dzieci musimy odebrać. Już nie masz na to ochoty? – zapytał, poprawiając delikatnym ruchem moje kosmyki. 
– Trochę tak nie wiem, czy to dobry pomysł. Moja obecność na ludzi działa... różnie. Mogę rozbudzić w nich negatywne emocje i jeszcze dojdzie do jakiejś kłótni czy coś. Te relacje takie trochę wątpliwe są, a po takiej kłótni to już na pewno przestaną istnieć – wyjaśniłem, czując tę lekką niepewność. 
– Troszkę za bardzo się martwisz. Misaki bardzo dobrze cię przyjęła, jak już jej wszystko wyjaśniłeś. Jej rodzina też cię dobrze przyjmie. Może nawet udałoby się nam zobaczyć z Merlinem... Ale to tak opcjonalnie, nie musimy, jakby jednak nam się udało trochę czasu zagospodarować na to i nasz syn byłby w domu... – zaczął, już trochę tak się rozmarzając na ten temat. Z tego co pamiętałem, to on i Merlin byli bardzo związani. A już na pewno bardziej niż ja z nim. Nic dziwnego, że jeśli ma okazję, to chce się z nim zobaczyć. Ja wolę się teraz dystansować od rodziny, tak jest dla nich najbezpieczniej. 
– Trzeba więc będzie wcześnie wylecieć... i porządnie napalić tutaj w kominku, by starczyło na cały dzień. Oby się tylko Banshee nie wyziębiła za bardzo – westchnąłem cicho, w głowie sobie układając, co i jak powinniśmy zrobić, by starczyło nam na wszystko czasu. To będzie niemałe wyzwanie, ale przy odrobinie szczęścia mój mąż powinien być zadowolony, już ją się o to postaram. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz