Czy ja miałem dosyć? Trochę, owszem, bardzo bałem się, że moje moce zadziałają trochę bez mojej wiedzy i wzbudzę w ludziach emocje, które nie byłyby wskazane. Anioły są raczej bezpieczne i nie aż tak podatne na demoniczne podszepty, ale przecież tutaj znajdują się nie tylko anioły. No i nie wiem, jak to działa w przypadku półaniołów, takich jak Misaki, ale na wszelki... tak, najlepiej siedzieć cicho. A kiedy przyjdzie co do czego, to odpowiedzieć zgodnie z prawdą, albo półprawdą, w zależności od sytuacji, i jakoś tyle godzin przetrwałem. Przetrwam więc jeszcze trochę, podobnie jak ewentualną rozmowę z Merlinem, o ile Miki dalej chce do niego zajrzeć i o ile nasz syn jest u siebie.
– Póki jesteś szczęśliwy, mogę tu siedzieć – odpowiedziałem, uśmiechając się łagodnie. Zauważyłem, że Miki był tu jakiś rozpromieniony, bardzo miło było go takiego widzieć. I dla tego widoku jestem w stanie jeszcze trochę pocierpieć.
– A co z twoim szczęściem? – zapytał, przyglądając mi się ze zmartwieniem.
– Ja jestem szczęśliwy, kiedy ty jesteś szczęśliwy. Dlatego chodźmy, posiedźmy jeszcze trochę i naciesz się tym towarzystwem – odparłem, chwytając jego dłoń i ciągnąc go do salonu. Będę musiał się pilnować, by za bardzo nie pokazywać po sobie, że mam dosyć. Nie chciałbym, by mój mąż czuł się z mojego powodu źle. Znaczy, już teraz się trochę czuje, dlatego nie chciałbym tego jeszcze bardziej pogłębiać.
– I co, zbieracie się? – zapytała Misaki, kiedy tylko wróciliśmy do salonu.
– Zbieramy się? Ale że już? – odpowiedziała niezadowolona Hana, czym trochę mi do myślenia dała. Skoro nie chce wracać, tutaj czuje się lepiej. Ale czy to coś dziwnego? Atmosfera, i aura na pewno jest tu dla niej, i ogólnie dla wszystkich zdecydowanie lepsza niż tam ze mną, bo i miasto jakieś takie niebezpiecznej, i moja ciężka obecność sprawia, że czują się gorzej... Szkoda, że Miki sprzedał nasz dom w tym miejscu. Atmosfera tu była znacznie przyjemniejsza dla dzieci niż tam, gdzie teraz mieszkamy.
– Nie zbieramy się, zostajemy jeszcze trochę – odpowiedziałem, czując na sobie badawcze spojrzenie Mikleo. – Kocham cię – dodałem, uśmiechając się do niego łagodnie i szybko ucałowałem go w skroń, by trochę go udobruchać.
– Niemożliwy jesteś – usłyszałem, w odpowiedzi jego niezadowolony głos.
– Tylko troszkę – odpowiedziałem, szczerząc się głupio, by następnie zająć nasze miejsca na kanapie. No i to byłoby tyle, jak chodzi o moje odzywanie się.
Resztę tego spotkania już siedziałem cicho, starając się patrzeć na zegarek już znacznie rzadziej niż ostatnio. Teraz jednak miałem w razie czego bardzo dobrą wymówkę, jakby Miki coś zaczął dostrzegać. Dalej jednak uważałem, że niepotrzebnie się tutaj znajdowałem. Naprawdę jestem tu niepotrzebny. Jedyne, do czego bym się tu przydał, to do przyniesienie Mikleo, i do zabrania go.
– Miki, chcesz jeszcze zajrzeć do Merlina? Bo jeśli tak, to powinniśmy się zbierać – odezwałem się po dwóch kolejnych godzinach, kontrolując trochę czas. Bo jeżeli nasz syn będzie w domu, to i u niego trochę czasu spędzimy, i później też sam powrót trochę nam czasu zabierze, a ze względu na zwierzaki, i Banshee, też nie możemy wrócić za późno. Ktoś tu musi kontrolować godzinę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz