czwartek, 23 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Czy ja chciałem go położyć się spać? Spać to ja może nie chciałem, ale położyć się obok, i spędzić z nim czas. On będzie zadowolony, a ja... cóż, za bardzo nie mam nic do roboty. Ogień w kominku był rozpalony, temperatura Banshee była odpowiednia, więc chyba mogłem sobie na to pozwolić. Najwyżej gdzieś w środku nocy jeszcze na chwilę wstanę i upewnię się, że ogień się pali. Nie chciałbym, by mój ogar zbytnio cierpiał. Nie zasługuje na to. Jest naprawdę wspaniała, szybko się uczy, tylko jeszcze trzeba nad nią popracować, ale to już moja sprawa, by mi się to udało. Chyba najgorsze będzie nauczenie jej emocji, zwłaszcza, że ja sam jeszcze tak nie do końca potrafię je rozpoznawać, i co nawet poniektórych kontrolować. 
– Położyć się obok mogę, ale nie będę spać. Muszę pilnować czasu. I ciepła w domu. Skoro nas jutro nie będzie cały dzień, to powinno być dobrze napalone, by jak najdłużej to ciepło się utrzymywało podczas naszej nieobecności – wyznałem, zajmując miejsce obok niego. Najwyżej sobie tu poleżę sam, postresuję się tym jutrzejszym dniem, który przecież zapowiadał się tragicznie. To chyba wcale nie był dobry pomysł, żeby się tam udawać. Nie powinienem się tam nikomu pokazywać, powinienem się po prostu trzymać z daleka od tego miejsca. W domenie Lailah nie byłem mile widziany, już wcześniej to czułem, i to była pierwsza sprawa. I w ogóle nie nadaję się na jutrzejsze spotkania. Pierwszy i ostatni raz się na takie coś umawiam.
– Wszystko będzie dobrze. Nie musisz się aż tak o nią martwić, ten dom ma grube mury, ciepło zostanie utrzymane na długie godziny – uspokoił mnie, od razu do mnie się zbliżając i zaraz wtulając się w moje ciało, co było dziwne. Ja byłem rozgrzany, on po kąpieli i seksie też, więc powinien raczej ode mnie stronić, a nie się tulić. – Jednakże to bardzo miłe, że tak się o nią troszczysz. Bardzo wkręciłeś się w opiekę nad nią. Miło widzieć, jak strasznie się zaangażowałeś.
– Staram się, by została dobrą obrończynią dla was, jakby mnie zabrakło. Jak na razie jeszcze się dużo musi nauczyć – odparłem, nie uważając tego wcale za nic miłego. Opieka nad Banshee należała do moich obowiązków. Skoro była chora, musiałem się nią zająć. To było przecież normalne. Jakby Psotka była chora, albo któryś z kociaków, też bym się nimi zajął, chociaż kociaki chyba wolałyby się do mnie nie zbliżać, czego nie rozumiałem. Nigdy im chyba krzywdy nie zrobiłem, a jednak one uważały swoje. 
– Przywiązałeś się do niej już. I uważam, że to bardzo urocze, że masz taką swoją przyjaciółkę – wymamrotał, troszkę już taki na wpół śpiący. 
– Dziadek uważał co innego – westchnąłem ciężko, przypominając sobie tamten okres. Jak on w ogóle mógł oczekiwać ode mnie tego, że zabiłbym bezbronne i na tamten moment niewinne stworzenie? Oczywiście, nie dałoby się odchować ogara piekielnego bez zabijania ludzi, jednak ogarnąłbym to wszystko tak, by nikt niewinny nie ucierpiał. – No już, śpij skarbie, bo musisz wcześnie wstać. A na tu postaram się przy tobie być, byś nigdy nie czuł się samotny – dodałem, całując go w czoło. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz