Szczerze mnie rozbawił wypowiedzianymi przez siebie słowami, coś tak czułem, że może na to wpaść, a ja oczywiście nie odmówię, lubię ten dreszcz, dotyk, szarpnięcie, tę agresję, którą w sobie ukrywał, pragnąc tylko mnie, tak jak ja pragnąłem tylko i wyłącznie jego samego.
– Chętnie przyjmę twoją pomoc, pod warunkiem, że moja krew nie będzie dziś pita – Dałem warunek, który musiał przestrzegać, jeśli chciał dostać to, na co miał ochotę, w innym wypadku będę musiał mu odmówić, chociaż przyznam, że bardzo bym tego robić nie chciał.
– Hym, myślę, że ten jeden raz będę w stanie się oprzeć – Wymruczał mi do ucha, podgryzając jego płatek.
Moje ciało zareagowało natychmiast, na pana mego tak niewiele mi potrzeba, abym drżał pod nim z podniecenia.
Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku, jedno dłonie dotykające mojego rozgrzanego ciała drażniły mnie, wprowadzając jeszcze większe zamieszanie w mojej głowie.
Całkowicie mu poddany pozwalałem mu na wszystko, nie mając granic, z resztą my nigdy ich nie mieliśmy…
Po raz kolejny poczułem jego pazury na moim ciele, który zaciskały się na moich pośladkach, raniąc skórę, gdy dochodził we mnie bez opamiętania, ujawniając swoje prawdziwe wcielenie.
Nie pierwszy raz widziałem go takiego, całkowicie prawdziwego, bez tworzonej, bez siebie iluzji dawnego siebie.
I w takiej formie nie był w stanie mnie przerazić, kochałem go, nawet jeśli jego demoniczna twarz nie była taka sama jak ta stworzona przez iluzje.
– Byłeś dziś cudowny – Pochwalił mnie, całując w czoło, opuszczając moje wnętrze, z które wraz z jego opuszczeniem wypłynęła jego sperma, brudząc znajdującą się pod nami czysty dziś położony koc.
– I ty też byłeś niczemu sobie – Położyłem głowę na jego klatce piersiowej, odczuwając zmęczenie po tak przyjemnych chwilach.
Sorey bez słowa uchwycił mnie w swoje ramiona, podnosząc z kanapy, trochę przy tym zaskakując.
– Co robisz? – Od razu chwyciłem, nie wiedząc, co się dzieje i co mu tam w głowie siedzi.
– Jak to co? Zabieram cię do kąpieli, musisz się umyć i pójść spać, już wystarczająco dziś cię wyleczyłem – Wyjaśnił, sadzając mnie na krześle znajdującym się w łazience, przygotowując mi kąpiel, kąpiel, z której chętnie skorzystałem, zmywając z ciała ślady należące do mojego męża.
Nie myłem się jednak sam, Sorey postanowił porządnie mnie umyć, tak abym przypadkiem się nie przemęczał, bo przecież jutro czeka nas długa podróż tylko, że nie dla mnie męcząca, ja będę tylko trzymał się w jego rękach, nie mogąc zrobić nic więcej.
– Ależ ty jesteś piękny – Gdy tylko wyciągnął mnie z bali, złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, kładąc dłonie na moich pośladkach, mocno je ściskając. – Nie potrafię się tobą nasycić, najchętniej wziąłbym cię jeszcze raz – Wymruczał, zachowując się jak głodne zwierzę, które chciało, zaspokoić swoje rządzę.
– Powoli ogierze na dziś ci musi wystarczyć – Ucałowałem go w podbródek, odsuwając się od niego, ocierając porządnie swoje ciało, aby już po chwili założyć koszule, okrywając tym samym moje ciało, zakrywając przed mężem wszystko, co tak na niego działo.
– Gotowy? Możesz pójść już spać – Poleci, chwytając moją dłoń, przyciągając do siebie, aby zaprowadzić do łóżka, przykryć kołdrą i ucałować w czoło.
– Dobranoc babeczko – Życzył dobrej nocy, głaszcząc po włosach.
– Dobranoc – Odpowiedziałem, mimo wszystko nie mogąc pójść bez niego spać. – A może położysz się ze mną? – Zaproponowałem, chcąc wtulić się w jego ciało, tylko wtedy, mogąc spać spokojnie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz