wtorek, 21 stycznia 2025

Od Daisuke CD Haru

 Kiedy rano obudziłem się, czułem się okropnie obolały i osłabiony. Głowę miałem strasznie ciężką, a szyję jakąś taką sztywną. Uniosłem dłoń do szyi, wyczuwając bandaż, który skąd się pojawił, nie miałem pojęcia. Dopiero po kilku długich minutach przypomniałem sobie wtargnięcie wampira, uderzenie moją głową o ścianę z taką siłą, że straciłem przytomność, pobudkę w tym okropnym miejscu i to, co mi tam zrobiono. To, że nie wyssały ze mnie całej krwi od razu, było małym cudem, bo jak się do mnie dorwały byłem pewien, że nie przestaną. I pewnie by się tak stało, gdyby nie Haru. W którym momencie on tak właściwie wpadł? Moje wspomnienia z tamtego miejsca były mało wyraziste. Najbardziej chyba kojarzyłem zapach, który był zwyczajnie obrzydliwy. Ta padlina pozostanie w moim umyśle na długo. 
Powoli podniosłem się do siadu, dostrzegając kolejne bandaże, tym razem na przedramieniach. Obok mnie, na łóżku, spał Haru, oddychając płytko. Czyli miał lekki sen. Pewnie jak podniosę się z łóżka, zaraz wstanie i będzie upewniać się, jak się czuję. Nie mam jednak wyjścia, muszę wstać i zajrzeć do łazienki. Nim jednak to uczyniłem, jeszcze przez chwilę się mu przyglądałem, w szarym świetle poranka dostrzegając rany i na jego ciele. Znów musiał mnie ratować, bo ja nie potrafiłem się obronić nawet przed jednym przeciwnikiem. Jak bardzo żałosny byłem? 
Westchnąłem cicho i powoli podniosłem się z łóżka. I to bardzo powoli, całe moje ciało było jakieś takie nijakie, słabe i ociężałe. Jak z waty. I jak ja mam tym operować? Poddać się jednak nie zamierzałem, dotrę do tej łazienki o własnych siłach, choćbym się miał czołgać. 
– Daisuke? Wszystko w porządku? Pomóc ci? – usłyszałem za sobą głos Haru, a także stęknięcie materaca. Nim mu odpowiedziałem, on już przy mnie był, gotów mnie wesprzeć w tej jakże ciężkiej wędrówce. 
– Dam sobie radę, muszę tylko do łazienki, zaraz wrócę. A ty się połóż, jesteś strasznie pokiereszowany – odpowiedziałem, nie przyjmując pomocy i idąc powoli, samemu, do łazienki o własnych siłach.
– Z naszej dwójki to ty jesteś w gorszym stanie – odpowiedział, na co tylko posłałem mu wymowne spojrzenie. 
– Gdyby zająć się każdą twoją raną, byłbyś żywą mumią. Zaraz wrócę, nie musisz na mnie czekać stojąc, połóż się – powtórzyłem, wchodząc do powieszenia. 
Kiedy zrobiłem to, co zrobić musiałem i umyłem ręce, zabrałem z apteczki trochę bandaży i czystego alkoholu, by obejrzeć rany Haru, oczyścić je i zabandażować. Na pewno niektóre z nich wymagać będą zszycia, ale ledwo widziałem na oczy i obawiałem się to wykonać. Zresztą, ja do takich rzeczy się nie nadawałem, od razu na sam widok by mnie cofało. Cóż mogę poradzić, że mnie to obrzydza, i tak nie jest ze mną najgorzej. Przy Haru trochę się do tego widoku krwi przyzwyczaiłem, ale dalej bierze mnie niejednokrotnie na wymioty. 
– Po co ci bandaże? Coś cię boli? Któryś bandaż trzeba wymienić? – spytał, już oczywiście za bardzo panikując. 
– To dla ciebie. Zdejmij koszulkę, zaraz opatrzę te twoje najgorsze rany. I zanim zaczniesz zaprzeczać, nie mam siły na przekomarzanie się. Chcę tylko dla swojego spokoju cię obejrzeć – powiedziałem, z trudem dochodząc do łóżka. 
– Nie wiem, po co to. Przecież zaraz mi się to wszystko zagoi... – burknął, powoli ściągając z siebie koszulę. 
– Tak, a zanim się zagoi, może dojść do zanieczyszczenia, później do zakażenia i w najlepszym przypadku do amputacji. Możesz szybciej dochodzić do siebie, ale dalej grożą ci te same rzeczy – powiedziałem, czując się, jakbym mówił do dziecka. Chciałem kontynuować uświadamianie go, jak nieodpowiedzialny jest, dopóki nie zobaczyłem jego żeber. Całe posiniaczone, niechybnie połamane. – Przepraszam – powiedziałem cicho, spuszczając wzrok. 
– A za co? Bo się trochę pogubiłem – odpowiedział niepewnie, a następnie syknął cicho, kiedy przyłożyłem gazik nasączony alkoholem do jednej z jego głębszych ran. 
– Za to, że jestem taki żałosny. Nawet z jednym przeciwnikiem sobie poradzić nie potrafię. A ty musisz mnie później ratować i obrywasz. Tak to nie powinno wyglądać – odpowiedziałem cicho, kontynuując oczyszczanie jego rany. Czułem się z tym źle. To był jednak jeden wampir, powinienem być w stanie zrobić coś więcej.

<Piesku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz