A myślałem, że to ja lubię się spieszyć. Zanim cokolwiek tu będziemy zmieniać, musimy załatać dziury w dachu. To chyba jest nasze aktualnie najważniejsze zadanie, które trzeba zrealizować w pierwszej kolejności, a dopiero później będziemy mogli myśleć o całej reszcie i potencjalnych zmianach oraz odświeżeniach. Na pewno trzeba będzie zaprojektować hol, przerobić kilka pomieszczeń, w których mieszkałby personel, oczywiście pokoje gościnne, pokoje dla naszej rodziny...
– Trochę będziesz miał do projektowania, nie martw się. W pewnym momencie możesz mieć nawet tego dość – odpowiedziałem, chwytając za plany rezydencji. – Proponuję od zaczęcia tego skrzydła, jest najmniejsze. I także proponuję, by zostawić je dla nas. Z tego, co kojarzę, jest tu mnóstwo pokoi należących do najbliższych członków twojej rodziny. Dobrze więc to zostawić dla siebie – zaproponowałem, musząc skupić się na pracy, gdyż to w tej chwili było najważniejsze.
– Mądrego to aż miło posłuchać – odezwał się zadowolony Haru, uśmiechając się do mnie szeroko. – To co, idziemy?
– A ty chcesz tak paradować bez koszuli cały czas? – zapytałem, lustrując go spojrzeniem od stóp do głowy. Ja wiem, że prezentował się cudownie i mógłbym podziwiać jego ciało aż do końca życia, no ale na to chyba czasu nie mamy. Jak tak sobie głębiej nad tym pomyślę, mam przed sobą bardzo mało czasu, zwłaszcza w porównaniu do Haru. Już czuwa nade mną widmo trzydziestki, później dziecko, które trzeba będzie odchować, a później czeka mnie emerytura. To strasznie przytłaczająca myśl. On będzie przeżywał drugą młodość, a ja będę się chylił ku końcowi. Wtedy na pewno przestanę mu wystarczać. Już teraz zresztą ma ze mną problem, bo nie jestem w stanie wytrwać podczas seksu tyle, ile on tego potrzebował.
– Przeszkadza ci? – odpowiedział pytaniem, uśmiechając sie głupkowato.
– Oczywiście. Rozprasza. Każdego by rozpraszał widok ciała młodego półboga – powiedziałem zgodnie z prawdą. Zamiast skupiać się na oglądaniu pokoi, będę się gapił na jego klatkę piersiową. On wygląda tak wspaniale, a ja w jakimś biednym swetrze. Gdzie on, a gdzie ja...
– Skoro tak bardzo nie możesz oderwać ode mnie wzroku... – zaśmiał się cicho, chwytając za swoją koszulę i zaraz po tym zarzucił ją na swoje ramiona. – Lepiej?
– Jestem w stanie się skupić, więc chyba lepiej – przyznałem zadowolony, kierując się do wyjścia. – Swoją drogą, się tak zastanawiam... chcesz iść ze mną na ten bankiet? – zapytałem, zerkając na niego kątem oka.
– Nie, skarbie, nie puszczę cię samego – odpowiedział, na co westchnąłem cicho.
– Pytałem się, czy odczuwasz taką ochotę, a nie, czy to zrobisz, bo i tak podejrzewam, że to zrobisz. Zastanawiam się tylko, jak bardzo się do niego zmuszasz – zapytałem, zerkając na plany. Tutaj wszędzie byliśmy, więc zostaje nam wejście na górę. Albo zejście na dół. Warto chyba jednak spojrzeć, w których miejscach przecieka...
– Biorąc pod uwagę to, co zdarzyło się w przeszłości, cieszę się, że mogę teraz tam z tobą być i zapewniać ci bezpieczeństwo. Poza tym, widzę, że moja obecność ci pomaga, i tylko to jest dla mnie ważne – uspokoił mnie, zbliżając się i całując mój policzek.
– Jakbyś się czuł przytłoczony tym wszystkim, daj mi znać. Nie chcę, byś się męczył – odpowiedziałem, mając cichą nadzieję, że mój biedny mąż zbytnio się ze mną na tych przyjęciach nie męczy. – Wracając do naszej pracy.... wchodzimy może na górę? Chyba lepiej zacząć od góry już od dołu – odpowiedziałem, skupiając już jego uwagę na czymś zupełnie innym.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz