środa, 15 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Nie czułem się najlepiej z faktem, że Mikleo musiał siedzieć sobie tam sam, a ja musiałem zajmować się czymś innym. Wiedziałem, że Banshee mnie potrzebuje, a może raczej potrzebuje ciepła, które jestem w stanie wytworzyć. Oby tylko ta zima później uczyniła ją silniejszą. Będzie to znaczne ułatwienie, dla niej i dla nas. I na pewno będzie to duże zaskoczenie dla naszych potencjalnych przeciwników. Co prawda, poza tym archaniołem żadnego innego na horyzoncie nie widzę, ale kto wie, czy się przypadkiem jakiś demon też nie pojawi gdzieś. Zarówno moja aura, jak i aura Mikleo potrafi być bardzo kusząca dla takowych osobników. 
– No i już jest lepiej, co? – odezwałem się po dłuższym czasie, kiedy poczułem, że jej ciałko było wystarczająco ciepłe. – Wyjdziesz jeszcze na chwilę na dwór i znów sobie możesz leżeć przy kominku. Nie patrz tak na mnie, wiem, że musisz i ty wiesz, że musisz – dodałem, widząc jej oburzone spojrzenie. – Chodź, im szybciej się załatwisz, tym lepiej dla nas obu – dodałem, ściągając ją ze swoich kolan. 
Banshee z niechęcią opuściła dom, by załatwić swoje sprawy fizjologiczne, a ja znów dołożyłem do kominka, by było ciepło, przygotowałem jej posłanie przy kominku, upewniłem się, że ogień będzie ładnie płonąć i dopiero wtedy znów zawołałem ją do domu. Chyba trochę obrażona od razu skierowała się na posłanie, zwinęła się w kłębek i prychnęła cicho. Chwyciłem za ręcznik, który także sobie przygotowałem, i dokładnie ją wytarłem upewniając się, że jej mięciutka, szara sierść jest sucha. Na zewnątrz znów padał ten okropny śnieg, który nie wiem w ogóle po co istnieje, i trochę ją zmoczył. Że też muszę być wrażliwszy na to zimno... czemu akurat na zimno? Przez to nie byłem z Mikim kompatybilny i w niektórych kwestiach się nie możemy dogadać. Ta niechęć do zimna musi być we mnie strasznie głęboko zakorzeniona, skoro nawet w tej formie mam z nią problem. 
– No, i się grzej – powiedziałem cicho, drapiąc ją za uchem, i kiedy odwiesiłem ręcznik, ruszyłem na poszukiwania Mikleo. 
Długo go nie musiałem szukać, znalazłem go w sypialni, wraz z naszą wspaniałą Psotką, a także kociakami, które zaraz ukryły się pod łóżkiem. One to dopiero mają problem ze mną, a ja im przecież nic nie robię. I bądź tu człowieku dobry... Chciałbym czasem je wziąć na ręce i pogłaskać, a one się zaraz się zachowują, jakbym był tym najgorszym. Poniekąd właśnie tak jest, ale dla nich jestem bardzo miły. 
– Jak tu się komuś ładnie sierść błyszczy – powiedziałem, patrząc na wyczesaną Psotkę, która od razu na mój głos odwróciła się w moją stronę. – Tak, piękny z ciebie piesek. A mój Miki jest za to strasznie słodziutki – dodałem, chcąc położyć swoją dłoń na policzku Mikleo, ale nim udało mi się to zrobić, Mikleo odsunął swoją twarz. – W porządku? 
– Tak, tylko strasznie ciepły jesteś. Gorący wręcz. Zanim mnie dotknąłeś już poczułem, jak ono od ciebie bije – wyznał, na co trochę posmutniałem. 
– Och... To dobrze w takim razie, że cię nie dotknąłem, bo jeszcze bym cię poparzył – powiedziałem, uśmiechając się lekko. – Może więc wyjdę na chwilę na chwilę na dwór, by się ostudzić? Bo jak tak tu z tobą przebywam to też się pomieszczenie nagrzewa i możesz się czuć gorzej – zaproponowałem, nie chcąc, by Mikleo fu zaczęło być gorąco. Nie po to udałem się udałem wraz z nim na ten paskudny, zimny dwór, by teraz mu zaczęło być duszno z mojego powodu. Zbyt wysoka temperatura jest dla niego szkodliwa.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz