poniedziałek, 13 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego propozycję oczywiście od razu musiałem odmówić. Po coś tu jestem przecież, muszę go pilnować i zapewnić towarzystwo, którego tak bardzo potrzebuje. Zimno nie jest dla mnie zabójcze, jest jedynie niewygodne, a z niewygodą mogę walczyć. 
– Ależ oczywiście skarbie, że nie puszczę cię tam samego. Nie po to tu zostawałeś, by teraz spędzać czas beze mnie – odpowiedziałem, kciukiem drażniąc skórę na jego brzuchu. – Pójdę z tobą. Daj mi tylko chwilkę, bym się ubrał – poprosiłem i pocałowałem go w policzek, nim odsunąłem się od niego. To prawda, takiej paskudnej pogody nie cierpiałem, ale jakoś ją przetrwam. Tylko dla niego. Normalnie nosa z domu bym nie wyściubił. Jeszcze tylko przed wyjściem będę musiał napalić w kominku, i zobaczyć, co u mojego ogara. Z tak niskimi temperaturami nie radzi sobie najlepiej, a ja nie chciałbym, by coś jej się stało. 
– Wiesz, że mogę... – zaczął, jednakże nie pozwoliłem mu na dokończenie. 
– Że możesz iść tam sam? Wiem, dotarło to do mnie, nie musisz mi tego wielokrotnie powtarzać. Do ciebie też musi dotrzeć to, że ja chcę tam z tobą wyjść – powiedziałem spokojnie, używając jednak trochę bardziej stanowczego tonu, mając trochę dosyć. On wyraził swoją propozycję, którą zrozumiałem i której nie przyjąłem. On teraz musi zrozumieć moje zdanie. 
Nie przejmując się tym, że Mikleo jest w sypialni, podszedłem do szafy i wybrałem z niej cokolwiek, byleby tylko się znalazło na moim ciele. Chwyciłem więc pierwszą lepszą koszulę, złapałem za jakieś spodnie, skarpetki, i włożyłem je na swoje ciało. Czy wybrałbym coś grubszego, czy też nie, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. I tak będzie mi zimno, i tak. Zresztą, nie byłem nawet pewien, czy mam tu w szafie jakie sweter. Obchodziło mnie tylko to, bym ubrania, które na siebie zakładał, były czyste, nie śmierdziały i były całe. Dzięki temu, że się nie pocę, o zapach się za bardzo przejmować nie musiałem. 
– I tak ci będzie ciepło? – zapytał, kiedy wkasałem koszulę w spodnie. 
– Oczywiście, że nie. Cokolwiek bym nie założył, byłoby mi zimno, dlatego zakładam cokolwiek. Ty też się ubierz, ja idę zobaczyć, co z Banshee – stwierdziłem, po czym opuściłem sypialnię i udałem się do salonu. 
Psotka i Banshee spały na jednym posłaniu, wtulone w siebie. Domyślałem się, ze Psotka znacznie lepiej znosiła zimno, ale miło, że nie odsuwała od siebie Banshee. Pogłaskałem łagodnie mojego ogara piekielnego po łbie zauważając od razu, że jej ciało jest chłodne. Chłodniejsze, niż powinno być. 
– Aż tak zmarznięta jesteś? – mruknąłem cicho, zmartwiony jej stanem. – Już zaraz będzie cieplej – dodałem, podnosząc się z kolan. Rozpalałem ogień, raz co jakiś czas zerkając na zwierzaki. Niewykluczone, że będę musiał wrócić do dogrzewania jej, jak to miało miejsce, kiedy była szczeniakiem. Właściwie, to dalej z niej przecież szczeniak był. Tylko jest strasznie duża, co ma swoje dobre i złe strony. 
– Wszystko w porządku? – usłyszałem za sobą głos Mikleo. 
– Nie wiem. Banshee trochę gorzej znosi zimę. Jak jej się po naszym powrocie nie poprawi, będę musiał ją trochę wygrzeć – wyznałem, martwiąc się jednak o nią. – Chodź, Banshee położyć się obok kominka, cieplej ci będzie – odezwałem się cicho, klepiąc miejsce, gdzie miała się położyć. 
– Może z nią zostaniesz – zaproponował Miki, na co Banshee cicho prychnęła cicho. 
– Twierdzi, że nie jest źle. I też mi się tak wydaje, że może być zmarznięta, bo długo nie było palone. Jak coś będzie nie tak, na pewno mnie poinformuje, a teraz już możemy iść – odpowiedziałem wstając i podchodząc do mojego męża czując, że muszę się na nim skupić. – Słodziutko wyglądasz. Aż chciałoby się ciebie schrupać – dodałem, i położyłem dłonie na jego biodrach. W tej chwili mój mąż był dla mnie najważniejszy, a potem... potem zobaczymy, co to będzie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz