Nie pospieszałem Mikleo chcąc, by się przygotował tak, jak tego chce, chociaż miałem nadzieję, że ubierze się naprawdę ładnie. Podobnie jak wtedy, na naszą pseudowigilię. Wyglądał cudownie, a przecież założył rzeczy odpowiadające naszej płci. Delikatnie i elegancki zarazem. Cóż jednak mogę poradzić, ładnemu to we wszystkim pięknie, ale jemu to już w szczególności. Dobrze, że moja skóra owita jest iluzją, dzięki czemu mogę się prezentować jako tako, a już na pewno nieco lepiej niż bez niej. Szczególnie atrakcyjny to ja nigdy nie byłem, ani w tym życiu, ani w poprzednim. Jako, że anioły zawsze prezentują się najlepiej, to pewnie jako człowiek wyglądałem jeszcze gorzej, i to jeszcze z tymi wszystkimi zmarszczkami, i siwymi włosami... Z tego co kojarzyłem, nie umarłem w jakoś bardzo starym wieku, ale na pewno byłem naznaczony zębem czasu.
Skupiłem się na przygotowywaniu gorącej czekolady dla mojego męża, tak, jak tego chciał. Nie miałem z tym żadnego problemu, najważniejsze było dla mnie, by się ucieszył. Gdyby nie to, że mogę się uzależnić, może także sam bym się napił, ale wolałem z tym nie ryzykować. Im mniej uzależniających bodźców w moim życiu tym lepiej. Tylko Mikleo nie mogę się pozbyć, to moje największe uzależnienie i nawet tego nie ukrywałem.
– Już jestem – usłyszałem za sobą ten słodki głosik, który tak kochałem całym swoim sercem.
– Czekolada też już gotowa. Nawet trochę ostygła, więc nie będzie dla ciebie taka zła – odpowiedziałem, odwracając się w jego stronę. – Piękny strój wybrałeś. Wspaniałe się na tobie układa, podkreśla twoją smukłość – odpowiedziałem zadowolony, obserwując go z uwagą. Elegancko i delikatnie. Tak, naprawdę mi się podoba ta jego wersja. Trochę jego inna strona. No tak, skoro już nikt nas na bale nie zaprasza, to czemu miałby nosić takie ładne rzeczy? Wyprowadziliśmy się ze stolicy, z dala od zamku i jego królewskich znajomości. Ciekawe, co by teraz sądziła o mnie Alisha... Na wspomnienie o dawnej przyjaciółce posmutniałem. Zawsze mnie rozumiała. Ochrzaniała, kiedy robiłem głupoty, ale zawsze rozumiała. Czy teraz by mnie rozumiała? Tego się nigdy już nie dowiem. W głębi duszy czułem, że jednak by nie popierała tego, co robię. I też chyba nie zrozumiałaby. Była kochana, i miła. Starała się rozwiązywać sprawy bezkrwawo, nawet te wojenne, i tego samego uczyła syna. Jakby się dowiedziała, że morduję ludzi, nawet tych złych... Nie, też by mnie nie zrozumiała. Nie ma nikogo takiego, kto by mnie zrozumiał.
– Dziękuję... Wszystko w porządku? – zapytał Mikleo, oczywiście od razu to wyczuwając.
– Tak, tak. Chodź, siadaj, napij się, a ja tu się zajmę twoimi cudownymi włoskami – odpowiedziałem, skupiając się tylko i wyłącznie na moim mężu.
– Już siadam, żebyś miał czas i na siebie – odpowiedział, ładnie siadając na stołku, bym miał dostęp do jego włosów.
– Ja tam mogę lecieć tak, jak teraz jestem. I tak nic lepszego nie wynajdę z szafy – wyznałem, wzruszając ramionami i skupiając się na rozczesywaniu jego włosów. Nie miałem żadnych uroczystych ubrań, z tego co kojarzyłem. Chyba. Przynajmniej ja nic nie kojarzę. A nie chcę nic takiego dla siebie kupować, bo i po co? To drogie jest. I dla mnie niepotrzebne.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz