Przebudziłem się i od razu dostrzegłem, że czułem się znacznie lepiej, taki wyspany z większą energią do życia i co ciekawe, gdy tylko się obudziłem, dostrzegłam, że mój mąż cały czas przy mnie był. A to bardzo miło z jego strony, bo tak naprawdę wcale nie musiał przy mnie trwać, spałem. A więc tak naprawdę mógł robić i chodzić, gdzie tylko chciał, nie męcząc się przy mnie, gdy ja spałem, nie będąc w stanie mu towarzyszyć.
– O już się obudziłeś, bardzo się cieszę z tego powodu – Sorey od razu pocałował moje usta, przysyłając mnie mocno do siebie.
– Obudziłem, tak obudziłem – Odpowiedziałem jeszcze zaspany, widząc jego radość, która bardzo mnie zaskakiwała, czyżby aż tak się nudził, kiedy ja spałem? W sumie to bardzo prawdopodobne w końcu co miało robić, skoro przez cały czas leżałem w jego ramionach. – A w tobie, skąd tyle radości? – Dopytałem, odsuwając się od niego, aby rozciągnąć swoje zastygłe mięśnie.
– Jak to skąd? Przecież obudziłeś się i wreszcie będę mógł z tobą rozmawiać. Oj, nawet nie wiesz, jak strasznie się nudziłem, kiedy spałeś – Zachowywał się trochę jak małe dziecko, które bardzo potrzebuje atencji swojego rodzica, ach, te moje małe dziecko, jednak to prawda mąż to prawie jak dziecko, chociaż trochę większy, może trochę bardziej usamodzielniony, ale wciąż zachowujący się jak małe dziecko.
– Tak? Jak dobrze, że już nie śpię i mogę ci towarzyszyć – Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego słodko, składając na jego nosie delikatne pocałunek.
– Bardzo dobrze – Szczęśliwy jak mały piesek popchnął mnie na kanapę, oblizując swoje wargi.
Rozbawiony od razu uniosłem jedną brew ku górze, zerkając na niego z zaciekawieniem w swoich oczach.
– I co teraz chcesz robić? – Dopytałem, naprawdę ciekawy jego zachowania i tego, co siedzi mu w tej chwili w głowie.
– Jak to co? – Uśmiechnął się, szarmancko składając na moim obojczyku delikatny pocałunek, kładąc się na mnie jak na dużym misiu do przytulania. – Będę się do ciebie teraz przytulał i gadał, a gadać potrafię bardzo dużo i ty doskonale to wiesz – Stwierdził, kładąc głowę na moim sercu, wsłuchując się w dźwięki jego bicia.
Tak jak powiedział, tak też uczynił, zaczął mówić i mówić, i mówić, a ja słuchałem, choć czasem, tak naprawdę w ogóle go nie rozumiałem, miło, że zaczął opowiadać mi o różnych sprawach, które go dręczyły lub o których po prostu chciał pogadać, natomiast niektórych rzeczy po prostu nie rozumiałem, choć bardzo rozumieć chciałem.
Najważniejsze jednak było to, że go słuchałem, bo czułem, że właśnie tego w tej chwili potrzebuję.
Słuchając, starałem się doradzić mu to i owo, chociaż w taki sposób, chcąc mu pomóc.
– Przepraszam, cały czas gadam i gadam, i chyba trochę przesadzam co? – Na jego pytanie pokręciłem przecząco głową, uśmiechając się do niego ciepło.
– Nie masz za co przepraszać, lubię cię słuchać i próbować doradzić. Co prawda nie we wszystkim jestem w stanie ja ci pomóc, ale po to tu jestem, abyś mi opowiadał o tym, co cię trapi i pytał się, jak można to naprawić, bo wspólnie zawsze możemy do czegoś dojść – Wyjaśniłem, całując go w nos.
– Oj tak, wspólne dochodzenie bardzo dobrze nam wychodzi – Stwierdził, uśmiechając się do mnie zawadiacko.
Zaśmiałem się cicho, kręcąc przy tym głową.
– To prawda to wychodzi nam najlepiej – Przyznałem, cicho śmiejąc się z jego słów.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz