Szczerze nie rozumiałem, dlaczego miałby stąd wychodzić, oczywiście jego ciało jest gorące, ale póki nie dotykał mnie, nie sprawiał większego problemu i sprawiać nie będzie przynajmniej nie mi.
– Ależ nie przesadzaj, nie panikuj, również na spokojnie możesz tu być, po prostu nie zbliżaj się do mnie, póki twoje ciało nie ostygnie – Poprosiłem, dostrzegając smutek malujący się na jego twarzy. – Hej skarbie naprawdę nie przeszkadza mi twoja temperatura ciała, nie musisz, stąd wychodzić wręcz przeciwnie bardzo chciałbym, żebyś tu ze mną został, A gdy już twoje ciało będzie trochę chłodniejsze, mam nadzieję, że dobrze się mną zajmiesz – Dodałem, powstrzymując się przed zbliżeniem do jego ciała, uśmiechając najsłodziej, jak tylko byłem w stanie.
– Postaram się zrobić wszystko tak, abyś był zachwycony – Zapewnił mnie, siadając obok, starając się mimo wszystko zachować odległość, aby przypadkiem nie zrobić mi krzywdy.
– Ja zawsze jestem zachwycony – Stwierdziłem, odkładając na bok szczotkę, przy pomocy której wyczesałem naszą piękną sunię.
– Jak się czuje Banshee? – Zmieniłem temat, przypominając sobie o jego ogarze, który trochę cierpi z powodu chłodu, a ja doskonale to rozumiałem, choć nigdy tego nie odczuwałem, wiedziałem natomiast, jak to jest, kiedy moje ciało cierpi z powodu gorąco, a więc potrafiłem postawić się mniej więcej w skórze mojego męża i jego psiej przyjaciółki.
– Jest zmarznięta, natomiast nie jest aż tak źle leży przy kominku, wysuszona z powodu czego Czuję się trochę lepiej, dlatego mogłem spokojnie zostawić ją samą – Wytłumaczył, bawiąc się rękoma, którymi próbował odruchowo mnie dotknąć, w ostatnim momencie powstrzymując się przed tym, aby nie zrobić mi krzywdy.
– Bardzo się cieszę, że czuję się już lepiej, mam również nadzieję w następny zimę nie będą dla niej tak trudne – Przyznałem, wypuszczając zwierzaki z naszej sypialni, pozostając samemu z moim mężem.
– Da sobie radę – Zapewnił, wstając z łóżka, podchodząc do drzwi wyjściowych, wymijając mnie w przejściu.
Przyznam, tym zachowaniem trochę mnie zaskoczył, czyżbym zrobił coś nie tak? Ale co miałbym takiego zrobić? Przecież nie powiedziałem niczego złego. A więc pewnie to o no coś sobie ubzdurał w głowie tylko co?
– Gdzie idziesz? – Dopytałem, podążając za nim wzrokiem, chcąc zrozumieć, co w tej chwili czyni.
– Wychodzę na zewnątrz, chcę trochę ochłodzić ciało, aby móc wreszcie się do ciebie przytulić – Stwierdził i nim zdążyłem coś powiedzieć, mój mąż opuścił już dom, pozostawiając mnie w nim samego, no i teraz zacząłem się zastanawiać, czy powinienem, zanim wyjść? Oczywiście mogłem, tylko czy miało to jakikolwiek sens? Tak właściwie to raczej nie miało, Sorey uparł się, a więc raczej zdania nie zmienię i wróci do domu dopiero wtedy, kiedy on sam będzie uważał to za słuszne.
Dając mu spokój, po prostu wróciłem do sypialni, zajmując się prezentem, który od niego dostałem, a który na chwilę poszedł na bok z powodu uwagi zwróconej na coś innego.
Grzecznie czekałem i czekałem, a on nie wracał, trochę już zmartwiony chciałem opuścić sypialnię, aby wrócić z nim do domu. Nie było to jednak potrzebne, bo nim zdążyłem to uczynić, spotkałem mojego męża w drzwiach.
– Nareszcie coś ty tam tak długo robił? – Zapytałem, zmartwiony jego stanem, a co, jeśli ten czas na dworze wcale nie będzie mu służył? Nie chcę, aby się przeziębił tylko dlatego, że chcę być chłodniejszy z mojego powodu. Dobrze wie, że nie musi, mógł poczekać, aż ostygnie i dopiero wtedy wtulić się we mnie, a nie robić wszystko po swojemu, jak zawsze komplikując sobie życie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz