Obudziłem się w pewnym momencie, w totalnej ciemności i całkowicie sam. Tak mi się wydawało, że sam. Dłonią pomacałem drugą stronę łóżka, i było ono zimne. Podniosłem się niepewnie do siadu, rozglądając się po pokoju, w którym chociaż mogłem coś dostrzec dzięki dogasającemu w ogniu kominku. To mierne światło pomogło mi zobaczyć godzinę, wpół do dwunastej. Biorąc pod uwagę, o której musimy rano wstać, Haru tu powinien być. I spać. Chciałem już wstać, i go poszukać, ale w tej chwili do środka wszedł mój mąż. W końcu. Jak mi zacznie gadać, że ja gadam głupoty, to się obrażę na niego. To było stwierdzenie faktu, zawsze są rzeczy ważniejsze ode mnie.
- Gdzie byłeś? - zapytałem zachrypniętym głosem, obserwując go z uwagą.
- Mówiłem, że dokończę oglądanie domu. I skończyłem – stwierdził zadowolony, podchodząc do mnie i po drodze odstawiając mój notatnik. - Jak się czujesz? Lepiej? Czegoś potrzebujesz? Coś do picia, jedzenia?
Zastanowiłem się nad jego słowami, czy ja coś chciałem? Jeść nie miałem ochoty, ale napić to ja bym się mógł. Gardło miałem strasznie suche. Doskonale wiedziałem jednak, gdzie jest kuchnia, dlatego pokręciłem głową. Do rana przeżyję, a on na pewno jest padnięty. W tej chwili powinniśmy skupić się na nim, nie na mnie. Zresztą, mam nogi, jak się ogarnę, to sam sobie przyniosę. I tak powinno być. Tyle śpię, to nic dziwnego, że później nie potrafię ustać na nogach.
- A umyć się chcesz? - zapytał, co w sumie nie było złym pomysłem. - Od razu sprawdziłbym twoje rany, zmienił bandaże, co?
- To chyba nie jest zły pomysł. Ale powinniśmy się pospieszyć, żebyś poszedł spać. Musimy wcześniej pójść spać, by wcześnie wstać – odpowiedziałem, cicho wzdychając. Wyglądał na strasznie zmęczonego, i nie dziwiłem się mu. To ja to powinienem robić, nie on.
- Damy radę. Chodź, pomóc ci? - zapytał, przyglądając mi się z uwagą i ze zmartwieniem.
- Powinienem dać radę. Zamiast mi pomagać, lepiej zapal świeczki, już może przygotuj kąpiel. Tak chyba będzie najlepiej – poprosiłem, powoli się podnosząc z miękkiego materaca.
- Jak coś będzie nie tak, to wołaj, wrócę po ciebie – poprosił, i nim zniknął w łazience, pocałował mnie w czoło.
Pomimo tego, że czułem się jeszcze tak słabo, trochę niemrawo, ale powoli do tej łazienki dotarłem. Jeżeli rano tak to będzie wyglądać... nie może tak być, bo utrzymanie się na koniu będzie dla mnie problemem. Do jutra muszę zrobić wszystko, by nie przejawiać takich objawów słabości, bo Haru będzie chciał zostać. A Ja nie mogłem pozwolić na to, by został. Nie może stracić pracy z mojego powodu. Już raz tak się stało, czułem się z tym okropnie i nie pozwolę, by stało się to kolejny raz.
Podczas, kiedy Haru tam przygotowywał kąpiel, ja usiadłem na stołku, zaczynając rozwijać te bandaże. Rany już chyba się zagoiły na tyle, że opatrunki nie są potrzebne, przynajmniej nie ze względów medycznych, ale estetycznych... tak, jak chodzi o estetykę, to z lepiej wyglądam z nimi.
- Gotowe – usłyszałem głos męża, po którym zacząłem się rozbierać.
- Dziękuję, ale nie wolisz umyć się pierwszy? Umyłbyś się, położył spać, a ja tu powoli bym się ogarnął, i posprzątał – odezwałem się, odpinając powoli guziki swojej koszuli.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz