piątek, 17 stycznia 2025

Od Mikleo CD Soreya

Czułem, że zaraz oszaleje, gdy jego dłonie dotykały moje ciało, tak niewiele było mi trzeba, abym jęczał, krzyczał i drżał pod nim, pragnąc więcej i więcej nie mogąc się mu oprzeć, mimo że tak dobrze znałem jego dotyk. Wygląda na to, że jeden strasznie nienasycony i, mimo że już niczym mnie nie zaskoczy, chcę więcej tego, co już znam.
– Znam na to pewne rozwiązanie – Wyszeptałem, patrząc na niego pragnącymi uwagi oczami.
– Tak? A zdradzisz mi, jakie to rozwiązanie? – Dopytał, zbliżając się do mojej twarzy, kładąc obie dłonie po obu stronach mojej głowy, oblizując swoje wargi.
– To proste po prostu tego nie rób – Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego pięknie, wiedząc doskonale, że nie jest to możliwe. On uwielbiał moją krew i nie tylko, już nieraz powtarzał, jak bardzo uwielbia moje ciało, które chętnie kosztował, gdy tylko miał na to okazję…
Sorey zaśmiał się cicho, całując mnie w nos, patrząc prosto w oczy.
– Nie mogę, jesteś słodką babeczką, a ja chciałbym jeść moją słodką babeczkę codziennie – Wymruczał, łącząc nasze usta w zachłannym pocałunku dłonie, kładąc na moich policzkach, przyciągając mnie bliżej siebie.
Bardzo chętnie odwzajemniłem pocałunek, poruszając się pod nim, chcąc już, aby wreszcie we mnie wszedł, dając mi to, czego od początku tak bardzo od niego chciałem, chciałem, żeby wziął mnie tu i teraz mocno, chwycił za włosy, szarpał, gryzł i podduszał, pokazując mi twoją dominację, w tej chwili właśnie tego najbardziej potrzebowałem.
Sorey oderwał się od moich ust, patrząc na mnie jak na swoją ofiarę, którą chciał całkowicie posiąść, mogąc mieć tylko przy sobie.
A mimo tego spojrzenia mój mąż tylko delikatnie drażnił moje ciało, nie chcą dodać mi niczego więcej, a to bardzo mi się nie podobało.
Dlaczego on tak bardzo wszystko przedłuża? Pragnąłem, tylko aby mnie wziął tu i teraz ostro i bez opanowania, a zamiast tego męczy mnie, wszystko tak strasznie przedłużając.
– Soray – Wyszeptałem, czując kolejny dreszcz uderzający w moje rozgrzane ciało.
– Tak mam na imię – Oczywiście jemu to ochota na żarty nigdy nie przychodzi, nawet w takiej chwili musi sobie ze mnie żartować.
– Proszę cię, już wystarczy – Wydusiłem, mając już dość tego przedłużania.
– O co prosisz? Czego potrzebujesz? – Zapytał, kładąc dłonie na moich biodrach, aby mocno je na nich zacisnąć.
Odruchowo zadrżałem już, licząc na jego przyjaciela w moim wnętrzu, niestety nie dostałem tego, czego chciałem, z powodu czego poczułem irytację, która narastała z powodu przedłużania wszystkiego.
– Wsadź go już we mnie, błagam – Poprosiłem, gotów na jego dużego przyjaciela, który idealnie pasował do wnętrza mojego tyłka, który pragnął wreszcie go w sobie poczuć.
Mój mąż nie pozwolił mi dłużej na siebie czekać, wchodząc w moje wnętrze, doprowadzając mnie do szaleństwa.
Seks z tym facetem był naprawdę cudowny, jak ja kochałem, kiedy to on brał mnie tak brutalnie, zachłannie bez opamiętania, doprowadzając moje ciało do szaleństwa, dbając o to, abym znów miał ślady nie tylko po zębach, ale i dłoniach, i zębach, dbając o każdy centymetr mojego ciała, myśląc o tym, abym na pewno dobrze pamiętał, do kogo należę i nigdy o tym nie zapomniał.
Zmęczony, ale równocześnie tak bardzo usatysfakcjonowany leżałem w ramionach ukochanego męża, który dziś bardzo sobie poszalał, a i ja byłem w stanie po kąpieli w jeziorze więcej wytrzymać, dzięki czemu bardziej się zaspokoić, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
– Zostajesz dziś ze mną, czy znów musisz iść do pracy? – Przerwałem ciszę, rysując opuszkami palców po jego klatce piersiowej, mając cichą nadzieję, że jednak dziś ze mną zostanie, abym nie musiał spędzić kolejnej nocy całkiem sam…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz