Na dźwięk jego słów przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, ostatnim razem jak byłem na mieście, skończyło się to siniakami na całym moim ciele, które wciąż sprawiały mi dyskomfort, wolałbym unikać miasta jeszcze przed dłuższy czas już i tak wczoraj musiałem iść odprowadzić córkę do szkoły, co wywołało w mojej psychice wiele nieprzyjemnych myśli i lęków zdecydowanie wole unikać miasta tak długo, jak długo się tylko da.
- Nie wolałbyś iść na zakupy jednak sam? - Zapytałem, bawiąc się nerwowo swoimi włosami bardzo, ale to bardzo chcąc tego uniknąć.
- Ja wiem, że to dla ciebie ciężkie po tym, co się stało, jednak czy chciałbyś, abym szedł tam sam, w moim stanie? - Wziął mnie pod włos, no tak nie mogę puścić go samego w jego stanie, tak naprawdę w ogóle nie powinien iść na zakupy, powinien zostać tu w domu i odpocząć a ja powinienem iść zrobić to za niego, jednakże po tamtym dniu jestem pewien, że sam już tam nigdy nie pójdę, jeden człowiek przeraził mnie, a reszta zawiodła, gdyby to człowieka szarpano, ktoś pewnie staną by w jego obronie, ale jeśli chodzi o anioła, to musi radzić sobie sam, nie mając wsparcia w nikim, mimo że to ten anioł zrobił wszystko, aby ich uratować.
- W porządku, pójdę z tobą - Zgodziłem się, mimo niechęci, no cóż, jeśli już muszę się poświecić, to się poświęcę, dla mojego męża jestem w stanie zrobić wszystko, a nawet jeszcze więcej.
- Wspaniale, to kiedy chcesz tam iść? - Zapytał, od razu gotowy do wyjścia z domu, a jemu co się tak śpieszy? Przecież mam czas nic nas nie goni i raczej gonić nie będzie.
- Za godzinę, w tej chwili Merlin śpi, nie chcę go budzić - Odpowiedziałem, zbierając do rąk ręcznik, wycierając mokre naczynia, skoro już mój mąż umył naczynia, ja mogę je wytrzeć, aby nie było na nich żadnych śladów po zaciekach.
- Dobrze owieczko - Ucałował mnie w policzek, dłońmi chwytając moje włosy, zaczynając się nimi bawić. - Mogę cię uczesać? - Zapytał, uśmiechając się do z tą słodką pełną uroku dziecięcego miną. I jak ja bym mógł mu odmówić? No właśnie bym nie mógł proste.
- Możesz oczywiście, że możesz - Zgodziłem się, odwzajemniając jego uśmiech.
Mój mąż tak jak mogłem podejrzewać, wybuch radością znikając mi z kuchni, zapewne idąc po wszystkie przybory do czesania moich włosów, niesamowite jest to jak mężczyzna taki jak on, świetnie bawi się przy układaniu moich włosów i nie ujmuje mu to ani trochę, w jego męskości jak dla mnie jest prawdziwym mężczyzną z grzebienie czy też i bez niego.
Nim się zorientowałem, Sorey wrócił do mnie z całym zestawem do włosów, wołając mnie do salonu, gdzie posadził mnie na kanapie, samemu usadawiając się za mną, zdejmując gumkę z moich włosów, rozczesując je delikatnie tak, aby nie szarpać mnie za bardzo, nie chcąc, chyba abym cierpiał, chociaż przy ta długich włosach i tak nie czuje, gdy pociągnie za nie, gdy jego grzebień jest nieco niżej.
- Jakieś specjalne życzenia? - Spytał, odkładając grzebień na bok, skupiając się przez chwilę na mojej osobie.
- Nie mam życzeń, zrób to, co uważasz za słuszne - Tak więc mój mąż zrobił mi warkocza, dobrze się przy tym bawiąc, kończąc w chwili przebudzenia naszego syna, nie ukrywając dumy, no cóż, ładnie je zrobił, nawet bardzo ładnie. Uważając, że a mieście to wszyscy będą na mnie patrzeć, gdy ja akurat tego bardzo nie chciałem.
Całe to pakowanie się na zakupy, wyjście z domu i podróż na miasto była dla mnie udręką, nie chciałem tu być, nie chciałem, tak strasznie miałem ochotę być już w domu. Do tego wszystkiego niestety i ten mężczyzna był na mieście, rzucając mi pełne pogardy spojrzenie, które z jakiegoś powodu bardzo mnie przerażało.
- Sorey proszę, pośpieszmy się - Poprosiłem, odczuwając wybudzający się we mnie strach, chce do domu, naprawdę chce już do domu.
<Pasterzyku? C:>