wtorek, 31 stycznia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Tak szczerze i po ludzku było mi przykro, mój własny mąż nie chciał ze mną spać tylko dlatego, że coś może mi zrobić, tylko tak właściwie co takiego mógłby? Szwy zostały zdjęte, a więc nic nie miało prawa mi już zagrozić z jego strony, mam tylko uważać na siebie, aby wszystkie wewnętrzne ograny doprowadziły się do porządku, a to nie wyklucza spania razem przynajmniej moim zdaniem.
- Ale.. - Zacząłem, wciąż nie rozumiejąc, dlaczego jest tak okropnie uparty.
- Miki proszę, nie dyskutuj, jestem zmęczony - Po jego słowach kiwnąłem lekko głową, wstając z kanapy, idąc w stronę schodów.
- Sam sobie poradzę - Odparłem, nie pozwalając mu sobie pomagać, szwy są zdjęte, a więc sam z łatwością już się poruszałem, może jeszcze trochę nie do końca sprawnie, ale świetnie mi to szło.
Sorey nie mając siły ze mną dyskutować, odpuścił mi, pozwalając samemu wejść po schodach do góry.
Zadowolony, chociaż zmęczony położyłem się na łóżku, przytulając do siebie kotkę która leżała na poduszce Soreya. Przynajmniej ona chce się do mnie przytulać.
Wtulony w ciało kotki powoli odpłynąłem do krainy snów, mimo wszystko wciąż mając żal do męża za to nie spanie ze mną.

Dni powoli mijały, a ja wciąż musiałem spać sam, z powodu czego nie ukrywałem złości na męża, prawie w ogóle z nim nie rozmawiając, traktował mnie, jak chorego a chory nie byłem. Z tego powodu nie wychodziłem z pokoju za często, zagłębiając się w książkach, spędzając czas z dziećmi, które zawsze chętnie do mnie przychodziły.
- Miki? Goniec przyniósł list - Usłyszałem któregoś dnia męża wchodzącego do naszej sypialni, a może już bardziej mojej niż naszej, tak to zdecydowanie moja sypialnia.
- I? - Zapytałem, w ogóle tym nieporuszony czytając wciąż książkę, nie patrząc nawet na męża.
- Alisha urodziła syna - Na te słowa lekko drgnąłem, maluszek przyszedł na świat? To cudownie, tak bardzo nie mogłem doczekać się tej chwili, chcąc zobaczyć to maleństwo.
- To naprawdę cudowne wiadomość - Przyznałem, mimowolnie uśmiechając się pod nosem wpatrzony w książkę.
- Nadal się na mnie gniewasz? - Dopytał niby to przyjęty tym faktem, ale czy na pewno tak było? Sam już nie wiem, gdyby faktycznie się tak tym przejmował, nie kazałby mi spać samemu, niby to martwiąc się o mój stan zdrowia.
- Nie - Odparłem krótko, nie odwracając głowy w jego stronę.
Sorey po wysłuchaniu mojej odpowiedzi westchnął ciężko, podchodząc do łóżka, siadając na jego brzegu, zabierając mi bez ostrzeżenia książkę.
- Czy możesz przestać zachowywać się jak dziecko? - Po tych słowach rzuciłem mu spojrzenie mówiące zdecydowanie więcej niż tysiące wypowiedzianych przeze mnie słów. - O co te fochy? Robię dla ciebie wszystko, a ty obrażasz się na mnie za Bóg wie co - Dodał, po chwili widząc, że na tamte słowa nie specjalnie coś mu odpowiedziałem.
- O co? Mam ci tłumaczyć? Mam już dość twojej obsesji na punkcie mojej rany, mnie już nie jest, nie jesteś w stanie nic mi już zrobić, a mimo to wciąż znajdujesz wymówki, byleby ze mną nie spać, o to śląskie te fochy - Wyrzuciłem z siebie, nie ukrywając gniewu, z powodu tego, co robi.
- Miki to nie tak - Zaczął, patrząc w moje oczy.
- A jak? Czy ty nie rozumiesz, że od dwóch miesięcy brakuje mi ciebie, mam męża a tak jakbym go nie miał wcale, a to wszystko tylko dlatego, że nie chcesz ze mną przebywać - Mruknąłem, zły na niego o to, jak bardzo ostatnimi czasy zaniedbuje mnie, zapominając o bliskości, która jest dla mnie ważniejsza od spełniana zachcianek, które dla niego zdawały się być najważniejsze, nie słuchając tego, co ja do niego mówię i czego d niego oczekuje.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 I właśnie tego obawiałem się po zdjęciu szwów, że zamiast dalej wypoczywać i pilnować, by rana ładnie się zagoiła, będzie mi pomagał, by mnie odciążyć, w rezultacie czego będę musiał zwracać na niego większą uwagę, by nic mu się nie stało i by nie przesadził, bo przecież on nie będzie potrafił określić, kiedy jego ciało ma dosyć... ta rana była przecież cały czas świeża i tak łatwo było ją uszkodzić, no ale przecież po co uważać, skoro trzeba mi pomagać. 
- Nie spodziewaj się, że będziesz miał wiele do roboty, nadal powinieneś odpoczywać – przypomniałem mu chcąc już go teraz uświadomić w tym, że niewiele będzie robił. 
- Może i niewiele, ale zawsze w jakimś stopniu będę mógł cię odciążyć i w końcu mógłbyś trochę odpocząć. O, i nie będziesz już więcej musiał spać na kanapie tylko będziesz mógł wrócić do mnie – Miki zdecydowanie za bardzo wypruł myślami do przodu. To dobrze, że ma dobry humor, widziałem po nim, że w ostatnich dniach miał już serdecznie dosyć. Starał się to ukrywać, tak samo jak ja przed wszystkimi domownikami swoje zmęczenie, no ale moje już doświadczone oko potrafiło dostrzec to zirytowanie całą tą sytuacją. 
- Twoja rana nadal jest świeża, więc to nadal jest zbyt niebezpieczne – wyjaśniłem mu spokojnie, ciągle bojąc się, że w nocy nieświadomie za mocno się do niego przytulę, naruszając przy tym tę nieszczęsną ranę. 
- Nie masz już dosyć spania na kanapie? Jestem pewien, że chciałbyś już wrócić do sypialni – Miki oczywiście nie ustępował, no ale czego innego mógłbym spodziewać się po moim małym uparciuchu?
- Twoje zdrowie jest ważniejsze od tego, czego chcę ja – powiedziałem spokojnie, starając się za bardzo emocjonalnie nie podchodzić do całej tej konwersacji. Ja nie zamierzałem odpuścić w tej sprawie. Po miesiącu już zdążyłem przyzwyczaić się do tego bólu pleców, więc nic mi się nie stanie, jak spędzę na niej kolejny miesiąc, czy nawet jeszcze więcej. Mikleo może zdecydowanie bardziej ucierpieć, jeżeli przypadkiem się do niego przytulę... 
- Ale... – zaczął, ale zaraz mu przerwałem. 
- Nie ma żadnego ale i póki rana ci się zagoi, nie ma o czym rozmawiać – wyjaśniłem, kończąc tym samym tę rozmowę. Mikleo nie był za bardzo z tego powodu zadowolony, no ale nic u na poradzić nie mogłem. 
Kiedy wróciliśmy do domu pomogłem Mikleo zdjąć płaszcz oraz buty, a po zaprowadziłem go do kuchni, gdzie znajdowała się Lailah z Merlinem. Na czas naszej wizyty u medyka poprosiłem ją o zajęcie się naszym mały szkrabem, na co kobieta z wielką radością się zgodziła. Nie mam pojęcia, co te wszystkie kobiety – Lailah, Alisha, mama Mikleo – widzą w naszym synu, że tak uwielbiają się nim zajmować, ale jak chcą, to niech go sobie biorą. Przez ostatni miesiąc trochę mi za skórę zalazł. 
Reszta dnia minęła mi... cóż, chciałbym powiedzieć, że spokojnie, ale trochę bym skłamał. Po tym, jak Lailah wróciła do zamku, miałem na głowie zarówno Mikleo jak i Merlina, a później do tego wszystkiego doszła jeszcze Misaki, chociaż ona była najmniejszym problemem. Mikleo palił się do wszystkiego i nie raz musiałem go upominać, by przystopował, bo chciał się brać za rzeczy, których jeszcze robić nie powinien. A to chciał wziąć Merlina na ręce, bo przecież musi go położyć spać, albo zaczął przygotowywać obiad, kiedy ja poszedłem wraz z Merlinem po Misaki... już sam nie wiedziałem, czy powinienem go ganiać, czy pozwolić na to, by się przepracował, przez co rana zaczęłaby go boleć i wtedy już na pewno by przystopował... 
- Chodź, pomogę ci wrócić do sypialni – odezwałem się wieczorem, kiedy dzieci już spały, a mój mąż siedział w salonie na kanapie. 
- Nie – powiedział stanowczo, czym trochę mnie zaskoczył. 
- Nie? Dlaczego? – zapytałem, nie rozumiejąc, skąd u niego taka nagła decyzja. 
- Skoro ty nie chcesz spać ze mną, to ja będę spał z tobą – stwierdził hardo, czym trochę mnie załamał. Jeszcze tego mi brakowało w tym całym dniu...
- Miki, proszę cię, nie żartuj sobie, nie mam na siły – powiedziałem, ciężko wzdychając. Ma na górze wygodne łóżko, jutro jeszcze jak będę miał chwilę i siłę, jeszcze ze świeżą pościelą, bo mu dzisiaj zmieniłem, a on mi teraz mówi, że będzie spał tutaj... już nie chcę wspominać o tym, że poprzez spanie ze mną się naraża, bo to już chyba mu dosadnie wytłumaczyłem...

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Ucieszyłem się z pomysłu mojego męża, który był dla mojego ciała istnym zbawieniem, zastanawiam się jednak czy aby na pewno to dobry pomysł, nie chce przecież nadwyrężać rany, a z drugiej strony nie chce przez cały ten czas leżeć w łóżku tak bezczynnie a taki spacer po chociażby pokoju powinie dobrze mi zrobić i na to narzekać zdecydowanie nie będę.
- Cieszę się z twojego pomysłu - Przyznałem, uśmiechając się ciepło do męża, nim zwróciłem uwagę na te okropne zioła, musząc je wypić, robiąc to na jednym wdechu, mocno zaciskając oczy, nie mogąc na to patrzeć, czując już samo obrzydzenie z powodu patrzenia na zioła.
- No i co? Widzisz, nie było aż tak źle prawda? - Zadając to pytanie, pogłaskał mnie po głowie, zabierając kubek z mojej dłoni.
- W cale - Westchnąłem niepocieszony, krzywiąc się już lekko, czując ból brzucha, potrzebując zmienić pozycje, mając już dość siedzenia. Ta pozycja zdecydowanie mi nie służyła. - Pomóż mi, proszę się położyć - Poprosiłem, nie musząc za długo czekać, aby znów położyć się do łóżka wtulony w poduszkę dając odetchnąć mojemu biednemu brzuchowi.
- Odpocznij skarbie, w razie co wołaj - Poprosił, całując mnie w czoło, chcąc wyjść z pokoju i pewnie by to uczynił, gdybym nie chwycił go za rękę, powstrzymując przed odejściem.
- Zostań proszę i połóż się ze mną - Poprosiłem, nie chcąc pozostać tu samemu, zdecydowanie woląc pozostać z mężem. Odpoczywając, tak po prostu spędzając razem kilka chwil, pragnąc obecności człowieka, którego kocham a którego obecności strasznie ostatnimi czasy mi brakowało, Sorey przez cały czas spał na kanapie a mi brakowało jego obecności, której potrzebowałem jak każdy normalny człowiek.
- Zostań, proszę ze mną, nie chce być tu sam - Poprosiłem, nie potrzebując zbyt wiele czasu, kilka chwil to mi zdecydowanie wystarcza, a i jemu coś mi się tak wydaje, brakuje towarzystwa kogoś starszego od dzieci.
- Tylko na chwil - Zgodził się, kładąc obok mnie, delikatnie przytulając do siebie, głaszcząc po głowie, nim znów zmęczone odpłynąłem do krainy morfeusza, mogąc chociaż przez chwilę nacieszyć się bliskością mojego ukochanego męża.

Kolejne dni były dla mnie naprawdę ciężkie, a mimo to starałem się, chociaż sprawiać pozory nie znudzonego, zirytowanego i zmęczonego tym ciągłym leżeniem nie mogąc doczekać się każdego następnego wstania z łóżka, które cieszyło mnie, jak potrafiło dziecko ucieszyć prezent.
Dni mijające powoli w końcu dobiegły końca, a mój mąż wraz ze mną mógł pójść do medyka, który zdjął mi szwy, każąc mimo wszystko oszczędzać swoje ciało, aby to nie nadwyrężało się, całkowicie zabraniając mi dźwigania, które mogło mi zaszkodzić.. W czym konkretnie? Sam nie wiedziałem, a mimo to nie chciałem drążyć tematu, obiecując nie dźwigać, jeśli nie będzie to koniecznie.
- Od razu mi lepiej - Przyznałem, nie cierpiąc już z powodu szew, które utrudniały mi poruszanie się aż do chwili, w które się ich pozbyłem..
- Tylko nie nadwyrężaj się, dopiero zostały zdjęte ci szwy - Przypominał mi, tak jakbym o tym zapomniał.
- Wiem, przecież nic nie robię - Przyznałem, idąc powoli z mężem pod ramię.
- W tej chwili pamiętasz, jednak oboje dobrze wiemy, jak szybko potrafisz o tym zapominać - Miał racje, a ja nie mogłem się z tym nie zgodzić, prawie miesiąc spędziłem w łóżku, a więc teraz bardzo chętnie to wykorzystam.
- Nie musisz się o nie martwić, będę z rozwagą podchodzić do wszystkich prac - Obiecałem, zapewniając mojego męża w swoich przekonaniach, nie chcąc, aby się z mojego powodu martwił, szewki już zdjęte, a więc można dać mi szansę, wykonywać wszystkie domowe obowiązki odciążając męża od wszelakich domowych prac..

<Pasterzyku? C:>

poniedziałek, 30 stycznia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem tak do końca przekonany, czy powinienem mu odpuścić te zioła. W końcu, kiedy ja byłem chory, Mikleo nie chciał mi odpuścić grożąc, że jeżeli nie będę ich regularnie pić, to odejdzie. To zdecydowanie nie było w porządku, ale co miałem zrobić, jak leżałem w łóżku z gorączką i nie miałem siły na nic? Teraz role się odwróciły, ale nie będę się tak nad nim pastwił, ponieważ mam serce. 
- Wypij chociaż tę porcję, nie chcę, by się zmarnowała – poprosiłem, stawiając kubek z gorącą cieczą na szafce nocnej i usiadłem przy mężu, delikatnie gładząc go po nodze. Nim podam mu zioła, te muszą trochę ostygnąć, dlatego chwilkę mogę z nim posiedzieć. Misaki była w szkole, Merlin spał, zwierzaki nakarmione, więc miałem troszkę czasu wolnego dla mojego biednego aniołka. 
- Ale więcej nie będę musiał tego pić? – spytał z nadzieją. 
- Chociaż raz dziennie. Jak będziesz pić regularnie, szybciej rana ci się zagoi, a jak ci się już zagoi, to będziesz mógł chodzić i mi pomagać – odparłem, chcąc go troszkę pocieszyć i przekonać do picia ziół w miły sposób, a nie grożąc mu odejściem. Zioła nie są wymagane do jego pełnego wyzdrowienia, mają tylko przyspieszyć ten proces, ale leżeć musi, więc jak nie będzie leżał, to dopiero wtedy mogę mu zacząć grozić. 
- Ale to źle pachnie – burknął, pusząc policzki, przypominając mi w tym momencie naburmuszone dziecko. 
- Jak ja ci narzekałem na to, że coś źle pachnie i smakuje, to nie zwracałeś na to uwagi – przypomniałem mu, uśmiechając się do niego delikatnie. Cieszyłem się z tej krótkiej chwili spokoju, która nie wiem, ile jeszcze będzie trwać, bo Merlin w każdej chwili może się obudzić. I jeszcze na pewno będzie chciał do mamy, na co mu pozwolić nie mogłem, bo przecież Miki w tym momencie musiał dużo odpoczywać, a skoro nie będzie mógł iść do mamy, to będzie strasznie marudny... i tak praktycznie dzień w dzień. Oszaleć z tym dzieckiem można.
- Już więcej nie będę – obiecał, na co zaśmiałem się cicho. 
- Jeszcze zobaczymy. Pomogę ci usiąść, będzie ci wygodniej pić – zasugerowałem, na co mój mąż pokiwał głową. Ostrożnie, uważając na jego ranę, pomogłem zająć mu wygodniejszą pozycję, a następnie podałem mu kubek, by wypił teraz choć troszkę. Od razu po połknięciu pierwszego łyku skrzywił się, a ja mimo wszystko poczułem taką lekką satysfakcję. Teraz on wie, jak czułem się ja, kiedy podawał mi podobne świństwo. – Jak później będziesz czuł się dobrze i dzieci nie wejdą mi za bardzo na głowę, możemy spróbować cię zabrać na krótki spacerek – zaproponowałem, odsuwając kubek od jego ust. 
- Naprawdę? A nie miałem przypadkiem cały czas leżeć? – spytał, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Sam się sobie trochę dziwiłem, ale doskonale wiedziałem, że za długo go w tym łóżku nie utrzymam. Pewnie jutro już spróbowałby wstać, bo przecież dobrze się czuł... A tak chociaż będę miał jakąś kontrolę nad jego stanem zdrowia. 
-  Trochę nad tym myślałem i zdałem sobie sprawę, że gdybyś był człowiekiem, nie mógłbyś tak leżeć cały czas, bo musiałbyś chodzić do łazienki. A że anioły nie muszą załatwiać takich potrzeb, to w ramach zastępstwa będziesz chodził na krótkie spacery. Raz albo dwa razy dziennie, wszystko w zależności od tego, jak będziesz się czuł. I żadnego schodzenia po schodach – wyjaśniłem mu, uśmiechając się do niego delikatnie. 
- Oj, nawet bym nie dał rady – przyznał, delikatnie się krzywiąc. Pewnie musiał go brzuch zaboleć... powinienem się pospieszyć z podawaniem mu tych ziół i muszę z powrotem pomóc mu się położyć. 
- Jeszcze troszkę, Owieczko, i dam ci spokój – zachęciłem go, znowu przysuwając kubek do jego ust. Wyglądał na zmęczonego, ale nie dziwiłem mu się, pewnie po wczorajszym dniu jeszcze do końca nie wydobrzał, no i jeszcze dzisiaj medyk go troszkę pomęczył. Wypije to, i z mojej strony będzie miał spokój. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Czułem się całkiem nieźle, jeśli tak mogę powiedzieć, w moim stanie nieźle może mieć wiele znaczeń. Towarzystwo dzieci jednak bardzo mi się przydało, szczerze powoli wariuję tam całkiem sam, ile mogę przecież leżeć I patrzeć w okno, grzecznie robiłem to kilka dni, tak jak mi kazał, nie narzekając ani nie próbując niczego sobie zrobić, w końcu jednak musiałem wstać, aby ta cisza i samotność mnie tam całkowicie nie dobiła.
- Czuję się dobrze, wasze towarzystwo naprawdę mi się przydało, mam dość siedzenia w sypialni odseparowany od świata - Przyznałem, zgodnie z prawdą patrząc na niego uważnie. Mój biedaczek wygląda na strasznie zmęczonego, zdecydowanie powinien odpocząć. Szkoda tylko, że tego nie robi, zajmując się wszystkim tylko nie sobą samym.
- Rozumiem, że chcesz spędzić czas z najbliższymi, ale musisz leżeć, nie możesz sobie tak jeszcze chodzić, jutro zajrzy do nas medyk i dobrze by było, gdyby się nie okazało, że twoja rana się otworzyła - Gdy to mówił, westchnąłem cicho, kiwając głową, przez to okropne rozcięcie muszę teraz wegetować w łóżku, z czego cieszę się niezmiernie..
- Dobrze, pomożesz mi wstać? - Zapytałem, patrząc na męża, który od razu kiwnął głową, pomagając mi podnieść się do siadu, powoli prowadząc do sypialni, schodek po schodku robiąc sobie przerwę, co drugi schodek nie mając siły iść do góry. Wychodzi na to, że zejście ze schodów było łatwiejsze niż wejście po nich do góry, zdecydowanie odpuszczę sobie jeszcze chodzenie po schodach, przynajmniej do chwili, w której to medyk zdejmie mi szewki, a wtedy znów będę mógł normalnie funkcjonować.
Zmęczony położyłem się na łóżku, biorąc kilka głębszych wdechów, starając się nie za bardzo naruszać swojego biednego brzucha, który już po spacerze po schodach zaczął mnie nieźle boleć, chyba to jednak nie był za dobry pomysł..
- Wszystko w porządku? - Zapytał zmartwiony Sorey, bez ostrzeżenia podnosząc moją bluzkę, aby przyjrzeć się mojej pozszywanej bliźnie.
- Tak, wszystko dobrze, nie martw się tak o mnie - Poprosiłem, zakrywając moją bluzką brzuch. - Odpocznij, jesteś zmęczony, a mną się nie przejmuj, ja sobie tu poleżę, a ty wypocznij, jesteś zmęczony i doskonale to widzę - Odezwałem się, martwiąc o mojego męża, który ciągle musi zajmować się domem, dziećmi i jeszcze mną samym, ma dużo na głowie, a ja mu tego nie ułatwiam, chyba jednak powinienem leżeć na łóżku w sypialni i nie ruszać się tu aż do chwili, w którym to medyk da mi znać, że to już ten czas..
Mój mąż złożył delikatny pocałunek na moim czole, nakrył porządnie kołderką, wychodząc ze sypialni, pozostawiając mnie samego z nudnym pokoju i znów kolejny dzień upłynął mi na leżeniu, ciekawe jak długo jeszcze to będzie trwało..

Dnia następnego obudził mnie mój mąż, informując o medyku, który właśnie przyszedł obejrzeć moją ranę, która goiła się całkiem dobrze a mimo to miałem wciąż dużo leże ze względu na ryzyko otwarcia się rany. No cudownie mam nadal leżeć, mimo że czuje się już całkiem dobrze. Niepocieszony westchnąłem cicho, obiecując medykowi, że będę leżał, mimo że mam tego już po dziurki w nosie.
- Potrzebujesz może czegoś? - Zapytał mój mąż, przynosząc mi zioła, które kazał pić mi medyk, aby przyśpieszyć gojenie się rany.
- Dziękuje, nie ma takiej potrzeby - Przyznałem, krzywiąc się na widok ziół. - A mogę zdrowieć bez tego? - Dopytałem, nie specjalnie mając ochotę na picie tego okropnego napoju.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie wiem, jaki cudem mój mąż zszedł po schodach bez uprzedniego rozwalania swojej rany. Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę, na co tak właściwie się naraził? A gdyby po zrobieniu kilku kroków ledwo zasklepiona rana znów się otworzyła, on by upadł, ja bym tego nie usłyszał, i by mi się wykrwawił w sypialni...? I on mi mówił, że to ja jestem nieodpowiedzialny. Już nie chcę wspominać o tym, że w pozycji, jakiej aktualnie był, nie była dla niego najlepsza. Jak medyk jutro przyjdzie by zobaczyć, w jakim stanie jest jego rana, na pewno ochrzani mnie za to, że go nie pilnuję. 
- Ale nie możesz siedzieć, przez to tylko nadwyrężasz ranę. Jak już chcesz siedzieć z nami, to chociaż połóż się na kanapie – powiedziałem, sadzając Merlina w jego krzesełku, chcąc pomóc mężowi przejść do salonu. 
- Ale ja nie chcę leżeć – bąknął niezadowolony, na co westchnąłem ciężko. Panie, daj mi cierpliwości, bo naprawdę ledwo z nim wytrzymuję. Myślałem, że będę miał jeszcze trochę spokoju, no ale oczywiście Miki musiał pokrzyżować mi wszystkie plany, bo nie byłby w końcu sobą, gdyby spokojnie sobie leżał w łóżku, jak pan medyk nakazał. 
- Albo położysz się na kanapie z własnej woli, albo zaniosę cię na górę i zamknę w pokoju – zagroziłem, troszkę mając dosyć i nie mając siły na kłótnię z nim. Troszkę byłem zmęczony, bo dzieciaki nie zawsze chciały ze mną współpracować, no i też kanapa do najwygodniejszych nie należała, no i to wszystko trochę się tak na mnie odbijało. Staram się jednak zachować ten spokój, by dzieci się niepotrzebnie nie denerwowały, i by Miki nie czuł się źle z powodu tego, że w niczym mi nie pomaga, no ale dzisiaj trochę już byłem na wykończeniu. 
- No dobrze, niech ci będzie – bąknął, pusząc swoje poliki. 
Podszedłem więc do niego, po czym powolutku pomogłem mu dotrzeć do kanapy, a później upewniłem się, że miał przy niej wszystko; podłożyłem mu poduszkę pod plecy, opatuliłem kołdrą, przyniosłem wodę i czekoladę już pokrojoną w kostki. Jednym słowem, mój mąż miał wszystko, czego tylko mógł zapragnąć, a jeżeli potrzebował czegoś więcej, może mi dać znać, a ja mu to zapewnię. 
Merlin i Misaki praktycznie od razu wykorzystali sytuację i znaleźli się przy mamie, pragnąc jej towarzystwa. Niezbyt mi się to podobało, w końcu Mikleo powinien w tym momencie dużo odpoczywać, ale postanowiłem, że zareaguję dopiero wtedy, kiedy mój mąż syknie z bólu, albo krzyknie, albo zrobi cokolwiek innego co wskazywałoby, że coś go zabolało. Nic takiego się jednak nie stało i aż do obiadu – i nawet trochę po nim, miałem chwilę spokoju. Udało mi się trochę posprzątać po przygotowaniu i zjedzeniu posiłku, a w międzyczasie Misaki zajęła się lekcjami, a Merlin trwał przy mamie. Jak wróciłem do salonu, zdążył już zasnąć, dlatego odkleiłem go od mamy i zaniosłem go do jego sypialni. 
- Teraz kolej na ciebie. Dasz radę dotrzeć do sypialni? A może powinienem ci jakoś pomóc? – zapytałem, kiedy wróciłem już do salonu po odniesieniu Merlina do jego łóżka. 
- Nie chcę jeszcze wracać – odparł Mikleo, ledwo odwracając głowę w moją stronę. 
- Powinieneś odpocząć i się wyspać. Jutro przyjdzie medyk, by skontrolować twój stan zdrowia, musisz się jakoś prezentować – powiedziałem, siadając na materacu i ciężko wzdychając, troszkę walcząc ze swoim zmęczeniem. Takiej chwili spokoju nie miałem już od dawna... i w sumie, to jej nie miałem, powinienem zerknąć, jak Misaki radzi sobie w zadaniach domowych. Chociaż, skoro mnie nie woła, to może nie potrzebuje mojej pomocy...? I tak później będę musiał do niej zajrzeć, tak chociaż dla swojego spokoju. 
- Ty powinieneś odpocząć. Wyglądasz okropnie – odezwał się Mikleo, patrząc na mnie ze zmartwieniem. 
- Wszelkie reklamację proszę kierować do moich rodziców, to po nich mam taką twarz – powiedziałem żartobliwie, ledwo powstrzymując się od ziewnięcia. – Zamiast skupiać się na mnie powiedz mi lepiej, jak się czujesz. Dzieciaki bardzo dały ci w kość? – dopytałem, oczywiście martwiąc się o moją Owieczkę, która miała dzisiaj odpoczywać, a zamiast tego przez całkiem długi czas zajmował się naszymi pociechami, które go tak niezbyt oszczędzały... następnym razem będę znacznie bardziej stanowczy i nie pozwolę dzieciom tak bardzo go męczyć. W ogóle nie powinienem im na to pozwolić, oby tylko Mikiemu nic się nie stało, jego zdrowie w końcu było najważniejsze.

<Owieczko? c:>

niedziela, 29 stycznia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Wsłuchując się w głos męża czytającego książkę, zacząłem odczuwać zmęczenie, czyżby teraz tak wyglądał każdy mój dzień? Obudzę się, chwilę poleżę, patrząc w sufit i znów zasnę, nie mogąc robić nic innego? Jeśli tak będzie to wyglądało, to chyba naprawdę nie przydam się mężowi do niczego, będę tylko w stanie leżeć, a to nie wiele a tak konkretnie to nic nie wniesie w życie rodziny i domu, który będzie na głowie męża.
Myśląc tak o tym, słuchałem męża, walcząc ze snem, starając się trwać jak najdłużej w świadomości. Niestety ze zmęczeniem nie wygra się, leżąc w łóżku i właśnie z tego powodu w końcu odpłynąłem, nie wiedząc już co dzieje się wokół mnie przez najbliższych kilka godzin...

I tak właśnie kilka następnych dni musiałem leżeć i mimo licznych prób wstania nie potrafiłem zrobić nic więcej nic tylko z trudem podnieść się do siadu na kilka chwil, aby za chwilę znów paść na poduszkę ze zmęczenia nie mając siły na wykonywanie niczego więcej.
Ciągle tylko spałem i spałem, a jak nie spałem, to po prostu leżałem, już wszystko dosłownie bolało mnie od tego ciągłego leżenia, tak bardzo chciałem już wstać i coś ze sobą zrobić, niestety jedyne co robić mogłem to leżeć i utrudniać życie mojemu mężowi, który musiał mi we wszystkim pomagać.
Najgorzej jednak poczułem się, gdy dzieci wróciły do domu, chcąc spędzić z nami czas, a ja zamiast być tak z nimi na dole bylem zamknięty w pokoju nie mogąc wstać o własnych siłach z powodu brzucha, który nie dawał o sobie zapomnieć.
W końcu jednak przyszedł dzień, w którym to udało mi się podnieść z tego nieszczęsnego łóżka, nie było łatwo, ale się udało, łatwo również nie było zejść na dół po schodach, ale gdy tylko mi się to udało, musiałem oprzeć się o poręcz, robiąc kilka głębokich wdechów.
- Miki co ty robisz? - Słysząc głos męża, zerknąłem na niego kątem oka, nie mając siły się ruszyć, chyba wstanie z łóżka to jedno, ale zejście po schodach to już drugie.
- Próbuje funkcjonować - Przyznałem i nim mój mąż zdążył coś powiedzieć, nasze kochane dzieci podbiegły do mnie, przytulając się.
- Dzieci tylko ostrożnie mamę boli brzuch - Sorey od razu zwrócił uwagę dzieciom, które troszeczkę zbyt emocjonalnie okazywały mi swoją radość i miłość.
- Nic mi nie jest spokojnie - Uspokoiłem męża, idąc powoli do kuchni, gdzie musiałem usiąść na krześle, aby odpocząć po tym jakże męczącym zejściu po schodach.
- Powinieneś jeszcze leżeć - Słysząc słowa męża, westchnąłem cicho, tego się właśnie spodziewając, najlepiej, abym cały czas leżał, a kiedy ja już nie mogłem, od leżenia bolały mnie już stawy, potrzebowałem ruchu i właśnie dla tego jestem tutaj, a nie w sypialni całkiem sam.
- Nie umiem już leżeć - Wyznałem, kładąc dłoń na brzuchu, biorąc głęboki wdech.
- Mama - Usłyszałem głos synka, który od razu chciał wejść mi na kolana.
- Nie Merlin, nie wolno - Sorey wziął na ręce naszego syna, nie pozwalając mu usiąść na moich kolanach. Patrząc na mnie z uwagą, rejestrując każdy mój nawet najmniejszy ruch.
- Boli cię? - Widząc moje skrzywienie, od razu zareagował.
- Tak - Przyznałem, trzymając dłoń na brzuchu. - Nie, nie chce leżeć, chce pobyć trochę z wami poza łóżkiem, nim znów tam wrócę - Dodałem po chwili, uprzedzając go przed wypowiedzeniem tak dobrze znanych mi słów.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem przejęty tym faktem tak bardzo jak Miki, a to z bardzo prostego powodu. W końcu już nie raz zostawałem z dziećmi sam, ponieważ Miki był albo chory, albo miał skręconą kostkę i nie mógł się ruszać, no i dałem radę. Nie było to proste, owszem, ale wykonalne, więc dam sobie radę na pewno. A jak się już Miki lepiej poczuje, to wtedy dam mu kilka prostych, mało męczących zadań, by rana mogła spokojnie się zagoić. Najchętniej bym kazał mu leżeć w łóżku tak długo, dopóki nie będzie w pełni zdrowy, no ale doskonale wiedziałem, że jest to zwyczajnie niemożliwe. Wolałem więc już dać mu jakieś zadania, dzięki czemu mógłbym kontrolować jego stan... no ale na ten moment nawet nie ma co o tym myśleć, bo przez najbliższy tydzień nie może się ruszać z łóżka. Takie zalecenia medyka. 
- Mamy jeszcze kilka dni, a jak już bardzo chcesz mi pomóc, to po prostu nie pogarszaj swojego stanu. Wtedy moja praca będzie znacznie ułatwiona – wyjaśniłem mu, uśmiechając się delikatnie jak najbardziej starając się ukryć swoje zmęczenie. Spanie na kanapie nigdy nie wpływało na mnie dobrze, ale zdrowie mojego męża było ważniejsze niż to moje. 
- Nie chcę leżeć – burknął, pusząc delikatnie swoje policzki. 
- Wiem, Owieczko, ale chyba doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie możesz się za bardzo ruszać. Minimum tydzień musisz poleżeć – wyjaśniłem spokojnie, gładząc go po policzku. 
- Ale że ile...? – wymamrotał niepocieszony. 
- Zobaczysz, zleci ci szybko – starałem się go pocieszyć, chociaż chyba marnie mi to wychodziło. Ja to chyba nie nadaję się do pocieszania ludzi. I aniołów najwidoczniej też. – Chcesz coś do picia? Do jedzenia? Brakuje ci czegoś? – dopytałem, chcąc mu jak najbardziej umilić pobyt tutaj. W końcu to przeze mnie wylądował w łóżku, a skoro nie mogłem go wyleczyć, to może chociaż troszkę mu posłużę. Nie jest to wiele, ale zawsze coś... 
- Napiłbym się wody... – poprosił, na co kiwnąłem głową i zaraz wyszedłem z pokoju. Następnym razem muszę zabrać ze sobą Coco, by mu niechcący krzywdy nie zrobiła, ale to później, w końcu jeszcze tutaj wrócę, a jak na razie kotka sobie słodziutko spała na mojej poduszce. Ta to dopiero miała wygodnie...
Tak jak Miki mnie poprosił, wróciłem do niego ze szklanką wody, a następnie pomogłem mu się napić. I on chciał niby wstawać i mi pomagać, jak nawet nie mógł utrzymać kubka wody, i miał też wielki problem, by chociażby mnie dotknąć... też są tego plusy, bo skoro jest taki słaby, to na pewno nie wstanie, więc o to martwić się nie muszę. 
- Posiedzisz ze mną? – poprosił, kiedy opróżnił calutką szklankę. – Nie chcę zostać sam. 
- Oczywiście, Owieczko. Poczytać ci coś? – zapytałem, postanawiając spełnić jego prośbę. Trochę do roboty miałem, ale po jego zamykających się oczach podejrzewałem, że dużo mu nie trzeba, by zasnąć. 
Mikleo kiwnął głową, dlatego wziąłem do dłoni książkę i zacząłem czytać od momentu, w którym to ostatnio skończyliśmy. Miałem nadzieję, że będzie w najbliższych dniach spał jak najwięcej, dzięki czemu będę mógł być spokojny o jego zdrowie i skupić się na ogarnięciu domu. Dobrze byłoby utrzymać go w jak najlepszej czystości, póki dzieci nie wrócą, bo później to będzie niemożliwe, chyba, że będę sprzątać po nocy, a pewnie kilka razy mi się to zdarzy... Cóż, za głupotę trzeba płacić, szkoda tylko, że to Miki cierpiał na tym najbardziej. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Po wybudzeniu się ze snu wcale nie czułem się lepiej, wszystko mnie bolało, a każdy najmniejszy ruch powodował zmęczenie i ból, a jednak mimo to powoli podniosłem się do siadu, próbując wstać z łóżka, co w żadnym wypadku nie zostało mi ułatwione. Podejmując więc dwie próby, kończące się niepowodzeniem z powodu czego postanowiłem sobie ją odpuścić, leżąc bez ruchu, wsłuchując się w dźwięki wokół mnie. Doskonale słysząc kotkę stojącą za drzwiami próbującą dostać się do sypialni, w której leżałem, moja biedna kotka chcąca mi potowarzyszyć w tym cierpieniu.
- Coco przeszkadzać Mikiemu - Usłyszałem głos męża, który otwierał drzwi, chcąc powstrzymać kotkę przed wejściem do pokoju, co nie do końca mu się udało. Coco i tak weszła do sypialni, wskakując na łóżko, tuląc się do mojej twarzy, głośno przy tym mrucząc.
- Dzień dobry Coco - Odezwałem się zmęczony, gdy kotka położyła się obok mojej twarzy.
- Dzień dobry owieczko jak się czujesz? - Sorey podchodzący do łóżka usiadł na jego brzegu, chwytając moją dłoń, całując jej wierzch.
- Dzień dobry, trochę lepiej, chciałbym wstać z łóżka - Na moje słowa mój mąż skrzywił się nieznacznie, nie zgadzając się z moim małym marzeniem, kto by pomyślał, że w ogóle byłby w stanie się z tym zgodzić, najprawdopodobniej będę musiał tu leżeć tak długo, jak długo tylko będzie to konieczne.
- Nie możesz owieczko, twoja rana nie może zostać naruszana, niestety musisz leżeć, dopóki twoje ciało nie będzie w lepszym stanie - Wyznał, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach. - Przepraszam - Dodał tak nagle, czym lekko mnie zaskoczył, co się stało, z powodu czego mnie przeprasza? Czy ja o czymś nie wiem, o czym wiedzieć powinienem? Nie pamiętam, cały ten rytuał jest dla mnie jak koszmar, który pozostało wymazany z mojej pamięci.
- Za co mnie przeprasza? - Dopytałem, unosząc jedną brew, starając się używać jak najmniej energii podczas wykonywania tych niby prostych, a jednak tak trudnych dla mnie zadań.
- Za to, co się stało, gdyby nie ja nie musiałbyś się kaleczyć, nie musiałbyś ratować mnie tylko dlatego, że zapomniałem o kręgu, wchodząc do niego sprowokowany jego głupim gadanie - Wyjaśnił, obwiniając się za coś, co nie było jego winą. Przecież oboje dobrze wiemy, jaki potrafi być ten przeklęty demon znajdujący się w moim wnętrzu.
- Sorey, nie obwiniaj się, nic przecież nie zrobiłeś złego, Mormo to cwany demon, którego nie łatwo jest złamać - Przypominałem mu, tak bardzo nie chcąc, aby się o coś obwiniał, przecież nic nie uczynił. Ja na pewno żalu do niego nie mam.
Mój mąż mimo wszystko westchnął cicho, całując moją dłoń, wyglądając na strasznie zmęczonego, czyżby nie spał? A może spał tylko na pewno nie ze mną, a jeśli nie ze mną to na kanapie, mój biedaczek, gdyby tylko tak strasznie nie bał się spać ze mną, na pewno byłby na wygodnym łóżku.
Bardzo chcąc go pocieszyć albo chociażby dotknąć spróbowałem podnieść się do siadu, czując okropny ból, brzucha zaciskając mocno wargi, biorąc głęboki wdech.
- Leż, nie ruszaj się - Mój mąż położył dłonie na moich ramionach, zmuszając mnie do położenia się na łóżku. Wygląda na to, że przez kilka dni, a raczej tygodni, czy ja wytrzymam tyle czasu? Zaczynam się obawiać, o to, jak szybko zwariuje zamknięty w czterech ścianach.
- Nie chce zostawiać cię ze wszystkim samego, moja mama też może w każdej chwili wrócić z naszymi dziećmi - Przypomniałem, uświadamiając sobie jeden dosyć istotny fakt, Misaki powoli kończą się ferie, tak więc wrócą tu szybciej, niż ja zdołał wyzdrowieć, a to oznacza, że mój mąż zostanie sam z dziećmi, a tego nie będę w stanie przełknąć, leżąc tu bezczynnie.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Czułem się strasznie widząc mojego męża w takim stanie, zwłaszcza, że to przecież była moja wina. Gdybym tylko wtedy się nie zapomniał i nie wszedł przypadkiem do kręgu, nie musiałby się ranić, by odzyskać kontrolę nad ciałem... gdyby nie to, na pewno byłby teraz w lepszym stanie. Nie dość, że rytuał znacznie go osłabił, to jeszcze przez tę ranę stracił strasznie dużo krwi, co przecież nie mogło za dobrze wpłynąć na jego ciało. I jeszcze do rozwiązania jest zagadka w sprawie tego, jak poradzi sobie z emocjami. Pełnia już mu w tym nie pomoże, a i Lailah nie wie, jak Miki sobie z tym poradzi, ponieważ nie zna Serafina wody, który podjął się tego rytuału... cóż, cokolwiek by to nie było, będę wspierać mojego męża we wszystkim, w czym tego wsparcia potrzebował. I nawet ponad to. 
- Rytuał przebiegł pomyślnie, ale strasznie cię osłabił. I też nie wiem, czy pamiętasz, ale zraniłeś się, by odzyskać kontrolę i mnie ocalić. Ale tej nie byłem w stanie uleczyć, i Lailah też... przepraszam – wyjaśniłem mu, gładząc go po policzku. Czułem się z tym naprawdę źle, bo rana była naprawdę poważna i musiała goić się naturalnie, więc znowu minie kilka dobrych tygodni, nim Miki będzie mógł w pełni funkcjonować bez bólu czy obawy, że rana się otworzy. A to wszystko przeze mnie... 
- Nie masz za co przepraszać – powiedział cicho Mikleo, chyba starając się położyć rękę na moim policzku, ale wystarczyło, że ledwo ją uniósł, a już opadła na materac. Był strasznie osłabiony, czemu się nie dziwiłem, nie dość, że rana była w naprawdę paskudnym miejscu, to jeszcze stracił sporo krwi, i tak cud, że obudził się tak wcześnie...
- Zdrzemnij się jeszcze, Owieczko, musisz odzyskać siły – powiedziałem, chwytając ostrożnie jego dłoń i składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. Zaraz po tym odłożyłem ją z powrotem na materac, nie chcąc mu sprawić dodatkowego bólu. Cały czas musiałem mieć na uwadze to, że jest osłabiony i każdy najmniejszy i nieprzemyślany ruch z mojej strony może sprawić mu ból, jak to moje głupie przytulenie... 
- A położysz się obok mnie? – poprosił, na co lekko się skrzywiłem. Owszem, z chęcią bym to zrobił, ale bałem się, że podczas snu za mocno się do niego przytulę i tym samym zrobię mu krzywdę, a oboje doskonale wiedzieliśmy o tym, że uwielbiam się do niego przytulać podczas snu. 
- Nie wiem, czy to taki dobry pomysł. Rana ledwo ci się zasklepiła, co, jeżeli przeze mnie się otworzy? – przedstawiłem mu swoje obawy, które w moim mniemaniu były bardzo słuszne. Medyk w końcu ledwo go połatał, a ja już zniszczyłbym jego pracę. 
- Nic mi nie zrobisz. A poza tym, nie zasnę bez ciebie – a Miki oczywiście nie ustępował, pomimo tego, że ledwo mówił... cóż, na chwilę się z nim położę, dzięki czemu będzie spokojniejszy, a jak już zaśnie, co na pewno mu długo nie zajmie, to wtedy zejdę na dół i rozłożę sobie kanapę do spania. To będzie zdecydowanie najlepsze wyjście przynajmniej na te kilka dni, dopóki Miki nie poczuje się choć troszkę lepiej. 
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Ostrożnie położyłem się obok męża, pozwalając mu wtulić się w moje ciało. Tak jak podejrzewałem, długo mu nie zajęło, by zasnąć, a jako że i ja sam byłem zmęczony, nie leżałem  przy nim za długo. Jeszcze bym go skrzywdził przez sen, a tego bym sobie nigdy nie wybaczył, już teraz czuję się okropnie z powodu tego, że pozwoliłem sobie na przekroczenie tego kręgu... nim wyszedłem z pokoju, opatuliłem go kołdrą, naciągnąłem wszystkie zasłony, by rankiem nie obudziło go za wcześnie słońce, zgasiłem świeczki i zamknąłem za sobą drzwi, by chętna na czułości Coco przypadkiem nie wskoczyła mu na brzuch. 
Jako, że już była późna noc, a ja jeszcze się dzisiaj nie ogarnąłem, dlatego wziąłem szybką kąpiel, zrobiłem sobie i zwierzakom coś szybkiego do jedzenia i położyłem się spać na tak nielubianej przeze mnie kanapie... cóż, wolałem, aby mnie bolały plecy niż gdybym miał zrobić krzywdę Mikleo. I tak już wystarczająco go dzisiaj skrzywdziłem, nie potrzebował jeszcze więcej bólu. 

<Owieczko? c:>

sobota, 28 stycznia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc tak dobrze znany mi głos męża, podniosłem się z ziemi, patrząc w oczy demona, który nie ukrywał rozbawieniu całą tą sytuacją.
- Zostaw go - Rozkazałem, świadom tego, jak demon na to zareaguje, w końcu to demon a one do najbardziej życzliwych nie należą, wręcz przeciwnie napawają się nieszczęściem innych, jakie to żałosne.
- Zmuś mnie - Odpowiedział drwiąco, patrząc w moje oczy, świetnie bawiąc się moimi emocjami, na co pozwolić mu już dłużej nie mogłem, koniec tego dobrego nie będzie więcej żył za mnie.
Nie odpowiadając demonowi na tę żałosną zaczepkę, wyciągając kawałek pękniętego szkła, które pojawiło się nie daleko, dosłownie znikąd wbijając je sobie w brzuch, wiedząc jak odbije się to na moim ciele.
- Ty kretynie - Zawołał, tracąc kontrolę nad moim ciałem, które upadło, plując krwią na ziemię.
- Miki? - Słysząc głos męża, spojrzałem na niego. Wiedząc, że to jeszcze nie koniec.
- Wyjdź z kręgu to jeszcze nie koniec - Wydukałem, plując krwią, wypychając go z kręgu, nim demon znów podjął walkę o moje ciało, walkę, która trwała długi i walkę, którą w końcu wygrałem, zamykając demona za kratami. Marząc, aby był to już ostatni raz, mając już dość tej wojny między nami.

Obolały jak chyba nigdy dotąd, otworzyłem oczy, czując pod plecami miękki materac i tak dobrze znajomy mi sufit, czyżbym był już w domu?
Zdziwiony podniosłem się do siadu, mimo palącego bólu całego ciała rozglądając się po pomieszczeniu, dostrzegając męża śpiącego na krześle. Dlaczego nie położył się obok? Pewnie zasnął podczas próbowania mnie. Mój kochany mężczyzna.
- Sorey - Wydukałem, ledwo będąc w stanie mówić, z powodu czego nie byłem w stanie go obudzić. Moje ciało wstać również mi nie pozwoliło, dla tego siedziałem tak dobre kilka minut, nim znów spróbowałem. - Sorey - Wychrypiałem, nadal nie będąc w stanie wydać z siebie głośniejszego dźwięku. Na moje szczęście mój mąż obudził się, a ja nie musiałem nadwyrężać bardziej swojego gardła.
- Owieczko nic ci nie jest - Z radością w głosie mocno przytulił się do mnie i to zdecydowanie trochę za mocno co wywołało cichy jęk wydobywający się z moich ust. - Boli? Coś ci zrobiłem? Przepraszam - Spanikowany, patrzył na mnie, nie wiedząc co ze sobą zrobić, zbyt bardzo się o mnie bojąc.
- Spokojnie Sorey... Nic mi nie zrobiłeś...Nie musisz tak panikować - Wydukałem, między słowami robiąc dłuższą przerwę na przełknięcie śliny.
- Nie brzmisz najlepiej - Słusznie dostrzegł, kładąc dłonie na moich policzkach. - Wszystko w porządku? Potrzebujesz może czegoś? - Zmartwiony zajął się mną, a nie sobą a przecież widać było na pierwszy rzut oka, że jest zmęczony.
- Tak, wszystko jest tak, jak być powinno, jestem tylko odrobinkę zmęczony i może trochę nawet spragniony - Wypowiedziałem pół szeptem, kładąc się do łóżka, czując wciąż męczące mnie zmęczenie.
- W takim razie idę dla ciebie po wodę - Odezwał się i nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, Sorey już zdążył wyjść z naszej sypialni, wywołując u mnie ciche westchnięcie, na które jedynie było mnie stać, grzeczni leżąc w łóżku, czekając na jego powrót.
- Już jestem, proszę to dla ciebie - Sorey przyniósł mi wodę, pomagając mi w jej wypiciu, za co byłem mu wdzięczny, nadal moje ciało było osłabione i nawet trzymanie kubka było strasznie trudne.
- Odpoczywaj, a ja się wszystkim zajmę - Odezwał się, głaszcząc mnie po policzku, łagodnie się o mnie uśmiechając.
- A położysz się ze mną? - Zapytałem, nie chcąc leżeć tu całkiem sam. - Co tak właściwie się stało? - Dopytałem, nie świadom tego, co się wydarzyło w trakcie walki z demonem..

<Pasterzyku? C:>

piątek, 27 stycznia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Będąc szczerym, nie spodziewałem się tutaj kapłana. Albo może inaczej, nie spodziewałem się go w tym momencie tutaj. Nie była to niedziela, ani żadne święto, ani jakaś mniej znana uroczystość, bo gdyby coś takiego było, Lailah by o tym wiedziała i na pewno zdecydowała się przełożyć rytuał na jakiś inny dzień. Swoją drogą, ona też była równie zaskoczona widokiem kapłana, a i kapłan był zaskoczony nami. Zerknąłem kątek oka na Mikleo, który na razie jak nieżywy leżał w kręgu. Najwidoczniej już rozpoczął swoją walkę z demonem, co raczej za dobre nie było. Jeżeli choć na moment demon zyska przewagę, na pewno nie omieszka przejąć kontroli nad jego ciałem. A jeżeli kapłan zobaczy tutaj demona.. oj, obawiam się, że nie byłby zachwycony z tego powodu. 
- Co się tutaj dzieje? – spytał, trochę rozgniewany, trochę zaskoczony. 
- To nie jest tak jak myślisz... – zacząłem, intensywnie myśląc nad tym, jak najszybciej się go pozbyć. Lepiej, aby nie widział, co tu się dzieje, bo momentami to może być przerażające dla osób niedoświadczonych w kontaktach z demonem, a ten staruszek chyba jeszcze nie miał z czymś takim do czynienia...
- Cudownie, tylko klechy mi tu brakowało – zimny głos demona zaskoczył nas wszystkich. Mikleo już stracił kontrolę...? Ostatni razem chyba ta pierwsza bitwa nie była aż tak krótka... cóż, to nic takiego, najważniejszy jest efekt końcowy, a jestem pewien, że mój mąż go pokona. 
- Czy to... to demon? W domu bożym? – zaczął niepewnie kapłan, w oszołomieniu wpatrując się w mojego męża. W sumie, to demon jeszcze nie zdeformował ciała mojego męża, jedyne, co wskazywało na to, że to nie jest on, to jego oczy, które były znacznie ciemniejsze niż zazwyczaj. I że kapłan tylko po tym go rozpoznał... może jednak jest kapłanem z powołania, a nie dlatego, by napchać sobie kieszenie złotem? 
- Cóż za spostrzegawczość, widzę, że ten z góry inteligencji ci nie szczędził. I przez to zabrakło jej dla innych tu obecnych – wyszydził demon, szczerząc się w ten obrzydliwy sposób. 
- Sorey, spróbuj dotrzeć do Mikleo. Póki nie odzyska kontroli, nie będę w stanie przeprowadzić rytuału. Ja wytłumaczę kapłanowi, co my tutaj właściwie staramy się uczynić – odezwała się Lailah, na co pokiwałem głową. 
Ona zdecydowanie lepiej się do tego nada niż ja, ja zajmę się wściekłym demonem. Nie będzie to łatwe, gdyż muszę dotrzeć do mojego męża, a nie po prostu zwyczajnie go zdominować, co chyba było prostsze... no cóż, Miki musiał stoczyć swoją walkę, a ja mu w tym pomogę. Obiecałem mu, że zawsze przy nim będę i słowa dotrzymam. 
- Więc teraz zaczniesz mówić, jak to go bardzo nie kochasz, i że jesteś przy nim, i że ma do ciebie wrócić... oszczędzę ci oddechu, nie ma go tam. Przegrał, i jestem tylko ja sam – demon uśmiechnął się lubieżnie, mrużąc przy tym swoje oczy. 
- Nie wierzę ci. Mikleo tam jest, i uda mu się cię pokonać – powiedziałem, wpatrując się w jego oczy. Mikleo tam był i na pewno mnie słyszał, oby tylko mój głos mu pomógł w tej walce...
- Nie ma siły walczyć, a kiedy cię zabiję, podda się całkowicie i w końcu to ciało będzie w końcu całe moje. 
- Nigdy nie będzie twoje – warknąłem, podchodząc bliżej do kręgu. 
- Oj, kaczuszko, to stanie się szybciej niż myślisz, i to wszystko dzięki tobie – uśmiechnął się słodko, na co zmarszczyłem brwi. Co miał na myśli...?
Już po sekundzie wiedziałem, co oznaczały jego słowa. Musiałem nieświadomie przekroczyć krąg, a demon to wykorzystał i wciągnął mnie do środka. Cisnął mną o ziemię z siłą tak wielką, że zaparło mi dech w piersiach. Był znacznie silniejszy, niż zapamiętałem... nim się zorientowałem, demon przystawił mi swoje obrzydliwe pazury do szyi, które bez żadnych problemów były w stanie przeciąć moją tętnicę. Chyba Lailah coś krzyknęła, ale pewien nie byłem, dalej dzwoniło mi w uszach. 
- Jakieś ostatnie słowa? – wysyczał demon, mocniej przyciskając swoje pazury do szyi, chyba tą skórę trochę przecinając, a przynajmniej takie miałem wrażenie, bo wydawało mi się, że czułem, jak coś spływa mi po skórze. 
- Miki... wiem, że tam jesteś. Wiem, że to trudna walka, ale nie możesz się poddać... – wymamrotałem, zaciskając palce mocno na jego dłoni, by choć o milimetr odsunąć jego szpony od mojej szyi, co tak średnio mi wychodziło. 

<Owieczko? c:>

czwartek, 26 stycznia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Mimowolny uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy jego słowa do mnie dotarły, kochany zawsze się tak o mnie martwi i stara się mi pomóc za wszelką cenę, nie mógłbym mieć naprawdę nikogo innego na jego miejsce, poprawka ja nor chciałbym nikogo innego na jego miejsce.
- Nigdy o tym nie zapomnę - Przysiągłem, z łagodnym uśmiechem, który zniknął, od razu po ujrzeniu pani jeziora wywołując wewnętrzny lek, przez który ledwo potrafiłem przełknąć ślinę, stresując się jeszcze bardziej niż jeszcze chwilę temu.
- Dzień dobry Lailah - Odezwał się Sorey, skupiając uwagę pani jeziora, która uśmiechnęła się do nas ciepło.
- Dzień dobry Sorey, Mikleo. Co was do mnie sprowadza? - Zapytała, nie przestając się uśmiechać przynajmniej do chwili, w której powiedziałem jej, co się stało i dlaczego tu jesteśmy, od razu dostrzegając zmianę w mimice twarzy kobiety. - To nie dobrze, ten demon chyba zdecydowanie na za dużo sobie pozwala, musimy coś z nim zrobić - Odezwała się bardziej zmartwiona niż ja sam.
- Możemy się go jakoś pozbyć? - To pytanie zadał Sorey, rozmawiając o demonie z panią jeziora, troszeczkę pomijając w tym wszystkimi moją osobę. A to może i lepiej ja i tak nie chce o tym rozmawiać, czując się nie do końca dobrze.
- Pozbyć się go nie możemy, nie posiadamy niczego, co pozwoliłoby nam go gdzieś zamknąć, dla tego musi on zostać we wnętrzu Mikleo. Musicie, że pojawia się podczas pełni, oznacza to, że trzeba coś z tym zrobić - Zaczęła, czym mnie zainteresowała.
- Masz jakiś konkretny pomysł? - Zapytałem, tym razem ja z nadzieją na pozbycie się demona lub chociażby wyciszenia go.
- Jesteśmy w stanie zamknąć demona podczas rytuału, jednak musimy również wyciszyć i ciebie tak, aby pełnia nie miała na ciebie większego wpływu - Wyjaśniła, czym lekko mnie zaskoczyła.
- Tak się da? - Dopytałem, unosząc jedną brew ku górze.
- Oczywiście, jest tylko jeden minus tego czynu.. - Lailah już chciała mi powiedzieć, jaki jest minus, którego słyszeć szczerze nie chciałem słyszeć, jeśli się da, chce to uczynić, aby nie pozwolić demonowi dojść do władzy i aby nie męczyć więcej mojego biednego męża sobą podczas pełni.
- Jesteś pewny? - Zapytała, na co kiwnąłem głową, naprawdę nie chcąc wiedzieć, czasem tak po prostu jest lepiej.
- Ja natomiast chce wiedzieć - Odezwał się Sorey, chcąc poznać prawdę na temat, który mnie nie specjalnie w tym momencie interesował.
- Pełnia jest częścią drugiego oblicza aniołów wody, pozwala im to wyzbyć się wszystkich nadmiernych emocji, bez tego Mikleo będzie musiał radzić sobie radzić w inny sposób - Mój mąż zmartwił się, z tego powodu chcąc, abym zmienił zdanie, ja jednak podjąłem już decyzje, nie mając zamiaru z nim na ten temat dyskutować, to była moja decyzja i on nie powinien się w to wtrącać, zdecydowanie nie w tej sprawie.
- Miki, ale.. - Sorey coś mówił, zapewne chcąc, abym zmienił zdanie, ja jednak nie miałem już na to ochoty, podejmując decyzje, której już nie zmienię pod żadnym pozorem.
Lailah nie chcąc, abyśmy się przypadkiem zaczęli kłócić, zabrała nas do katery, gdzie niepewnie wszedłem do kręgu, biorąc głęboki wdech, ostatni raz zastanawiając się czy na pewno tego chcę, zamykając oczy, stając twarzą w twarz z demonem, który cieszył się na mój widok, atakując bez ostrzeżenia, wywołując między nami walkę, znów tracąc kontrole nad ciałem, którym znów zawładnął demon, starając się wydostać z więzienia.
- Poddaj się, ile jeszcze będę z tobą walczył - Odezwał się, niezadowolony demo sprowadzając mnie do parteru, w tym samym momencie słysząc głos kapłana, który musiał pojawić się w katedrze. Czując, jak demon wydostaje się spod mojej kontroli. Ile jeszcze muszę z nim walczyć, tak bardzo nie mam już na to wszystko siły..

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Zdecydowałem się jak najszybciej się ogarnąć, by mój mąż nie musiał na mnie za długo czekać. Widziałem, że się strasznie się stresował, a tego przecież nie chciałem, bo przecież nie ma czym, prawda? Raz go w końcu pokonał, więc następnym razem też mu się uda. Owszem, to nie była łatwa walka, trochę przy tym mi się oberwało, ale jeżeli to miałoby pomóc Mikleo, jestem w stanie to znieść. Co więcej, nastawiłbym drugiego policzka, byleby tylko mój mąż odzyskał władzę nad ty pasożytem. Szybko przebrałem się w schludne ubrania i ogarnąłem swoją twarz, pozbywając się z niej zarostu. Z racji tego, że się trochę spieszyłem, na jednym z moich policzków powstało małe zacięcie. Ostatnio coraz częściej mi się to zdarzało, a to raczej nie wróżyło o mnie dobrze. Że też nie potrafię sobie poradzić ze zwykłym goleniem... Postanowiłem nie leczyć tego małego skaleczenie, bo i po co, to przecież była tylko drobna ranka, która w żaden sposób mi nie mogła zagrozić. Jedynie otarłem spływającą po moim policzku krew i mogłem schodzić do mojego zestresowanego męża. 
- Jestem gotowy – powiedziałem, schodząc na dół do Mikleo, który przez cały ten czas siedział w kuchni. Był naprawdę zestresowany, co mnie bolało. Gdybym tylko był trochę silniejszy, czułby, że nie jest w tym sam, a też dzięki temu byłby mniej zestresowany. – Hej, słońce, wiesz, że jestem z tobą, prawda? – odezwałem się, kucając przed nim i chwytając jego dłonie, uśmiechając się do niego delikatnie, chcąc go jakoś pocieszyć. Najwidoczniej nie byłem w tym najlepszy, bo gdybym był, mój mąż na pewno czułby się w moim towarzystwie, ale i tak musiałem spróbować go pocieszyć. 
- Wiem, ale... jak będę walczył z demonem, będę sam – powiedział cicho, patrząc na mnie ze strachem w swoich cudownych oczach. 
- Może i podczas twojej walki nie będziesz mógł mnie dostrzec, ale chcę, byś wiedział, że będę obok. Będę przy tobie tak długo, jak tylko Bóg mi na to pozwoli – wyznałem, przysuwając jego dłoń do swoich ust i składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. 
- Obiecujesz? – dopytał, patrząc na mnie z nadzieją. 
- Oczywiście, Owieczko – potwierdziłem, uśmiechając się szerzej na widok pozytywnych emocji, jakie pojawiły się na jego twarzy. Nie było ich jakoś bardzo dużo, ani też nie były jakoś bardzo silne, ale były one zdecydowanie lepsze niż strach. – Pokonamy go, słońce. Nie musisz się bać. 
- Dziękuję. Idziemy? – dopytał, poprawiając swoją grzywkę, która chyba troszkę mu przeszkadzała. Jak tylko wrócimy, muszę mu jakoś spiąć włosy tak, by mu ta grzywka nie przeszkadzała, o ile oczywiście będzie miał na to siłę. A jak jej mieć nie będzie, to nic, on odpocznie, a ja... cóż, coś sobie do roboty znajdę. 
- Pewnie – przyznałem, podnosząc się na równe nogi, nie puszczając oczywiście jego dłoni. 
Mikleo to niezbyt przeszkadzało przynajmniej do chwili, w której musieliśmy się ubrać. Znaczy, ja musiałem, Mikleo nie musiał, ale i tak pomogłem mu nałożyć płaszcz, aby jego ciało nie było jakoś bardzo wychłodzone. Już raz musiałem sobie poradzić z jego okropnie zimny ciałem i za przyjemne to do końca nie było, więc już wolałbym tego na przyszłość uniknąć. 
Przez całą drogę do zamku Mikleo był wyjątkowo spięty, a im bliżej byliśmy, tym bardziej zestresowany był. Trochę próbowałem go pocieszyć, starając się zacząć jakąś luźną rozmowę, ale Miki niezbyt był do niej chętny. Nie wiem, czy był bardziej przerażony tym, że znowu będzie musiał stanąć oko w oko z demonem, czy może wstydził się opowiedzieć Lailah, co takiego się stało... przecież nie ma się czego wstydzić, nie zrobił przecież tego specjalnie, ja o tym wiem, Lailah o tym wie, znaczy, się dopiero dowie, ale jestem pewien, że nie będzie go osądzać. 
- Wiesz, że cię kocham, prawda? – odezwałem się, kiedy już weszliśmy do środka i zaczęliśmy się kierować do ogrodu, gdzie Pani Jeziora się znajdowała. 
- Wiem, ale nie wiem, dlaczego mi o tym w tym momencie mówisz – odparł, patrząc na mnie uważnie. 
- Upewniam się tylko, czy o tym pamiętasz. I że nigdy o tym nie zapomnisz – przyznałem, uśmiechając się do niego promiennie. Strasznie chciałem go pocieszyć, a że nic nie działało, postanowiłem powiedzieć słowa, które zawsze najlepiej poprawiały mu humor, ale chyba nawet to do końca nie podziałało...

<Owieczko? c:>

środa, 25 stycznia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Cicho westchnąłem, nie do końca wiedząc co mam mu odpowiedzieć, zgodnie ze swoim sumieniem nie czuję się na siłach, a wręcz nie chce się czuć, zdecydowanie bardziej wolałbym, abyśmy o tym wszystkim zapomnieli, nie informując pani jeziora, o tym, co uczyniłem, chcąc po prostu już o tym nie mówić, zakopać to głęboki i nigdy nie odkopywać. Sorey jednak ma racje, mówiąc o tym, co demon może uczynić moimi bliskim, jeśli znów stracę nad nim kontrolę, a tego nie będę w stanie już przeżyć.
- Nie jestem, ale wiem, że muszę to zrobić dla bezpieczeństwa twojego i naszych dzieci - Przyznałem, nerwowo bawiąc się palcami, starając się za wszelką centrum unikać wzroku mojego męża, wciąż nie potrafiąc przełknąć tego, do czego się dopuściłem.
- Miki - Westchnął cicho, siadając obok mnie na krześle, kładąc mi dłoń na podbródku, odwracając ją w swoją stronę, uśmiechając się do mnie ciepło. - Nie chcę, abyś się do czegoś zmuszał. Chce, abyś sam poszedł do Lailah, sam w tym sensie, abyś się do tego nie zmuszał, bo to nie zdrowe i na pewno nie pomoże ci w pokonaniu tego, co w tobie siedzi - Wyjaśnił, patrząc prosto w moje oczy.
- Wiem, wiem, że powinienem sam tego chcieć, ale nie chce, nie potrafię chcieć, boję się tego, co znów się stanie, jeśli tego nie zrobię, ale również boję się tego, co stanie się, gdy znów stanę z nim oko w oko, ostatnio udało się go zamknąć, jednak on staje się coraz silniejszy za każdym razem, gdy tylko udaje mu się przejąć kontrolę - Wyznałem, patrząc w jego oczy z widocznym lękiem w lawendowych oczach.
- Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś? - Zapytał widocznie zmartwiony tym, co ode mnie usłyszał.
- Nie złożyło się jakoś - Przyznałem, lekko zawstydzony tym, co właśnie wyszło na jaw, a czego powiedzieć nie chciałem.
- Oczywiście nigdy się nie składa i składać się nie będzie, jeśli nie zaczniesz mi w końcu ufać - Wyznał, nie ukrywając żalu do mnie z powodu zatajenia przed nim tego faktu.
- Sorey, to nie tak, że ci nie ufam, nie odbieraj tego w ten sposób, ja po prostu nie chce, abyś się o mnie martwił, masz chore serce i wydaje mi się, że masz zdecydowanie więcej problemów niż te, które należą do mnie i z którymi to ja, a nie ty powinienem sobie poradzić - Wytłumaczyłem, patrząc w jego oczy, nie wiedząc jak mam mu to inaczej wytłumaczyć, aby doszło do niego to, iż to nie jego wina, tylko moją i tego, że nie chce to sobą martwić.
- A ile jeszcze razy ja mam ci powtarzać, że jesteś wszystkim, co mam i chce, abyś mówił mi o wszystkim, co cię martwi? - Na jego słowa westchnąłem cicho, wstając z krzesła, nie chcąc już poruszać tego tematu, Sorey właśnie tak robi, zatajając przede mną rzeczy istotne, a więc stwierdziłem, że to naturalne, aby tak robić, niestety chyba się pomyliłem i nie działa to tak jak u niego, często to widuję. Czasem ludzie wciąż potrafią mnie zaskoczyć swoim dziwnym zachowaniem.
- Przygotuj się proszę, chce to zrobić jak najszybciej - Poprosiłem, na co mój mąż bez słowa kiwnął lekko głową, wychodząc z kuchni, idąc przygotować się do wyjścia, dając mi czas na ostatnie psychiczne przygotowywanie się na spotkanie z panią jeziora, które na tę chwilę stresowało mnie jak nic innego ma tym świecie...

<Pasterzyku? C:> 

wtorek, 24 stycznia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Słysząc jego słowa uśmiechnąłem się szeroko, czując naprawdę wielką ulgę. Troszkę już zacząłem się obawiać, że Miki jeszcze przez długi czas będzie się wymigiwał od tego spotkania z nieznanego mi powodu, a w końcu im szybciej, tym lepiej. Jeżeli ten demon znów w najmniej oczekiwanym momencie przejmie kontrolę nad jego ciałem nie wiem, jakbym sobie z nim poradził. Nie wiem, co ja zrobię z Mikleo, jak znowu nadejdzie pełnia i będzie znowu trochę bardziej rozochocony, jak już ostatnio miałem z nim problem... Cóż, będę się martwił, jak przyjdzie co do czego, teraz się powinniśmy skupić na najbardziej aktualnym problemie, czyli na tym, by pozbyć się demona z jego ciała. A jak na ten moment nie będzie to możliwe, to żeby chociaż go jakoś ujarzmić. Po tym całym rytuale był spokój na dłuższy czas, więc może trzeba będzie go powtórzyć...? Cóż, ja specem nie jestem, zobaczymy, co powie Lailah.
- Cieszę się, że w końcu się zdecydowałeś – przyznałem, kontynuując sprzątanie. Niewiele już mi zostało, tylko dokończę sprzątać kuchnię, założę na siebie coś innego niż piżama. I może jeszcze ogarnę twarz... dobrze byłoby się w końcu ogolić, ileż w końcu można chodzić z takim zarostem...? Znaczy, mnie on tam nie przeszkadzał, ale przeszkadzał mojemu mężowi i właśnie dlatego powinienem go zgolić. 
- Robię to dla was – odparł, czym lekko mnie zaskoczył. Jak to dla nas? Znaczy, to też jest dobra motywacja, nie wykluczone, że demon skrzywdziłby dzieci, gdyby stanęły mu na drodze... to chyba jest najgorszy możliwy scenariusz, jaki mógłby się wydarzyć.
- A dla siebie już nie? Też strasznie na tym cierpisz – zauważyłem, przyglądając się mu uważnie. 
- Wami przejmuję się bardziej niż sobą – dodał, na co westchnąłem ciężko. Nie ważne, ile razy mu to mówię, Mikleo dalej przekładał dobro innych ponad swoje, co oczywiście dobre było, ale siebie omijał aż za bardzo. I to chyba znowu z mojej winy, bo ja też siebie tak traktowałem, ale ja byłem tylko prostym człowiekiem, więc siebie mogłem tak traktować, bo nie byłem do końcu nikim ważnym. Ale Miki był aniołem, a jak wiadomo, anioły są ważniejsze od ludzi. 
- Aniołku... – zacząłem, odwracając się w jego stronę, nie ukrywając smutku. – Nie oceniaj siebie tak nisko. Jesteś najwspanialszym aniołkiem, jakiego znam. Nie ma istoty, która jest lepsza od ciebie – odezwałem się, delikatnie się do niego uśmiechając. Mój mąż naprawdę był niesamowity, wszyscy to widzą i szkoda, że on tego dostrzec nie potrafił. 
- Wielu aniołów nie znasz, więc jakoś specjalnie dużej konkurencji nie mam – powiedział lekko żartobliwie, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. I po kim on ma taką niską samoocenę, to ja nie mam pojęcia...
- Po prostu tego nie skomentuję – westchnąłem cicho, przecierając blat stołu. – Tylko się ogarnę i możemy iść – dodałem, odkładając ścierkę na bok i wyrzucając ostatnie śmieci. – Poczekasz na mnie chwilkę? 
- No nie wiem, chyba pójdę do Lailah sam – strasznie się go dzisiaj humor trzymał, i nie byłem pewien, dlaczego. Może był troszkę zestresowany tym spotkaniem z Lailah? Od samego początku nie był do końca przekonany co do wizyty u pani Jeziora i trochę się przed tym wzbraniał, więc może teraz odreagowuje? Albo jest niewyspany, bo obudziłem go za wcześnie, a jak wiadomo, człowiek niewyspany to człowiek wredny. Znaczy, w tym przypadku to anioł. 
- Miki, na pewno czujesz się na siłach, aby iść do Lailah? – dopytałem nie chcąc, by mój kochany Miki się do czegoś przymuszał. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc jego pytanie, od razu pokręciłem przecząco głową, nie rozumiejąc skąd to zmartwienie, tylko sobie ziewałem nic ponadto, raczej nie wydaje mi się, aby to był grzech.
- Spokojnie Sorey, bez stresu, weź głęboki wdech i głęboki wydech dobrze? Nic się nie dzieje - Uspokoiłem go, przybliżając się do niego, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - Jesteś naprawdę kochany - Dodałem, uśmiechając się do niego, najcieplej jak to tylko ja potrafiłem, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak ten uśmiech magicznie na niego działa.
- Na pewno? Bo może chciałeś jeszcze sobie pospać - Odpowiedział mi, odrobinkę już bardziej zrelaksowany, z czego się akurat cieszę, nie chce przecież, aby z mojego powodu chodził spięty a na pewno już nie wtedy gdy ja sam nie wiem, dlaczego taki spięty właśnie jest.
- Sorey kotku musisz zdecydowanie przestać się tak o mnie martwić, w taki sposób niepotrzebnie robiąc sobie krzywdę - Uspokoiłem go, a raczej próbowałem to zrobić, kładąc dłoń na jego policzku, uśmiechając się ciepło do niego. - A teraz proszę zjedz, ze mną śniadanie, które pięknie pachnie i na pewno tak samo pięknie wygląda - Dodałem, odczuwając głód, dla tego bez oczekiwania na ruch mojego ukochanego męża zacząłem jeść, rozkoszując się cudownym smakiem śniadania. Sorey to jednak potrafi mnie rozpieszczać, mimo że ja nigdy o to nie proszę, a mimo to dostaje wiele, nawet więcej niż bym naprawdę chciał.
- I jak smakuje co? - Zapytał, popijając swoją ulubioną kawę.
- Tak, nawet bardzo, może częściej zaczniesz robić mi śniadania do łóżka - Gdy to powiedziałem, od razu zauważyłem błysk w jego oku zgadzający się z moim pomysłem.
- Mogę, oczywiście, że mogę to robić nawet codziennie, dla mojej słodkiej owieczki wszystko - Wymruczał, całując mnie w policzek dumny ze swojej pracy, którą wykonał, a która moim zdaniem wyszła mu idealnie.
- Codziennie nie musisz, wystarczy co drugi dzień - Odpowiedziałem rozbawiony, patrząc na twarz mojego ukochanego człowieka, ciesząc się ze wspólnie spędzonych chwil razem.
- Przemyśle to - Odparł, całując mnie w wierzchnią część dłoni, zbierając naczynia, na których leżał przedtem śniadanie. - W porządku, pójdę posprzątać po śniadaniu, a ty sobie jeszcze odpoczywaj, ile tylko możesz - Dodał, po chwili wychodząc z naszej sypialni, pozostawiając mnie samego z naszą słodką kotką, której nie mogłem się oprzeć, głaszcząc po brzuszku kilka chwil, nim w końcu ruszyłem swoje leniwe cztery litery z łóżka, idąc do łazienki, gdzie zająłem się swoim ciałem, doprowadzając je do porządku, nie zapominając o włosach, które tak jak i całe moje ciało potrzebowały odświeżenia.
- Co tak robisz? - Wchodząc do kuchni, dostrzegłem Soreya, który wycierał blat w kuchni.
- Sprzątam - Odpowiedział, tak jakbym zadał pytanie nie z tego świata.
- Sprzątasz tak? - Powtórzyłem, jego odpowiedz, siadając na jednym z krzeseł, znajdujących się w kuchni cicho przy tym wzdychając. Trochę tak jakbym był zmęczony, a przecież nie byłem.
- A dlaczego pytasz? Chciałbyś coś? - Dopytał, z leksza zmartwiony moim pytaniem tak jakby było ono co najmniej dziwne..
- Nie, to znaczy tak. Chyba jestem gotowy na spotkanie z Lailah - Wypowiedziałem niepewnie, chcąc mimo wszystko to uczynić, nie dla siebie, ale dla swoich bliskich, których kocha nad życie. I dla których zrobię wszystko, aby byli szczęśliwi i bezpieczni.

<Pasterzyku? C:>

poniedziałek, 23 stycznia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Obudziłem się dopiero następnego dnia wczesnym rankiem, w końcu będąc w pełni wypoczętym. Trochę wstyd przyznać, że potrzebowałem prawie półtora dnia, by się ogarnąć... Z dnia na dzień staję się coraz to bardziej beznadziejny i nie wiem, i nie wiem, czy to przez to, że prowadzę bardziej stały tryb życia i nie mam tyle ruchu, co kiedyś, czy przez to serce, które sprawia, że coraz szybciej się męczę, czy może po prostu jestem leniwy. I teraz pytanie, która to z tych możliwości... 
Ostrożnie wstałem z łóżka, by przypadkiem nie obudzić mojego męża, który tak uroczo spał wtulony w poduszkę. A jednak był zmęczony, tylko nie chciał się do tego przyznać. I dobrze, zasługiwał na sen po tym piekle, jakie zafundował mu ten demon. Przed wyjściem z sypialni delikatnie ucałowałem jego ramię, nie mogąc się powstrzymać od tej drobnej pieszczoty. Kochałem go nad życie i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Wystarczyło tylko, że miałem go przy sobie, a mój dzień od razu stawał się jakiś taki lepszy. Mi to jednak wiele do szczęścia nie było potrzebne. 
Zabrałem się za przygotowanie nam śniadania do łóżka, nie zapominając oczywiście o zwierzaków. Wcześniej zakupione mięso rozdzieliłem proporcjonalnie pomiędzy Cosmo a Coco, gdyż kotka mogłaby mieć do mnie później wielki problem o to. W międzyczasie przygotowywałem zarówno sobie i mojemu mężowi naleśniki z polewą czekoladową. Trochę na bogato, no ale raz na jakiś czas trochę luksusu nie zaszkodzi. Do tego oczywiście sobie zrobiłem kawę, a jemu herbatę, co by się zbytnio nie zasłodził. Mam nadzieję, że nie wolał do śniadania jakiegoś kakao albo gorącej czekolady... Cóż, wtedy mu najwyższej zrobię to, czego będzie chciał. 
Kiedy wróciłem do sypialni, mój mąż nadal spał, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałem rację. No ale po co mnie słuchać, lepiej pokazać, że jest silny, mimo, że wcale silny nie jest. I po kim on to miał, to ja nie mam pojęcia. Albo od zawsze taki był, albo od kogoś to podpatrzył. Albo jedno i drugie...
– Dzień dobry, Owieczko – odezwałem się łagodnym głosem, podchodząc do niego i całując go w policzek, odkładając uprzednio wcześniej tacę z pachnącymi i gorącymi naleśnikami. 
- Sorey...? To wszystko dla mnie? – zapytał z niedowierzaniem, patrząc na naleśniki na talerzu. 
- No nie, bo ja też chcę coś zjeść, chyba, że masz tak wielki apetyt, że sam to wszystko zjesz, wtedy nie będę miał nic przeciwko temu – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego głupkowato. 
- Nie, nie zjem... nie musiałeś nic dla mnie robić – przyznał, podnosząc się do siadu i przecierając zaspane oczy. 
- Nie musiałem, ale chciałem – odparłem, całując go w policzek i poprawiając jego włoski, które po przespaniu jakichś dwunastu godzin, jak nie więcej, sterczały we wszystkie strony, dzięki czemu przypominał Owieczkę jeszcze bardziej niż zwykle. Moje słońce urocze. – Nie obudziłem cię za wcześnie? – zapytałem, z niepokojem obserwując, jak ten ziewa szeroko. Może potrzebował jeszcze trochę więcej snu...? Cholera, chciałem tylko mu sprawić przyjemność, a nie budzić go za wcześnie, kiedy to ewidentnie potrzebuje snu. Teraz już raczej nie zaśnie, ale jak już zjemy, to zostawię go samego w sypialni, by jeszcze się na chwilkę przespał, a ja trochę bym posprzątał może dom...? Cóż, roboty jest dużo, na pewno coś sobie znajdę.

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie było potrzeby, aby mój mąż mi pomagał, wręcz przeciwnie mógł odpoczywać, a ja w tym czasie zająłbym się posiłkiem dla naszej dwójki, jednak czy był sens się z nim kłócić? Nie bardzo on i tak nie da się przekonać, jeśli już sobie coś ubzdura, to nie ma przebacz, a ja doskonale skąd to znam.
- Jeśli bardzo chcesz mi pomagać, zamiast odpoczywać, co wydaje mi się być bardziej wskazane, możesz pójść ze mną i obrać ziemniaki - Zaproponowałem, co nie do końca spodobało się, mojemu mężowi, a mimo to zgodził się, idąc ze mną do kuchni, gdzie wspólnymi siłami przygotowywaliśmy obiad, troszeczkę przy tym rozmawiając, wygłupiając się, odrobinkę w dobrym nastroju kończąc nie tylko przygotowywanie obiadu, ale i również skonsumowanie go i posprzątanie po nim dopiero wtedy odczuwając to uderzające zmęczenie, przez które ziewałem bez opamiętania.
- Jeśli jesteś zmęczony, połóż się do sypialni - Zaproponowałem, na co nie chciałem się zgodzić przynajmniej nie na samym początku.
- A położysz się ze mną? - Zapytałem, nie chcąc spać samemu, zdecydowanie bardziej skłaniając się ku wspólnemu odpoczynkowi.
- Oczywiście owieczko nie mógłbym ci przecież odmówić - Po tej wypowiedzi chwycił moja dłoń, ciągnąc w stronę sypialni, gdzie razem położyliśmy się do łóżka, wtulając w swoje ciała, zamykając swoje zmęczone oczy, odpływając do krainy snów.

Otworzyłem oczy, czując małe łapki chodzące po moich nogach, leniwie rozciągając się, zerknąłem na Coco zdając sobie sprawę z tego jak późno właśnie było. Wygląda na to, że przespaliśmy pół dnia i pewnie trwałoby to jeszcze dłużej, gdyby nie kotka.
Z drugiej jednak strony czy ja musiałem już wstać? No właśnie nie musiałem, w łóżku było mi ciepło, miękko i do tego miałem obok mężczyznę, którego kochałem ponad wszystko.
Nie mając więc powodu, aby wstać, ponownie przytuliłem się do ciała śpiącego wciąż Soreya, zamykając oczy, starając się ponownie zasnąć.. Właśnie, starając się to dobre słowo, które pasowało do mnie, bo niby to chciałem wstać, a niby nie chciałem. Tu było przyjemnie, nawet bardzo przyjemnie, ale to nie zmieniało faktu, iż nie potrafiłem już zasnąć. I co ja więc miałem zrobić? Wstać? A może nie wstać? To bardzo dobre pytanie, na które ja sam nie znałem odpowiedzi. Ja to jednak mam trywialne problemy a wszystko to z powodu mojego lenistwa, gdybym tak znów wrócił do podróży, inaczej wszystko by się potoczyło a tak, cóż oboje z mężem staliśmy się aż nadzbyt leniwi. Cóż jakby nie było, wiedzieliśmy na co, się piszemy, posiadając dzieci, tak więc nie mam za bardzo, na co narzekać...
Nie mogąc jednak wytrzymać, wstałem w końcu z łóżka, cichutko wychodząc z sypialni, idąc do kuchni, gdzie zrobiłem sobie coś ciepłego do picia, siadając w salonie na kanapie, trwając tak z godzinę, nim wypiłem herbatę, umyłem kubek i wróciłem do męża.
- Wróciłeś - Wymruczał pod nosem, mocno przytulając się do mnie. - Jesteś zimny - Mruknął, niepocieszony a wszystko to z powodu braku jego bliskości.
- Przepraszam - Wyszeptałem, wtulony w jego ciało przymykając swoje oczy.
Sorey mruknął coś niewyraźnie pod nosem chyba przez sen. Rozbawiony tym faktem pokręciłem lekko głową, idąc w jego ślady, pozwalając sobie na sen z powodu wciąż późnej pory nocnej, trzeba w końcu korzystać, póki nie ma dzieci, druga taka okazja szybko może się nie powtórzyć..

<Pasterzyku? C:> 

niedziela, 22 stycznia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Mój mąż naprawdę był niesamowity. Ewidentnie chciał iść spać, gdybym tylko nie zwrócił mu uwagi, na pewno już by spał. Ale nie, w końcu musiał robić coś pożytecznego w jego mniemaniu, bo jakby zdrzemnął się na moment, to stałaby się katastrofa... a gdyby tak zasnął na moim ramieniu miałbym idealną sytuację do tego, bym sam mógł pójść spać, a nie ukrywam, trochę jeszcze zmęczony byłem. Ale jeżeli Mikleo chce być na nogach, to i ja muszę dotrzymać mu kroku. Nie mogę w końcu zostawiać wszystkiego na jego barkach, zwłaszcza, że teraz potrzebował mojego wsparcia. Owszem, czuł się lepiej, widać to było po nim, ale nadal nie wydobrzał do końca. Wiedziałem to zarówno on, jak i ja, tylko żaden z nas nie chciał powiedzieć tego głośno. 
- Chcę moją Owieczkę obok siebie – przyznałem, uśmiechając się do niego delikatnie, dalej mając nadzieję, że do mnie wróci i się trochę prześpimy. 
Nie chciałem przyznać, że byłem zmęczony, bo jakby to o mnie świadczyło Musiałem być silny dla mojego męża i dzieci, a silne osoby nie przesypiają drugiego dnia z rzędu. Przespaliśmy cały wczorajszy dzień, czysto teoretycznie powinno mi to wystarczyć... no a jednak mój organizm mówił nie. Głupi organizm. To wszystko przez moje chore, ale dlaczego jest ono chore, nie mam pojęcia. I tylko nie ja nie wiem, co jest z nim nie tak, medycy i Miki także nie za bardzo potrafią odpowiedzieć. Są podejrzenia, ale tak niezbyt chciało mi się w nie wierzyć. Że to wszystko przez kawę? Przecież nie piję kawy cały czas, piję jej nieco więcej, jak mam słaby dzień i muszę być obudzony, a tak to jedna... no, może dwie. Albo stres... przecież nie byłem aż tak bardzo zestresowany. Czasem troszkę za bardzo martwiłem o moją rodzinę, no ale przecież to było w stu procentach normalne. Każdy normalny człowiek martwił się o swoją rodzinę. 
- Z tego co słyszę, to twój brzuch chce coś zjeść – odparł, kiedy mój żołądek się odezwał oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie. On też był jakiś chory, przecież jadłem niedawno, i jeszcze wypiłem kakao, więc powinien być pełny. – Przygotuję ci coś, co byś zjadł?
- Nic, nie jestem głodny – powiedziałem, a mój brzuch oczywiście znowu swoje. Nienawidzę swojego organizmu. 
- Zabiorę się więc powoli za obiad. Może zrobię coś z kurczakiem, co ty na to? – zaproponował, na co westchnąłem cicho. Oczywiście mój mąż już zadecydował i już w żaden sposób nie będę mógł mu przemówić do rozsądku. 
- Cokolwiek zjesz, będę zachwycony – przyznałem, podnosząc się z niezwykle mięciutkiego łóżeczka. Najchętniej wcale bym z niego nie wstawał, no ale co, miałbym tak zostawić mojego męża samego z całą tą pracą? W życiu, za dużo miałby do roboty, a według mnie nadal powinien wypoczywać. 
- Wiesz, że nie musisz wstawać i sam sobie świetnie poradzę, prawda? – zapytał, cicho wzdychając. 
- Może i dasz, ale byłbym okropnym mężem, gdybym tak zostawił cię samego z tym wszystkim. Za jakiś czas będziesz musiał sobie radzić beze mnie, więc pozwól, że do tego czasu będę cię rozpieszczał – wyjaśniłem mu, uśmiechając się delikatnie do mojego najukochańszego męża. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Myśląc przede wszystkim, o dobru mojego najdroższego męża zaproponowałem, abyśmy położyli się do łóżka, w salonie mając w głowie już plan na to, co możemy tam zrobić. I broń boże nie myślę tu o czymś nieczystym, mam raczej na myśli czytanie książek, co więcej, chce, aby to mój mąż poczytał mi książkę, gdy ja będę przy nim leżał i wsłuchiwał się w jego głos.
Czy to przypadkiem nie jest zbyt dzienne? Może, ale i tak lubię, gdy to robi, poprawiając mi tym samym nastrój, który po ostatnich wydarzeniach wciąż nie do końca jest taki jaki być powinien.
- Ja tylko chce, aby nam obojgu było dobrze - Wytłumaczyłem, biorąc kubek z pysznym napojem, idąc do sypialni, gdzie położyłem się obok męża na łóżku, nakrywając nas cieplutkim kocykiem, popijając pyszne kakao, wpatrując się przez kilka chwil ognikom tańczącym w kominku, dając troszeczkę spokoju mojemu człowiekowi.
- Chciałbyś teraz coś zrobić? - Na to pytanie uśmiechałem się szeroko, wstając z łóżka, aby podejść do szafki ze znajdującymi się na niej książkami, wybierając jedną z nich dla Soreya. - Chcesz czytać? - Dopytał, kiedy to podałem mu lekturę.
- Nie do końca chce, abyś to ty, mi poczytał - Wytłumaczyłem, robiąc przy tym słodką minkę, mając nadzieje na to, że przeczyta mi ją na głos.
- Ja? Jesteś pewien, że tego chcesz? - Zapytał niepewnie, mimo wszystko otwierając książkę na zakończonym ostatnio rozdziale.
- Tak jestem pewien i chce, abyś mi poczytał - Powtórzyłem jeszcze raz swoją prośbę, przytulając się do niego, nakrywając się ciepłym kocem.
- Jeśli tego chcesz, kim jestem, aby ci odmawiać - Wymruczał, całując mnie w czubek głowy, zaczynając czytać książkę stronę po stronie, gdy ja uważnie wsłuchiwałem się w jego słowa. Muszę przyznać, to całkiem przyjemne, gdy ktoś czyta ci książkę, pozwalając ci całkowicie odpłynąć do świata fantazji, poruszając swoją wyobraźnię bardziej niż zwykle.
- Miki śpisz? - Słysząc pytanie Soreya, uchyliłem jedną powiekę, kiwając przecząco głową.
- Nie, nie śpię, skupiam się całkowicie na tekście czytanym przez ciebie - Wyjaśniłem, uśmiechając się słodko do męża, nie przestając przytulać się do jego ramienia.
- I dlatego brzmisz jakbyś spał? - Dopytał, unosząc jedną brew, nie przestając się do mnie ciepło uśmiechać, czym przyznam, zawsze potrafił mnie rozczulić, co zdążyły zauważyć nawet nasze pociechy, również to wykorzystując.
 - Tylko tak ci się wydaje - Zapewniłem, mimo wszystko nie mając ochoty podnieść się z ramienia męża.
- Wiesz, że jeśli chcesz spać, wystarczy mi to powiedzieć - Przypomniał mi, głaszcząc po głowie, czym znów sprawił mi przyjemność.
- Wiem, wiem, ale spać nie chcę - Zapewniłem, podnosząc się do siadu, rozciągając odrobinkę zastygnięte mięśnie z powodu zbyt długiego leżenia w jednym miejscu. W sumie nie mając już na to ochoty a wszystko z powodu tego, że im dłużej go słuchałem, tym bardziej stawałem się śpiący, a nie na tym przecież miało to polegać, chce spędzić czas z mężem, a nie spać, to przecież mogę uczynić nocą, a nie za dnia.
- Nie chcesz? A wyglądasz, jakbyś chciał - Nie przestając mi się uważnie przyglądać, również podniósł się do siadu, odkładając książkę na bok.
- Tylko ci się tak wydaje - Zapewniłem go, bez ostrzeżenia łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, lekko go tym zaskakując. - Chce tylko i wyłącznie spędzić przyjemnie czas ze swoim mężem to chyba grzechem nie jest prawda? - Zapytałem, odwracając głowę w jego stronę, całując go w nos, wstając powoli z łóżka. - Chcesz może coś zjeść? Albo może masz ochotę na jakąś słodycz? - Dopytał, uśmiechając się do niego ciepło.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Chwyciłem delikatnie dłoń mojego męża i ucałowałem jej wierzch. Najwyższa pora, by w końcu się ogolić, bo pewnie mój zarost tylko niepotrzebnie drażnił delikatną skórę mojego męża. Niedawno się goliłem, a już muszę to znowu robić... to momentami troszkę męczące było i czasem mi się nie chciało tego robić, ale dla mojego męża wszystko. 
- To niedobrze, bo jak wystygnie całkowicie, będzie niesmaczne – powiedziałem, troszkę nawiązując do jego wypowiedzi sprzed kilku dni. 
- No to wtedy zrobimy nowe – odparł, zarzucając już ciepłe ręce na mój kark i uśmiechając się uroczo. W końcu powoli wracał do zdrowia, co bardzo mnie cieszyło.  A skoro już czuje się lepiej, to moglibyśmy udać się do Lailah... albo może lepiej nie, w końcu sam mi powiedział, że da mi znać, jak będzie czuł, że to jest ta pora. Trochę mi to się nie podobało tak do końca, bo najchętniej ten problem załatwiłbym najszybciej, jak to tylko możliwe. Ale muszę być cierpliwy i czekać, dopóki on mi nie powie, że jest gotowy. 
- Myślisz, że ja śpię na pieniądzach, by nowe robić? – zapytałem półżartem, półserio. Takie trochę „egzotyczne” rzeczy jak kakao, czekolada czy owoce w takim okresie zimowym do najtańszych rzeczy nie należały, ale dla moich pociech najdroższych byłem w stanie kupić wszystko, ale też przez to musiałem troszkę oszczędzać na sobie. Chociaż, czy ja potrzebowałem tego wszystkiego...? No tak niezbyt, więc to takie oszczędzanie to to nie jest...
- Mamy jakieś problemy z finansami? – spytał zmartwiony, jak zwykle za bardzo przejmując się czymś, czym przejmować się nie powinien. Niech się skupi bardziej na sobie, omal go nie straciłem przez tego paskudnego demona, więc niech on wraca do zdrowia. 
- Niekoniecznie, ale planuję wrócić do pracy chociaż na pół etatu. Ale to później, najpierw musimy zająć się tobą – przyznałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Lepiej, aby wiedział o tym troszkę wcześniej, by mógł się do tej myśli przyzwyczaić. – Trochę grosza zawsze się przyda, a i też trzeba powoli myśleć o przyszłości dzieci. Chcę, by coś miały na start w dorosłe życie – dodałem, cicho wzdychając. 
- Myślałeś nad tym, gdzie chcesz pójść do tej pracy? – dopytał, przyglądając mi się z uwagą. 
- Cóż, jeszcze za bardzo za szukanie pracy się nie zabierałem, ale słyszałem, że dalej rekrutują do straży, więc może do niej wrócę? Ostatnio nie było tak źle, poza tym, że spotkałem jakąś chorą psychicznie dziewczynę, która się we mnie zakochała na amen, ale jaka jest szansa, że drugi raz mi się to zdarzy? – na samo wspomnienie o Junko Mikleo zmarszczył gniewnie brwi. Tak, to nie było najmilsze wspomnienie, omal nie straciłem przez niej całej rodziny.
- Tylko być spróbował znaleźć kogoś takiego... – burknął, ewidentnie niezadowolony. 
- Obiecuję, że nie będę rozglądał się za żadną kobietą – obiecałem, uśmiechając się do niego delikatnie. – Proponuję więc zabranie naszych jeszcze w miarę ciepłych kubków do salonu i rozłożenie się na kanapie – dodałem, trochę mając ochotę na to kakao. 
- A nie lepiej udać się na górę? Nasze łóżko jest wygodniejsze od tej kanapy – zaproponował, czym wywołał duży uśmiech na mojej twarzy. Faktycznie, to jest zdecydowanie lepszy pomysł, zwłaszcza dla moich biednych mięśni. 
- Kocham twoją mądrość – uśmiechnąłem się do niego delikatnie i ucałowałem jego nos. Mój mąż był naprawdę niesamowity, i mądry, i piękny... nie zasługuję na kogoś takiego jak on, przecież on się przy  mnie marnuje...

<Owieczko? c:>

sobota, 21 stycznia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Skupiony na słodkości którą przygotowywałem dla siebie i męża, zamruczałem cicho pod nosem, czując dłonie ukochanego na swojej skórze, odwróciłem się w jego stronę kładąc dłonie na jego ramionach.
- To dobrze? - Zapytałem, uśmiechając się do niego łagodnie, tak jak lubił mój mąż.
- Bardzo dobrze, cieszę się, że chociaż czekolada pomogła ci bardziej niż ja jako twój mąż - Wyznał, uśmiechając się z lekkim skrzywieniem.
- Czekolada nie pyta, czekolada rozumie - Zażartowałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. - Żartuję skarbie, tylko sobie żartuje - Zapewniłem go, łącząc nasze usta w bardziej namiętnym pocałunku, wślizgując palce w jego włosy, pozwalając mu posadzić się na blacie. - To dzięki tobie jestem teraz szczęśliwy, dałeś mi to, czego potrzebowałem, a więc to nie zasługa czekolady tylko twoja - Dodałem, uśmiechając się przy tym ciepło.
- Nie musisz mi wmawiać niestworzonych rzeczy, ja wiem, że z czekoladą nie wygram, kochasz ją bardziej ode mnie - Mówił to tak poważnie, że i ja sam przeraziłem się. Myśląc, że naprawdę w to wierzy, a przecież tak nie było, najbardziej na świecie kocham jego i nasze cudowne dzieci i nic ani nikt nie będzie w stanie tego zmienić.
- To nie prawda, przepraszam, jeśli tak pomyślałeś, ja kocham najbardziej na świecie ciebie, a nie czekoladę - Tłumaczyłem się naprawdę przejęty tym, iż mógłby w to uwierzyć.
Sorey widząc moje zachowanie i tłumaczenia z mojej strony bez słowa położył dłonie na moich policzkach, łącząc nasze usta w zachłannym pocałunku, w ten sposób zamykając moją buzię.
- Już? Nie musisz mi się tłumaczyć dobrze? Tylko sobie żartuje tak? Już jest dobrze? - Zapytał, głaszcząc mnie po policzku, patrząc na moją twarz z miłością w oczach.
- Dobrze, kocham cię - Wyszeptałem, przytulając się do jego ciała, mrucząc cichutko pod nosem, dźwiękiem przypominając małego kotka, co nie zostało pominięte przez mojego męża.
- Moja malutka słodziutka kicia - Wymruczał, odsuwając się ode mnie, poprawiając moją grzywkę, patrząc w moje oczy.
- Kicia? Teraz już jestem twoim kotkiem? - Zapytałem rozbawiony w dużo lepszym nastroju niż jeszcze rano.
- Kicia, owieczka, której słodkość nie mogę się oprzeć - Gdy to mówił, uśmiech sam pojawiał się na moich ustach, jak ja lubiłem, gdy mi tak słodził, naturalnie udając, że tak nie jest. Nie byłbym w końcu sobą, gdyby tak nie było.
- Tak mówisz? - Wymruczałem, zbliżając się do jego ust, podgryzając jego dolną wargę.
- Jesteś wyjątkowo dziś milutki i chyba chętny na odrobinkę czułości - Wyznał, opuszkami palców drażniąc moją dolną wargę.
- Ja zawsze jestem chętny na odrobinkę czułości - Przyznałem zgodnie z prawdą i swoim sumieniem.
- Ach tak? A zawsze mówisz, że tego nie lubisz - Przejrzał mnie, nie przestając się zadziornie do mnie uśmiechać, czym bardziej zachęcił mnie do zabawy.
Gra mająca na celu drażnić się nawzajem była bardzo przyjemna i zabawną odrobinkę zapominają o ciepłym napoju, nie wiedząc, nawet kiedy minął nam przyjemnie czas.
- Nasz napój kakaowy chyba zdążył już ostygnąć - Słusznie zauważył, patrząc na napój, który w tej chwili ani troszeczkę mnie nie interesował.
- Nie przeszkadza mi to ani trochę, zdecydowanie bardziej od tego napoju jestem zainteresowany twoją osobą i tym, co dzieje się właśnie między nami - Przyznałem, głaszcząc go po policzku, poprawiając jego włosy, które tak bardzo lubiłem, z resztą wszystko w nim bardzo lubiłem, a nawet kochałem.. Nie chcąc, nigdy nikogo innego na jego miejsce..

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Od razu podkręciłem głową, nie będąc za bardzo głośnym, bo i dlaczego miałbym być? Jadłem przecież stosunkowo niedawno i to jeszcze całkiem sporo, bo musiałem zjeść wszystko, co przygotował Mikleo, by nic się nie zmarnowało, a to nie do końca dobrze, gdy człowiek je za dużo. Stracę formę i co to będzie? Mikleo straciłby mną zainteresowanie. I tak już teraz się dziwię, że to jeszcze się nie stało, bo moje ciało do najpiękniejszych nie należało, w przeciwieństwie do jego. Jego było... cóż, po prostu perfekcyjne w każdym swoim calu. 
Głodny nie byłem, za to z chęcią bym się położył. Nie chciałem jednak mówić tego głośno. Miki mnie potrzebował, a ja nie mogłem go zawieść. Jakoś zwyciężę ze swoim zmęczeniem, dla mojego najdroższego aniołka wszystko. 
– A może napijemy się gorącego kakao? – proponował dalej, tak uroczo podekscytowany. Ewidentnie miał ochotę na słodkości... to dobrze, że chociaż dzięki nim odzyskał uśmiech. Ja na tej płaszczyźnie akurat zawiodłem, ale cieszę się, że słodkości już nie. 
– Jeśli tak bardzo nalegasz, nie mógłbym ci odmówić – odparłem, powoli wyciągając zakupy i odkładając je na swoje miejsce. Tylko wino oraz pokaźną porcję mięsa dla naszego psa, którą dostanie dzisiaj na kolację, musiałem zanieść do piwnicy, co już nie do końca mi się podobało. Po tym, jak zostałem zamknięty w niej zamknięty przez demona jakoś tak mi się źle kojarzyła... no ale tam jest najchłodniej, więc mięso do tego wieczora wytrzyma. 
– Tak się zastanawiałem... masz jakąś wielką ochotę na mięso? – zapytał z lekkim zdziwieniem Mikleo, przyglądając się całkiem sporych rozmiarów zapakunkowi. Faktycznie, to go mogło dziwić, zwłaszcza, że ja mięsa za dużo nie jem. Zacząłem, kiedy lekarz kazał je wprowadzić do mojej diety, a wcześniej... Cóż, jadłem je tylko wtedy, kiedy naprawdę nic innego do jedzenia nie było. 
– Nie. To dla naszego bohatera. Tak, Cosmo, o tobie mówię – odezwałem się do psa, który kręcił się przy nas od dłuższego czasu. – Poczekaj sekundę, dam ci coś – dodałem zauważając wystającą kość. Najpierw jednak musiałem ją obrać z mięsa, co zajęło mi chwilkę. – Proszę – dodałem, podając ogromną kość psu, który natychmiast ją złapał i gdzieś sobie z nią poszedł, najwidoczniej bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. 
– Żeby mi jej tylko nie rozgryzł w salonie – mruknął, czym lekko mnie rozbawił. Z naszej dwójki zawsze to on pobłażał psu, nie ja, skąd więc takie nastawienie u niego, nie mam pojęcia. 
– Nie uda mu się, nie ma na tyle mocnej szczęki. Zaraz wrócę – dodałem, zabierając miskę z mięsem oraz wino ze sobą. 
Odniesienie rzeczy do piwnicy i powrót z niej zajęły mi raptem pięć minut. Mikleo zastałem w kuchni, jak przygotowywał nam obu kakao. Wydawał się być w lepszym humorze, co bardzo mnie cieszyło. Podszedłem do niego cicho i przytuliłem się do jego pleców, zauważając małą, ale jakże istotną dla mnie zmianę. 
– Jesteś cieplejszy – wymruczałem zadowolony, wsuwając palce pod jego koszulę, by trochę móc opuszkami palców podrażnić jego skórę. Wcześniej wyczuwałem ten chłód nawet przez ubranie, co nie było ani trochę przyjemne dla mnie. Niesamowite, ile zwykła czekolada potrafi zdziałać... poradziła sobie lepiej, niż ja, a skoro jestem jego mężem, chyba nienajlepiej to o mnie świadczy. 

<Owieczko? c:>

piątek, 20 stycznia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Prawdę mówiąc, wolałbym pozostać w domu, bez chodzących wokół ludzi mogących wywołać demona uwięzionego wewnątrz mnie mimo wszystko nie chcąc również pozostawić męża samego, zdecydowanie bezpieczniej czuje się, gdyby to on jest przy mnie, nie wiem, zresztą co może się stać, jeśli zostawi mnie samego. Mormon z jakiegoś powodu boi się mojego męża dla tego nie pojawia się przy nim, chyba że to ja znów go wykończę, doprowadzając do stanu przedzawałowego.
- Pójdę z tobą, nie chce zostać tu sam ze sobą - Przyznałem, zgodnie z prawdą bojąc się samego siebie, z powodu czego nie potrafi sobie zaufać, co powoduje, że mój stan jest taki, jaki jest i nic nie mogę z tym poradzić, przynajmniej na razie do chwili, w której to nie wyciszę się, wracając w pełni do zdrowia psychicznego i fizycznego.
- Boisz się czegoś? - Zapytał, martwiąc się o mnie, niepotrzebnie ja świetnie sobie radziłem, może odrobinkę jestem tym wszystkim zmęczony, ale to nic, zupełnie nic, jakoś sobie z tym poradzę, tylko potrzebuje czasu, tak potrzebuje czasu..
- Nie, nie boje się - Pokręciłem przecząco głową, cicho przy tym wzdychając. - Nie chce po prostu być sam, nie wiem, co on zrobi, gdy będę tu bez ciebie - Przyznałem, spuszczając głowę w dół, bawiąc się nerwowo swoimi palcami, które stały się zdecydowanie ciekawsze od patrzenia na mojego męża, który zawsze wie, co czuje, patrząc tylko w moje oczy, zdradliwe oczy ukazujące więcej emocji niż mógłbym sobie wyobrazić.
- Miki - Szepnął, kładąc dłonie na moich policzkach, unosząc mój podbródek. - Nie bój się, nie pozwolę mu cię już nigdy skrzywdzić - Zapewnił mnie, całując w mój nos, krzywiąc się lepiej z powodu chłodu mojego ciała.
- Przepraszam - Odezwałem się szybko, widząc jego minę, która wyrażała więcej niż tysiące wypowiedzianych słów.
- Nie przepraszaj mój aniele, to nie twoja wina - Zapewnił, chwytając moją dłoń, ciągnąc mnie w stronę drzwi, podając płaszcz, który grzecznie założyłem, nie zapominając o butach, mogąc spokojnie wybrać się z mężem na zakupy.
Spacer do miasta i same zakupy nie sprawiły nam za wielu problemów, kupiliśmy w końcu to, co potrzebowaliśmy, nie licząc czekolady, którą kupił mi mój mąż a której kupować nie musiał, co jednak było i tak bardzo miło z jego strony.
- A tak bardzo nie chciałeś czekolady - Zaśmiał się Sorey, gdy ja zajadałem się słodkością podarowaną mi przez ukochanego męża.
- Nie chciałem, ale skoro już dostałem szkoda, by było, aby się zmarnował - Wyznałem, zadowolony ciesząc się czekoladą jak dziecko zabawkami. - Chcesz trochę? - Dopytałem, przysuwając mu czekoladę bliżej twarzy.
- Nie dziękuje skarbie, ale ty jedz, a mną się nie przejmuj - Odpowiedział mi, czym przyznam, bardzo mnie uszczęśliwił. Wiadomo, więcej będzie dla mnie.
- A to i dobrze, im mniej tobie dam, tym więcej dla siebie będę miał - Wyznałem, zadowolony wracając do jedzenia mojej słodziutkiej czekolady.
Sorey zaśmiał się cicho, kręcąc z niedowierzaniem swoją głową, skupiając się na drodze, zerkając na mnie kątem oka.
- No co? - Zapytałem, nie rozumiejąc jego rozbawienia. Czy ja robię coś zabawnego? No chyba raczej nie, tylko jem czy to coś złego?
- Nic, nic mój aniele, jedz sobie spokojnie - Odpowiedział mi, wracając spokojnie do domu, gdzie rozpakowaliśmy wszystkie zakupy odkładając na swoje miejsce.
- Zrobić ci coś do jedzenia? - Dopytałem, jakoś tak bardziej zadowolony czując się zdecydowanie lepiej, co dało się po mnie zauważyć nie tylko pod względem mojego stanu psychicznego, ale i temperatury ciała, która zmieniła się na znacznie cieplejszą.

<Pasterzyku? C:>