Tak szczerze i po ludzku było mi przykro, mój własny mąż nie chciał ze mną spać tylko dlatego, że coś może mi zrobić, tylko tak właściwie co takiego mógłby? Szwy zostały zdjęte, a więc nic nie miało prawa mi już zagrozić z jego strony, mam tylko uważać na siebie, aby wszystkie wewnętrzne ograny doprowadziły się do porządku, a to nie wyklucza spania razem przynajmniej moim zdaniem.
- Ale.. - Zacząłem, wciąż nie rozumiejąc, dlaczego jest tak okropnie uparty.
- Miki proszę, nie dyskutuj, jestem zmęczony - Po jego słowach kiwnąłem lekko głową, wstając z kanapy, idąc w stronę schodów.
- Sam sobie poradzę - Odparłem, nie pozwalając mu sobie pomagać, szwy są zdjęte, a więc sam z łatwością już się poruszałem, może jeszcze trochę nie do końca sprawnie, ale świetnie mi to szło.
Sorey nie mając siły ze mną dyskutować, odpuścił mi, pozwalając samemu wejść po schodach do góry.
Zadowolony, chociaż zmęczony położyłem się na łóżku, przytulając do siebie kotkę która leżała na poduszce Soreya. Przynajmniej ona chce się do mnie przytulać.
Wtulony w ciało kotki powoli odpłynąłem do krainy snów, mimo wszystko wciąż mając żal do męża za to nie spanie ze mną.
Dni powoli mijały, a ja wciąż musiałem spać sam, z powodu czego nie ukrywałem złości na męża, prawie w ogóle z nim nie rozmawiając, traktował mnie, jak chorego a chory nie byłem. Z tego powodu nie wychodziłem z pokoju za często, zagłębiając się w książkach, spędzając czas z dziećmi, które zawsze chętnie do mnie przychodziły.
- Miki? Goniec przyniósł list - Usłyszałem któregoś dnia męża wchodzącego do naszej sypialni, a może już bardziej mojej niż naszej, tak to zdecydowanie moja sypialnia.
- I? - Zapytałem, w ogóle tym nieporuszony czytając wciąż książkę, nie patrząc nawet na męża.
- Alisha urodziła syna - Na te słowa lekko drgnąłem, maluszek przyszedł na świat? To cudownie, tak bardzo nie mogłem doczekać się tej chwili, chcąc zobaczyć to maleństwo.
- To naprawdę cudowne wiadomość - Przyznałem, mimowolnie uśmiechając się pod nosem wpatrzony w książkę.
- Nadal się na mnie gniewasz? - Dopytał niby to przyjęty tym faktem, ale czy na pewno tak było? Sam już nie wiem, gdyby faktycznie się tak tym przejmował, nie kazałby mi spać samemu, niby to martwiąc się o mój stan zdrowia.
- Nie - Odparłem krótko, nie odwracając głowy w jego stronę.
Sorey po wysłuchaniu mojej odpowiedzi westchnął ciężko, podchodząc do łóżka, siadając na jego brzegu, zabierając mi bez ostrzeżenia książkę.
- Czy możesz przestać zachowywać się jak dziecko? - Po tych słowach rzuciłem mu spojrzenie mówiące zdecydowanie więcej niż tysiące wypowiedzianych przeze mnie słów. - O co te fochy? Robię dla ciebie wszystko, a ty obrażasz się na mnie za Bóg wie co - Dodał, po chwili widząc, że na tamte słowa nie specjalnie coś mu odpowiedziałem.
- O co? Mam ci tłumaczyć? Mam już dość twojej obsesji na punkcie mojej rany, mnie już nie jest, nie jesteś w stanie nic mi już zrobić, a mimo to wciąż znajdujesz wymówki, byleby ze mną nie spać, o to śląskie te fochy - Wyrzuciłem z siebie, nie ukrywając gniewu, z powodu tego, co robi.
- Miki to nie tak - Zaczął, patrząc w moje oczy.
- A jak? Czy ty nie rozumiesz, że od dwóch miesięcy brakuje mi ciebie, mam męża a tak jakbym go nie miał wcale, a to wszystko tylko dlatego, że nie chcesz ze mną przebywać - Mruknąłem, zły na niego o to, jak bardzo ostatnimi czasy zaniedbuje mnie, zapominając o bliskości, która jest dla mnie ważniejsza od spełniana zachcianek, które dla niego zdawały się być najważniejsze, nie słuchając tego, co ja do niego mówię i czego d niego oczekuje.
<Pasterzyku? C:>