Po kontakcie z wodą poczułem się znacznie lepiej, mogą poruszać się nieco sobotniej i co jeszcze ważniejsze mogłem wziąć głębszy wdech, z powodu czego naprawdę się cieszyłem, może nie czułem się bardzo dobrze, jednak czułem się już lepiej, dzięki czemu mogłem pomóc mojemu mężowi, który w tej chwili cierpiał zdecydowanie bardziej niż ja.
- Sorey, zwierzakami to ty się akurat nie przejmuj, one są całe, zdrowe i najedzone - Zapewniłem, uśmiechając się do niego łagodnie, kładąc dłoń na jego włosach, delikatnie nią go głaszcząc. - Odpowiadając na twoje następne pytanie, byłem u nas w domu, nie było to proste, ale dzięki temu możesz spać spokojnie - Zapewniłem, znając go dobrze, nawet mogę stwierdzić, że bardzo dobrze wiedząc, jakie mogą być jego pytania, Jak już wspominałem wcześniej, mój mąż ma to do siebie, że martwi się każdego tylko nie o siebie samego.
- Zwariowałeś? Powinieneś odpoczywać, a nie chodzić taki kawał i to jeszcze całkiem sam. A co jeśli coś by ci się stało? To nie było mądre, powinieneś poczekać, aż pójdę z tobą lub puścić mnie tam samego - Stwierdził, złoszcząc się na mnie za pójście do domu całkiem samemu bez czekania na jego osobę.
- Sorey, z nas dwóch to ty czujesz się gorzej, ja naprawdę czuje się już dobrze, znacznie lepiej oddychając - Przyznałem, nie rozumiejąc jego złość, on i tak ledwo chodzi, a więc jak chciałby pójść do domu o własnych siłach? To głupie złoszczenie się nie ma sensu i on doskonale to wie, a mimo to chce się złościć, aby pokazać mi, kto tu rządzi. Biedny Sorey za bardzo bierze do siebie bycie dominującym mężczyzną, chociaż czy ja wiem. Może tak naprawdę martwi się o mnie, bo mnie kocha, ja też przesadnie się o niego martwię, czym lekko na pewno go irytuję. To jednak prawda, że jesteśmy siebie warci.
Sorey westchnął ciężko, nie chcąc prowadzić tej konwersacji, na pewno nie przy dziecku, które wszystko rozumiało.
- Muszę wstać, Misaki przepraszam - Sorey przeprosił Misaki, która musiała zejść z kolan tatusia, idącego powoli do toalety radząc sobie bez mojej pomocy, do której zmuszać go nie mogłem, chce iść sam, niech idzie, ja w razie co przez cały czas tu jestem w razie, gdyby potrzebował jednak mojej pomocy.
- Sorey, zwierzakami to ty się akurat nie przejmuj, one są całe, zdrowe i najedzone - Zapewniłem, uśmiechając się do niego łagodnie, kładąc dłoń na jego włosach, delikatnie nią go głaszcząc. - Odpowiadając na twoje następne pytanie, byłem u nas w domu, nie było to proste, ale dzięki temu możesz spać spokojnie - Zapewniłem, znając go dobrze, nawet mogę stwierdzić, że bardzo dobrze wiedząc, jakie mogą być jego pytania, Jak już wspominałem wcześniej, mój mąż ma to do siebie, że martwi się każdego tylko nie o siebie samego.
- Zwariowałeś? Powinieneś odpoczywać, a nie chodzić taki kawał i to jeszcze całkiem sam. A co jeśli coś by ci się stało? To nie było mądre, powinieneś poczekać, aż pójdę z tobą lub puścić mnie tam samego - Stwierdził, złoszcząc się na mnie za pójście do domu całkiem samemu bez czekania na jego osobę.
- Sorey, z nas dwóch to ty czujesz się gorzej, ja naprawdę czuje się już dobrze, znacznie lepiej oddychając - Przyznałem, nie rozumiejąc jego złość, on i tak ledwo chodzi, a więc jak chciałby pójść do domu o własnych siłach? To głupie złoszczenie się nie ma sensu i on doskonale to wie, a mimo to chce się złościć, aby pokazać mi, kto tu rządzi. Biedny Sorey za bardzo bierze do siebie bycie dominującym mężczyzną, chociaż czy ja wiem. Może tak naprawdę martwi się o mnie, bo mnie kocha, ja też przesadnie się o niego martwię, czym lekko na pewno go irytuję. To jednak prawda, że jesteśmy siebie warci.
Sorey westchnął ciężko, nie chcąc prowadzić tej konwersacji, na pewno nie przy dziecku, które wszystko rozumiało.
- Muszę wstać, Misaki przepraszam - Sorey przeprosił Misaki, która musiała zejść z kolan tatusia, idącego powoli do toalety radząc sobie bez mojej pomocy, do której zmuszać go nie mogłem, chce iść sam, niech idzie, ja w razie co przez cały czas tu jestem w razie, gdyby potrzebował jednak mojej pomocy.
Dni mijały nam bardzo spokojnie, choć nie do końca szczęśliwie a wszystko to z powodu bólu, jaki odczuwaliśmy do chwili, w której to moja moc powróciła, a ja mogłem podleczyć mojego męża, który wystarczająco się już namęczył z powodu bólu, który zadał mu ten okropny demon.
- Lepiej? - Zapytałem, patrząc na mojego męża wyglądającego znacznie lepiej niż jeszcze kilka dni temu.
- Tak, zdecydowanie lepiej, a to wszystko dzięki tobie - Stwierdził, kładąc dłoń na moim policzku, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. - A ty jak się czujesz mój aniele? - Znów zainteresował się tym, jak czuję się ja, a nie tym jak czuje się on sam, a to przecież on powinien martwic się o siebie, Misaki na pewno by bez niego nie przeżyła.
- Mi nic nie jest, moje ciało doszło już do siebie, dzięki czemu czuję się bardzo dobrze - Przyznałem, mówiąc prawdę, bo i po co miałbym przed nim kłamać, to nie miałoby najmniejszego sensu.
- A to znaczy, że możemy wracać już do domu? - Zapytał z widoczną nadzieją w oczach.
- Oczywiście, że możemy, dzieci na pewno chcą wrócić już do domu, jednak wszystko zależy od tego, jak ty się czujesz i o to, czy dasz radę wrócić o domu o własnych siłach - Wyznałem, szczerze powiedziawszy, chcąc już wracać do domu, do miejsca, w którym czujemy się najlepiej. Oczywiście tu w zamku źle nie jest, jednak wole być już w domu u boku kochającego męża i dwójki cudownych dzieci.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz