Myślałem, że po niespełna półgodzinie będę wraz z Misaki w domu, ale oczywiście tak pięknie być nie mogło. Dziewczynka robiła wszystko, by jak najbardziej przedłużyć chwilę powrotu do domu. A to musiała się przebrać, bo jeszcze w piżamce była, a to musiała się umyć, spakować się, i jeszcze coś, i jeszcze coś... czekając, aż moja księżniczka się ogarnie, zostałem zaproszony do środka na moją trzecia tego dnia kawę. Gdyby nie to, że Misaki tak strasznie opornie szło to ogarnianie się, pewnie bym odmówił z powodu tego, że już czeka na nas jeden gość w domu, ale co, mam stać w drzwiach jak słup soli? Chociaż, może to zmobilizowałoby Misaki, by się pospieszyła... no nic, jak już wszedłem, to grzecznie poczekam, w końcu niekulturalnym byłoby, gdybym teraz tak wyszedł. Może i już nie jestem jakoś specjalnie towarzyski i łaknący tej uwagi ludzi, co kilkanaście dobrych lat temu, ale jeszcze kulturalny potrafię być.
- Misaki, babcia na nas czeka - powiedziałem po raptem blisko godzinie, mając już tak troszkę dosyć czekania na nią. Zostawiłem nieco zmęczonego po wczorajszym dniu męża z małym, wrednym dzieckiem i starszą kobietą, więc zdecydowanie nie powinienem być tutaj, a tam w domu i mu pomagać, albo jeszcze lepiej, robić wszystko za niego. On by sobie siedział, rozmawiał ze swoją mamą, bo na pewno mają wiele do omówienia, a ja spokojnie zająłbym się obiadem, sprzątaniem, dziećmi...
- Babcia przyjechała? Czemu mi nic nie mówiłeś? – spytała oburzona dziewczynka, zbiegając po schodach wraz z małym plecaczkiem, w którym miała swoje rzeczy na nocowanie. Jakimś dziwnym trafem już wczoraj wiedziała, że będzie nocować u kolegi i zdążyła wszystko spakować... ostatni raz pozwalam jej na taki myk. Normalnie oczywiście pozwoliłbym jej na to nocowanie, w końcu mogliśmy jakoś wykorzystać ten wolny wieczór tylko we dwoje, ale jeżeli jeszcze raz tak postawi mnie przez faktem dokonanym, powiem jej po prostu nie. A to nagle mam odprowadzić Nori’ego do domu, a to później się okazało, że jest bal i będzie nocować u niego... wiem, że nie byłem do końca wyrozumiały, ale skoro teraz się staram być nieco bardziej ugodowy, nie ma sensu by mnie i Mikleo tak oszukiwać.
- Powiedziałbym ci, gdybym był w stanie zobaczyć cię na dłużej niż sekundę, ale co chwila mi się przemykasz przed oczami – wyjaśniłem, patrząc na nią z uwagą.
- Już wszystko zrobiłam, możemy więc wracać – powiedziała, podbiegając do mnie.
- Jeszcze nie możemy – odparłem, patrząc na nią wyczekująco.
- Ach, no tak. Dziękuję państwu za gościnę – powiedziawszy to, ukłoniła się przed rodzicami Nori’ego. – No, to możemy już iść.
Niby na co dzień jest grzeczna i kochana, ale jak już się czymś za bardzo ekscytuje, to staje się zdecydowanie zbyt roztrzepana, co oczywiście musiała odziedziczyć po mnie... nie podobało mi się to, w końcu po mnie niczego dobrego nie można było odziedziczyć. Cieszyłem się, kiedy zachowaniem zaczęła bardziej przypominać swoją mamę, ale najwidoczniej okazuje się, że nie w pełni.
Nie komentując w żaden sposób jej roztrzepania także podziękowałem jej rodzicom za opiekę nad moją księżniczką i po wymienieniu krótkich uprzejmości skierowaliśmy się do domu. Dziewczynka wręcz nie mogła się doczekać zobaczenia się z babcią, którą chyba strasznie polubiła. Ale to dobrze, pani... mój boże, jak nazywała się mama Mikleo...? No za nic w świecie sobie teraz tego nie przypomnę. Cholera, jaki wstyd, oby tylko to się nie wydało, bo Miki to mnie chyba zamorduje.
Po piętnastu minutach byliśmy w domu i Misaki od razu poszła przywitać się z babcią, rzucając plecak i kurtkę gdzieś w kąt. W pierwszym momencie chciałem to posprzątać, ale w sumie, czemu miałbym to robić? Kurtkę po sobie odwiesić potrafi, specjalnie przymocowałem nisko dwa wieszaczki, by mogła do nich dosięgnąć, plecak też wziąć może bez problemu, a ja się schylać nie będę. Jeszcze mi przypadkiem coś w placach strzyknie i co to będzie?
- Młoda damo, nie zapomniałaś o czymś? – spytałem, wchodząc do kuchni, gdzie znajdowało się całe towarzystwo.
- Tato, babcia chce, abyśmy trochę u niej pomieszkali! – krzyknęła uradowana, patrząc wesoło w moją stronę. To... nie do końca wiem, czy dobry pomysł. Czy on da sobie z nimi radę? Misaki może jeszcze dałaby radę ogarnąć, ale Merlin był bardzo problematyczny. A razem... cóż, bardzo różnie z tym bywało.
- Jeżeli będziesz tak wszędzie rozrzucać swoje rzeczy od razu po przyjściu do domu, to zastanowię się, czy się na to zgodzić – zagroziłem, a dziewczynka od razu pobiegła do korytarza, by posprzątać te rzeczy. – Jest pani pewna, że...
- Mamo, proszę – przerwała mi kobieta, uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Dobrze, pani mamo. Więc, jest pani pewna, że da pani sobie z nimi radę? Razem potrafią być nieco problematyczni – wyjaśniłem jej, przyglądając się jej z niepewnością. Czasem i my mieliśmy problem, b dać sobie z nimi radę, a było nas dwóch, więc jak miałaby sobie z nimi poradzić samotna, starsza kobieta?
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz