Nagły powrót męża do naszego domu trochę mnie zaskoczył. I jeszcze ten jego pośpiech, stało się coś złego? Postawiłem Merlina na podłodze prosząc jednocześnie Misaki o to, by przez moment przypilnowała brata, a ja poszedłem za moim mężem na górę. Wydawał się być on naprawdę pobudzony i może lekko... nie, bardzo zdenerwowany, czym i mnie zaniepokoił. Arthur coś mu zrobił...? Jeżeli tak, to zabiję go. Chociaż, nie, nie zabiję go, bo Lailah mi na to nie pozwoli. Ale obić mu mordę już mogę.
– Stało się coś? – zapytałem, patrząc uważnie na mojego męża, który krążył nerwowo po pokoju.
– Jeszcze nie, ale może. Musisz jak najszybciej udać się do Lailah, demon w każdym momencie może się wydostać – wyjaśnił, patrząc wszędzie tylko nie na mnie.
– Ale jesteś pewien? Wydaje mi się, że zamknąłeś go dosyć solidnie, i ja nie czuje się też jakoś źle, więc na pewno nie ma się czym martwić – próbując go uspokoić podszedłem do niego i chwyciłem go za ramiona zmuszając go do tego, by stanął w miejscu i na mnie spojrzał. Jak dla mnie ewidentnie było to lekka przesadą, przecież to wszystko działo się niedawno, więc na pewno tak szybko nic nie może mi się stać. Miki na pewno zadbał o to, by bariera była silna.
– Ryzykujesz za każdym, kiedy na dłużej zamykasz oczy, a ja nie mogę cię stracić, nie przeżyję tego – odpowiedział, lekko spanikowany.
– Hej, nie stracisz mnie tak łatwo. Jeszcze ci muszę trochę to życie uprzykrzyć – powiedziałem lekko żartobliwie, gładząc go po poliku, by troszkę zwrócić jego uwagę na siebie, a nie na to, co mi szkodzi. Jeżeli Miki twierdził, że trzeba się zająć pasożytem będącym w moim ciele jak najszybciej, to zrobimy to jak najszybciej. Wszystko, by go tylko uspokoić. – Kiedy Lailah chce się ze mną widzieć? – dopytałem, nie przestając gładzić jego cudownie gładkiego polika. Ile ja bym dał, żeby mieć tak cudownie gładką i miękką skórę jak on...
– Teraz do niej idziemy.
Na jego słowa zamrugałem zaskoczony kilkukrotnie, ale że co? Teraz? W tym momencie? Czy aby przypadkiem nie za szybko? Przecież w tym momencie nie mamy czasu, musimy w końcu zajmować się dziećmi, nie mamy za bardzo z kim je zostawić.
– A dzieci? Nie możemy Misaki zostawić samej z Merlinem, przecież się pozabijają – odpowiedziałem, patrząc na niego z niezrozumieniem.
– Lailah już pewnie powiadomiła Alishę, by na moment miała na nie oko. Jak już wszystko ustaliliśmy, możemy iść, musimy ci jak najszybciej pomóc – odpowiedział, chwytając mnie za nadgarstek i ciągnąc mnie w stronę drzwi szybciej, niż zdążyłbym pomyśleć. – Dzieci, idziemy do cioci – odezwał się, kiedy tylko znaleźliśmy się na dole.
– Mamo, stało się coś? – spytała niepewnie Misaki, prowadząc w naszą stronę niezwykle zadowolonego Merlina.
– Nie, nic, po prostu musimy coś uzgodnić z ciocią, a nie możemy was zostawić samych, więc troszkę się u cioci pobawicie. Chodź, Merlinie, ubierzemy się – pospieszał ich Miki, absolutnie nie dając żadnego powodu do obaw, bo zachowywał się tak bardzo naturalnie... Uśmiechając się przepraszająco do Misaki wyciągnąłem rękę w jej stronę, by to jej pomóc się ubrać. Miki zabrał się za pomaganie Merlinowi, więc ja zajmę się naszą córeczką.
– Co ci sie stało, tato? – zapytała nagle dziewczynka, wskazując na znamię, które tak troszkę było odsłonięte.
– A nic takiego, trochę się oparzyłem – wyjaśniłem jej, szybko zakrywając go rękawem. Oby tylko Misaki się nie domyśliła, że chodzi o mnie, bo później znów strasznie będzie to przeżywać, a nie chcę, by biedne dziecko tak się męczyło, już wystarczyło, że Miki chodzik przeze mnie cały w nerwach...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz