Byłem zaskoczony słowami Merlina, który z jakiegoś nieznanego nam powodu chciał bawić się ze mną, a nie z mamą. Przecież to zawsze mamusia była jego priorytetem, a tatuś był be. Dzięki jednak jego takim dziwnym humorkom Miki miał trochę więcej czasu dla siebie... Szkoda tylko, że go spędza na sprzątaniu. Nie musiał tego robić, zabrałbym się za to, jak już trochę zmęczyłbym naszego syna zabawami. Nadal mam wrażenie, że nie pomagam mu wystarczająco dużo w domu i że przez to wszystko jest na jego głowie.
Skupiłem się zatem na zabawach z moim synem, który nawet podczas budowania wieży z klocków musiał używać swoich mocy. Chyba wkrótce będziemy musieli pomyśleć nad jakimś szkoleniem dla niego, by przypadkiem nie zrobił krzywdy sobie albo innej, żywej istocie. Może jak już mu teraz troszkę wytłumaczyłem, że nie może w ten sposób się bawić z innymi, to przestanie, ale nigdy nic nie wiadomo. Tylko też pytanie, czy kto mógłby przyjąć naszego syna na takie małe szkolenie. Oczywiście pierwszą osobą, która przychodzi mi na myśl, jest Lailah, ale czy mając pod opieką pasterza będzie miała czas jeszcze dla naszego małego kaszojada? Czy są jeszcze jakieś miejsca, w których szkolą takich, jak on? Muszą być, Merlin na pewno nie jest jedynym. I jak już są, to gdzie...? Będę musiał trochę poszperać na ten temat, ale na to jeszcze mam czas. Zresztą, Miki chyba najpierw będzie wolał zająć się zamkniętym we mnie demonem. Dodatkowo, jak już zobaczył, że to znamię nadal mam i dowiedział się jeszcze, że z dnia na dzień staje się to coraz ciemniejsze...
– Chodź, teraz pójdziesz do mamusi, a ja pójdę po twoją siostrę – odezwałem się, kiedy zaczęła zbliżać się godzina mojego wyjścia z domu.
– Nie, chcę iść z tobą – powiedział, wyciagając rączki w moją stronę, by złapać mnie za szyję, podczas kiedy ja podnosiłem go z ziemi. Dzisiaj nie było najcieplej, więc wolałbym, aby został w domu. Ostatnie, czego mi tylko brakowało, to chore dziecko. Miło byłoby, gdyby w naszym życiu w końcu zawitało trochę spokoju. Teraz nie było najgorzej, ale nadal ciążyło nade mną widmo ponownego zapadnięcia w śpiączkę. I tak jestem pewien, że do jego wydostania się jest jeszcze długa droga, ale Miki już się zaczyna przejmować. I to całkowicie niepotrzebnie.
– Na dworze jest zimno, nie chcę, abyś się przeziębił. Pomożesz za to mamusi ugotować obiad, bo jak wrócę, będę bardzo głodny. Chcesz pogotować z mamusią? – zapytałem, kierując się do kuchni. Merlin pokiwał twierdząco głową dopiero po kilku chwilach. – Dobry chłopiec. Zajmiesz się nim? – dopytałem męża, który jak zwykle o tej porze był w kuchni i przygotowywał obiad dla całej naszej rodziny. I znowu pewnie da mi jakąś niebotycznie wielką porcję którą będę musiał zjeść, bo przecież muszę wracać do zdrowia...
– Pewnie, dam sobie radę. Wracaj szybko i uważaj na siebie – polecił mi, składając na moich ustach szybki pocałunek.
– Ale ja zawsze na siebie uważam – odpowiedziałem, oddając mu naszego syna, który dosyć niechętnie się ode mnie odczepił.
– Nie byłbym co do tego taki pewien, po tobie można spodziewać się wszystkiego. A teraz już się tak nie bulwersuj, tylko zmykaj po Misaki. Później będę chciał iść do Lailah – wyjaśnił mi, na co zmarszczyłem brwi. – Jeżeli będzie przy Arthurze, po prostu zaproszę ją do nas. Nie powinniśmy tego bagatelizować – dodał, na co westchnąłem cicho. On chyba nie odpuści... Ale to chyba lepiej, że poprosi ją do nas, niż gdyby miał tam czekać i dać szansę Arthurowi na kolejne podejście. Kto wie, co ten facet ma w głowie...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz