Ten chłód jego ciała nie dawał mi spokoju. Zawsze był zimny, owszem, ale teraz był zdecydowanie bardziej chłodny niż zazwyczaj. Gdyby był człowiekiem, taka temperatura ciała oznaczałaby to, że jest martwy. Coś musi być na rzeczy, a ja nie wiem, czy szukać przyczyny w jego psychice, czy też w tym przeklętym demonie. Musimy się go pozbyć najszybciej, nim pochłonie mojego męża. Myślałem, że ten rytuał pomoże, ale najwidoczniej coś nie zadziałało... Może trzeba będzie go powtórzyć? Ostatnim razem to nie było najprzyjemniejsze, bo krąg został przerwany, ale teraz już to wyryłem na posadzce tak permanentnie, więc nie powinno być z tym problemu.
– Musimy udać się do Lailah jak najszybciej – zdecydowałem, nie przestając gładzić jego okropnie zimnych policzków, które były moim aktualnie największym zmartwieniem.
– Nie ma takiej potrzeby, przecież nic się ze mną nie dzieje – bąknął, patrząc wszędzie, tylko nie na mnie.
– Słońce, co się dzieje? Lailah może by nam pomogła. W końcu skoro poradziła sobie z moim demonem, więc czemu miałaby sobie nie poradzić z moim? – zapytałem, chcąc dowiedzieć się, co trapi mojego męża.
– Nic się nie dzieje, o to chodzi. Po co mam do niej iść i zawracać głowę, skoro nic się nie dzieje? – a on oczywiście dalej brnął w swoje kłamstwa. Oj, Miki, Miki, i co ja z tobą mam...
– Dzieje się i dobrze o tym wiesz. Nie potrafisz już nad nim zapanować, musimy coś zrobić, by to się więcej nie powtórzyło. Co, jeżeli następnym razem skrzywdzi dzieci? – widziałem, jak na moje słowa delikatnie zadrżał. Może odrobinkę przesadziłem, podsuwając mu taki scenariusz, ale musieliśmy działać, a nie chować się pod kołdrą i udawać, że nic się nie stało. To że ja trochę ucierpiałem, to jedno, zasłużyłem na to w zupełności po tym, jak ja go pokiereszowałem, ale dzieci... Dzieci były najważniejsze. Może one będą działały na mojego męża motywująco.
– Daj mi trochę czasu. A później pójdziemy do Lailah – powiedział w końcu, podnosząc swoją głowę i patrząc w moje oczy. Dzięki właśnie temu prostemu gestowi miałem pewność, że mówi prawdę i mnie nie oszukuje.
– Niech ci będzie – przyznałem, uśmiechając się do niego delikatnie i całując go w czubek jakże zimnego nosa. Najchętniej już poszedłbym teraz, bo nadal się o niego martwiłem, no ale siłą go tam nie zaciągnę. Poczekam, aż będzie gotów i oswoi się z całą tą sytuacją, jeżeli właśnie tego potrzebuje. – Planuję iść na zakupy, pójdziesz ze mną czy wolisz jeszcze trochę odpocząć? – dopytałem, poprawiając jego grzywka, która wpadła mu do jego cudownych oczu, które miały poprawny, jasnofioletowy odcień, a nie ten ciemny.
– A nie powinieneś odpoczywać? – dopytał, patrząc na mnie niepewnie.
– Najchętniej położyłbym się jeszcze na chwilkę do łóżka, ale nasze półki świecą pustkami. Wolałbym najpierw to załatwić, a później zobaczymy – wyznałem, nie przestając się ciepło do mojej Owieczki uśmiechać. Tak się cieszyłem, że do mnie wrócił cały i zdrowy, ale i też jednocześnie martwiłem o to, co się z nim dzieje. Gdybym tylko dorwał tego parszywego demona... to nic bym mu nie zrobił, bo skrzywdziłbym przy tym Mikleo. Musimy znaleźć to naczynie, o którym wspominała Lailah, i przerzucić go do niego. Wtedy nie będę szczędził swojego gniewu.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz