Nie byłem przejęty tym faktem tak bardzo jak Miki, a to z bardzo prostego powodu. W końcu już nie raz zostawałem z dziećmi sam, ponieważ Miki był albo chory, albo miał skręconą kostkę i nie mógł się ruszać, no i dałem radę. Nie było to proste, owszem, ale wykonalne, więc dam sobie radę na pewno. A jak się już Miki lepiej poczuje, to wtedy dam mu kilka prostych, mało męczących zadań, by rana mogła spokojnie się zagoić. Najchętniej bym kazał mu leżeć w łóżku tak długo, dopóki nie będzie w pełni zdrowy, no ale doskonale wiedziałem, że jest to zwyczajnie niemożliwe. Wolałem więc już dać mu jakieś zadania, dzięki czemu mógłbym kontrolować jego stan... no ale na ten moment nawet nie ma co o tym myśleć, bo przez najbliższy tydzień nie może się ruszać z łóżka. Takie zalecenia medyka.
- Mamy jeszcze kilka dni, a jak już bardzo chcesz mi pomóc, to po prostu nie pogarszaj swojego stanu. Wtedy moja praca będzie znacznie ułatwiona – wyjaśniłem mu, uśmiechając się delikatnie jak najbardziej starając się ukryć swoje zmęczenie. Spanie na kanapie nigdy nie wpływało na mnie dobrze, ale zdrowie mojego męża było ważniejsze niż to moje.
- Nie chcę leżeć – burknął, pusząc delikatnie swoje policzki.
- Wiem, Owieczko, ale chyba doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie możesz się za bardzo ruszać. Minimum tydzień musisz poleżeć – wyjaśniłem spokojnie, gładząc go po policzku.
- Ale że ile...? – wymamrotał niepocieszony.
- Zobaczysz, zleci ci szybko – starałem się go pocieszyć, chociaż chyba marnie mi to wychodziło. Ja to chyba nie nadaję się do pocieszania ludzi. I aniołów najwidoczniej też. – Chcesz coś do picia? Do jedzenia? Brakuje ci czegoś? – dopytałem, chcąc mu jak najbardziej umilić pobyt tutaj. W końcu to przeze mnie wylądował w łóżku, a skoro nie mogłem go wyleczyć, to może chociaż troszkę mu posłużę. Nie jest to wiele, ale zawsze coś...
- Napiłbym się wody... – poprosił, na co kiwnąłem głową i zaraz wyszedłem z pokoju. Następnym razem muszę zabrać ze sobą Coco, by mu niechcący krzywdy nie zrobiła, ale to później, w końcu jeszcze tutaj wrócę, a jak na razie kotka sobie słodziutko spała na mojej poduszce. Ta to dopiero miała wygodnie...
Tak jak Miki mnie poprosił, wróciłem do niego ze szklanką wody, a następnie pomogłem mu się napić. I on chciał niby wstawać i mi pomagać, jak nawet nie mógł utrzymać kubka wody, i miał też wielki problem, by chociażby mnie dotknąć... też są tego plusy, bo skoro jest taki słaby, to na pewno nie wstanie, więc o to martwić się nie muszę.
- Posiedzisz ze mną? – poprosił, kiedy opróżnił calutką szklankę. – Nie chcę zostać sam.
- Oczywiście, Owieczko. Poczytać ci coś? – zapytałem, postanawiając spełnić jego prośbę. Trochę do roboty miałem, ale po jego zamykających się oczach podejrzewałem, że dużo mu nie trzeba, by zasnąć.
Mikleo kiwnął głową, dlatego wziąłem do dłoni książkę i zacząłem czytać od momentu, w którym to ostatnio skończyliśmy. Miałem nadzieję, że będzie w najbliższych dniach spał jak najwięcej, dzięki czemu będę mógł być spokojny o jego zdrowie i skupić się na ogarnięciu domu. Dobrze byłoby utrzymać go w jak najlepszej czystości, póki dzieci nie wrócą, bo później to będzie niemożliwe, chyba, że będę sprzątać po nocy, a pewnie kilka razy mi się to zdarzy... Cóż, za głupotę trzeba płacić, szkoda tylko, że to Miki cierpiał na tym najbardziej.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz