Czułem się całkiem nieźle, jeśli tak mogę powiedzieć, w moim stanie nieźle może mieć wiele znaczeń. Towarzystwo dzieci jednak bardzo mi się przydało, szczerze powoli wariuję tam całkiem sam, ile mogę przecież leżeć I patrzeć w okno, grzecznie robiłem to kilka dni, tak jak mi kazał, nie narzekając ani nie próbując niczego sobie zrobić, w końcu jednak musiałem wstać, aby ta cisza i samotność mnie tam całkowicie nie dobiła.
- Czuję się dobrze, wasze towarzystwo naprawdę mi się przydało, mam dość siedzenia w sypialni odseparowany od świata - Przyznałem, zgodnie z prawdą patrząc na niego uważnie. Mój biedaczek wygląda na strasznie zmęczonego, zdecydowanie powinien odpocząć. Szkoda tylko, że tego nie robi, zajmując się wszystkim tylko nie sobą samym.
- Rozumiem, że chcesz spędzić czas z najbliższymi, ale musisz leżeć, nie możesz sobie tak jeszcze chodzić, jutro zajrzy do nas medyk i dobrze by było, gdyby się nie okazało, że twoja rana się otworzyła - Gdy to mówił, westchnąłem cicho, kiwając głową, przez to okropne rozcięcie muszę teraz wegetować w łóżku, z czego cieszę się niezmiernie..
- Dobrze, pomożesz mi wstać? - Zapytałem, patrząc na męża, który od razu kiwnął głową, pomagając mi podnieść się do siadu, powoli prowadząc do sypialni, schodek po schodku robiąc sobie przerwę, co drugi schodek nie mając siły iść do góry. Wychodzi na to, że zejście ze schodów było łatwiejsze niż wejście po nich do góry, zdecydowanie odpuszczę sobie jeszcze chodzenie po schodach, przynajmniej do chwili, w której to medyk zdejmie mi szewki, a wtedy znów będę mógł normalnie funkcjonować.
Zmęczony położyłem się na łóżku, biorąc kilka głębszych wdechów, starając się nie za bardzo naruszać swojego biednego brzucha, który już po spacerze po schodach zaczął mnie nieźle boleć, chyba to jednak nie był za dobry pomysł..
- Wszystko w porządku? - Zapytał zmartwiony Sorey, bez ostrzeżenia podnosząc moją bluzkę, aby przyjrzeć się mojej pozszywanej bliźnie.
- Tak, wszystko dobrze, nie martw się tak o mnie - Poprosiłem, zakrywając moją bluzką brzuch. - Odpocznij, jesteś zmęczony, a mną się nie przejmuj, ja sobie tu poleżę, a ty wypocznij, jesteś zmęczony i doskonale to widzę - Odezwałem się, martwiąc o mojego męża, który ciągle musi zajmować się domem, dziećmi i jeszcze mną samym, ma dużo na głowie, a ja mu tego nie ułatwiam, chyba jednak powinienem leżeć na łóżku w sypialni i nie ruszać się tu aż do chwili, w którym to medyk da mi znać, że to już ten czas..
Mój mąż złożył delikatny pocałunek na moim czole, nakrył porządnie kołderką, wychodząc ze sypialni, pozostawiając mnie samego z nudnym pokoju i znów kolejny dzień upłynął mi na leżeniu, ciekawe jak długo jeszcze to będzie trwało..
Dnia następnego obudził mnie mój mąż, informując o medyku, który właśnie przyszedł obejrzeć moją ranę, która goiła się całkiem dobrze a mimo to miałem wciąż dużo leże ze względu na ryzyko otwarcia się rany. No cudownie mam nadal leżeć, mimo że czuje się już całkiem dobrze. Niepocieszony westchnąłem cicho, obiecując medykowi, że będę leżał, mimo że mam tego już po dziurki w nosie.
- Potrzebujesz może czegoś? - Zapytał mój mąż, przynosząc mi zioła, które kazał pić mi medyk, aby przyśpieszyć gojenie się rany.
- Dziękuje, nie ma takiej potrzeby - Przyznałem, krzywiąc się na widok ziół. - A mogę zdrowieć bez tego? - Dopytałem, nie specjalnie mając ochotę na picie tego okropnego napoju.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz