piątek, 6 stycznia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Demon wyszczerzył się na słowa anioła, kompletnie nic sobie z tego nie robiąc. Nie chciał pokazać, że trochę stracił kontrolę, a to wszystko przez to, że nie docenił tego drugiego anioła. Praktycznie o niej zapomniał a to przez to, że tak łatwo dała się podejść przy pierwszym spotkaniu. A skoro na samym początku dał sobie z nią radę to uznał, że jest tak głupia, że nie będzie stanowić żadnego problemu. Troszkę się z tym przeliczył, ale nie jest jeszcze na straconej pozycji. 
- Oj, chciałbym bardzo, ale obawiam się, że nie mogę tego zrobić. Myśli, że nie żyjesz, i to wszystko z jego winy. Wręcz błaga, bym z nim skończył. Powinieneś mi dziękować, tylko dzięki nie to obrzydliwe ciało stawia jeszcze jakieś kroki – powiedział leniwie, siadając na ziemi, uważając na jedną z nóg tego idioty, z którą ewidentnie było coś nie tak i nie mógł jej za bardzo zginać. Ale to nic, ten głupi człowiek dostarczył mu wystarczająco dużo pożywienia, by jego ciało się zregenerowało. Owszem, bardzo go kusiło, by wziąć od niego jeszcze więcej, ale skoro w tej sprawie siedziały aż dwa anioły, powinien odpuścić. To powinno mu wystarczyć. 
- Kłamiesz. Nigdy by się nie poddał, nadal tam jest i oddasz mi go – wysyczał, patrząc na niego z nienawiścią. Może by się jeszcze tym przejął, gdyby nie to, że nie potrafił nawet ustać na nogach, a jego twarz była cała opuchnięta i pokrwawiona. 
- Owszem, nie poddałby się, gdyby miał dla kogo żyć. A przecież zabił miłość swojego życia, nie zasługuje już na nic dobrego... 
- Zamknij się! – wykrzyczał, patrząc na niego ze złością. – Zostawisz go, albo zniszczymy twoje ciało. 
Mimo, że wyraz twarzy demona się nie zmienił, w środku się zaniepokoił. Znaleźli je...? Nie, to niemożliwe, upewnił się, że dobrze je schował, nawet, jeżeli się spieszył. A gdyby coś było nie tak, bez jego krwi nie zdjęliby pieczęci. A może zdjęli...? Nie, musieliby być inteligentni, a ten idiota miał w głowie tylko tego głupiego człowieka, i dodatku jest młody, bez żadnego doświadczenia, nie wpadłby na to. A ta druga... nie znał jej. Już raz jej nie docenił, więc co, jeżeli znowu go czymś zaskoczy...? Tej kobiecie, podobnie jak temu matołowi, zależy na jego tymczasowym naczyniu. To będzie jego karta przetargowa. 
- A ja mam do ciebie jeszcze lepszą propozycję. Wypuście mnie, a go nie skrzywdzę. To nie jest dla mnie problem, by połamać mu kostkę po kostce. Ja to przeżyję, on... cóż, obawiam się, że to będzie dla niego niezwykle bolesne, gdybym tak oddał mu kontrolę nad tak zniszczonym ciałem – powiedziawszy to leniwie i bez żadnego pośpiechu złapał jeden z palców i bezceremonialnie go złamał. Dźwięk łamanej kości pięknie rozległ się po pustej katedrze... aż korciło go, by złamać kolejną kość, i jeszcze kolejną, i jeszcze kolejną... musi jednak najpierw dowiedzieć się, co takiego na niego mają. 
- Przestań... zostaw go... – odezwał się anioł łamanym głosem, a po jego policzkach pociekły łzy. To też był bardzo piękny widok, aż żałował, że właściciel ciała nie mógł tego zobaczyć. Chociaż chyba mógł sprawić, by dawny pasterz to wszystko widział. To byłaby darmowa porcja przepysznych wyrzutów sumienia, które tylko wzmocniłyby jego prawdziwe ciało. 
- Przestanę dopiero wtedy, kiedy mnie wypuścicie. I radzę wam szybko podjąć decyzję. Każde pięć minut rozmyślań to kolejna złamana kość w ciele tego przygłupa – powiedział spokojnie, przyglądając się swoim dłoniom zastanawiając się tym samym, który palec będzie następny. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz