Obudziłem się dopiero następnego dnia wczesnym rankiem, w końcu będąc w pełni wypoczętym. Trochę wstyd przyznać, że potrzebowałem prawie półtora dnia, by się ogarnąć... Z dnia na dzień staję się coraz to bardziej beznadziejny i nie wiem, i nie wiem, czy to przez to, że prowadzę bardziej stały tryb życia i nie mam tyle ruchu, co kiedyś, czy przez to serce, które sprawia, że coraz szybciej się męczę, czy może po prostu jestem leniwy. I teraz pytanie, która to z tych możliwości...
Ostrożnie wstałem z łóżka, by przypadkiem nie obudzić mojego męża, który tak uroczo spał wtulony w poduszkę. A jednak był zmęczony, tylko nie chciał się do tego przyznać. I dobrze, zasługiwał na sen po tym piekle, jakie zafundował mu ten demon. Przed wyjściem z sypialni delikatnie ucałowałem jego ramię, nie mogąc się powstrzymać od tej drobnej pieszczoty. Kochałem go nad życie i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Wystarczyło tylko, że miałem go przy sobie, a mój dzień od razu stawał się jakiś taki lepszy. Mi to jednak wiele do szczęścia nie było potrzebne.
Zabrałem się za przygotowanie nam śniadania do łóżka, nie zapominając oczywiście o zwierzaków. Wcześniej zakupione mięso rozdzieliłem proporcjonalnie pomiędzy Cosmo a Coco, gdyż kotka mogłaby mieć do mnie później wielki problem o to. W międzyczasie przygotowywałem zarówno sobie i mojemu mężowi naleśniki z polewą czekoladową. Trochę na bogato, no ale raz na jakiś czas trochę luksusu nie zaszkodzi. Do tego oczywiście sobie zrobiłem kawę, a jemu herbatę, co by się zbytnio nie zasłodził. Mam nadzieję, że nie wolał do śniadania jakiegoś kakao albo gorącej czekolady... Cóż, wtedy mu najwyższej zrobię to, czego będzie chciał.
Kiedy wróciłem do sypialni, mój mąż nadal spał, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałem rację. No ale po co mnie słuchać, lepiej pokazać, że jest silny, mimo, że wcale silny nie jest. I po kim on to miał, to ja nie mam pojęcia. Albo od zawsze taki był, albo od kogoś to podpatrzył. Albo jedno i drugie...
– Dzień dobry, Owieczko – odezwałem się łagodnym głosem, podchodząc do niego i całując go w policzek, odkładając uprzednio wcześniej tacę z pachnącymi i gorącymi naleśnikami.
- Sorey...? To wszystko dla mnie? – zapytał z niedowierzaniem, patrząc na naleśniki na talerzu.
- No nie, bo ja też chcę coś zjeść, chyba, że masz tak wielki apetyt, że sam to wszystko zjesz, wtedy nie będę miał nic przeciwko temu – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego głupkowato.
- Nie, nie zjem... nie musiałeś nic dla mnie robić – przyznał, podnosząc się do siadu i przecierając zaspane oczy.
- Nie musiałem, ale chciałem – odparłem, całując go w policzek i poprawiając jego włoski, które po przespaniu jakichś dwunastu godzin, jak nie więcej, sterczały we wszystkie strony, dzięki czemu przypominał Owieczkę jeszcze bardziej niż zwykle. Moje słońce urocze. – Nie obudziłem cię za wcześnie? – zapytałem, z niepokojem obserwując, jak ten ziewa szeroko. Może potrzebował jeszcze trochę więcej snu...? Cholera, chciałem tylko mu sprawić przyjemność, a nie budzić go za wcześnie, kiedy to ewidentnie potrzebuje snu. Teraz już raczej nie zaśnie, ale jak już zjemy, to zostawię go samego w sypialni, by jeszcze się na chwilkę przespał, a ja trochę bym posprzątał może dom...? Cóż, roboty jest dużo, na pewno coś sobie znajdę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz