Słysząc tak dobrze znany mi głos męża, podniosłem się z ziemi, patrząc w oczy demona, który nie ukrywał rozbawieniu całą tą sytuacją.
- Zostaw go - Rozkazałem, świadom tego, jak demon na to zareaguje, w końcu to demon a one do najbardziej życzliwych nie należą, wręcz przeciwnie napawają się nieszczęściem innych, jakie to żałosne.
- Zmuś mnie - Odpowiedział drwiąco, patrząc w moje oczy, świetnie bawiąc się moimi emocjami, na co pozwolić mu już dłużej nie mogłem, koniec tego dobrego nie będzie więcej żył za mnie.
Nie odpowiadając demonowi na tę żałosną zaczepkę, wyciągając kawałek pękniętego szkła, które pojawiło się nie daleko, dosłownie znikąd wbijając je sobie w brzuch, wiedząc jak odbije się to na moim ciele.
- Ty kretynie - Zawołał, tracąc kontrolę nad moim ciałem, które upadło, plując krwią na ziemię.
- Miki? - Słysząc głos męża, spojrzałem na niego. Wiedząc, że to jeszcze nie koniec.
- Wyjdź z kręgu to jeszcze nie koniec - Wydukałem, plując krwią, wypychając go z kręgu, nim demon znów podjął walkę o moje ciało, walkę, która trwała długi i walkę, którą w końcu wygrałem, zamykając demona za kratami. Marząc, aby był to już ostatni raz, mając już dość tej wojny między nami.
Obolały jak chyba nigdy dotąd, otworzyłem oczy, czując pod plecami miękki materac i tak dobrze znajomy mi sufit, czyżbym był już w domu?
Zdziwiony podniosłem się do siadu, mimo palącego bólu całego ciała rozglądając się po pomieszczeniu, dostrzegając męża śpiącego na krześle. Dlaczego nie położył się obok? Pewnie zasnął podczas próbowania mnie. Mój kochany mężczyzna.
- Sorey - Wydukałem, ledwo będąc w stanie mówić, z powodu czego nie byłem w stanie go obudzić. Moje ciało wstać również mi nie pozwoliło, dla tego siedziałem tak dobre kilka minut, nim znów spróbowałem. - Sorey - Wychrypiałem, nadal nie będąc w stanie wydać z siebie głośniejszego dźwięku. Na moje szczęście mój mąż obudził się, a ja nie musiałem nadwyrężać bardziej swojego gardła.
- Owieczko nic ci nie jest - Z radością w głosie mocno przytulił się do mnie i to zdecydowanie trochę za mocno co wywołało cichy jęk wydobywający się z moich ust. - Boli? Coś ci zrobiłem? Przepraszam - Spanikowany, patrzył na mnie, nie wiedząc co ze sobą zrobić, zbyt bardzo się o mnie bojąc.
- Spokojnie Sorey... Nic mi nie zrobiłeś...Nie musisz tak panikować - Wydukałem, między słowami robiąc dłuższą przerwę na przełknięcie śliny.
- Nie brzmisz najlepiej - Słusznie dostrzegł, kładąc dłonie na moich policzkach. - Wszystko w porządku? Potrzebujesz może czegoś? - Zmartwiony zajął się mną, a nie sobą a przecież widać było na pierwszy rzut oka, że jest zmęczony.
- Tak, wszystko jest tak, jak być powinno, jestem tylko odrobinkę zmęczony i może trochę nawet spragniony - Wypowiedziałem pół szeptem, kładąc się do łóżka, czując wciąż męczące mnie zmęczenie.
- W takim razie idę dla ciebie po wodę - Odezwał się i nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, Sorey już zdążył wyjść z naszej sypialni, wywołując u mnie ciche westchnięcie, na które jedynie było mnie stać, grzeczni leżąc w łóżku, czekając na jego powrót.
- Już jestem, proszę to dla ciebie - Sorey przyniósł mi wodę, pomagając mi w jej wypiciu, za co byłem mu wdzięczny, nadal moje ciało było osłabione i nawet trzymanie kubka było strasznie trudne.
- Odpoczywaj, a ja się wszystkim zajmę - Odezwał się, głaszcząc mnie po policzku, łagodnie się o mnie uśmiechając.
- A położysz się ze mną? - Zapytałem, nie chcąc leżeć tu całkiem sam. - Co tak właściwie się stało? - Dopytałem, nie świadom tego, co się wydarzyło w trakcie walki z demonem..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz