Słysząc jego słowa uśmiechnąłem się szeroko, czując naprawdę wielką ulgę. Troszkę już zacząłem się obawiać, że Miki jeszcze przez długi czas będzie się wymigiwał od tego spotkania z nieznanego mi powodu, a w końcu im szybciej, tym lepiej. Jeżeli ten demon znów w najmniej oczekiwanym momencie przejmie kontrolę nad jego ciałem nie wiem, jakbym sobie z nim poradził. Nie wiem, co ja zrobię z Mikleo, jak znowu nadejdzie pełnia i będzie znowu trochę bardziej rozochocony, jak już ostatnio miałem z nim problem... Cóż, będę się martwił, jak przyjdzie co do czego, teraz się powinniśmy skupić na najbardziej aktualnym problemie, czyli na tym, by pozbyć się demona z jego ciała. A jak na ten moment nie będzie to możliwe, to żeby chociaż go jakoś ujarzmić. Po tym całym rytuale był spokój na dłuższy czas, więc może trzeba będzie go powtórzyć...? Cóż, ja specem nie jestem, zobaczymy, co powie Lailah.
- Cieszę się, że w końcu się zdecydowałeś – przyznałem, kontynuując sprzątanie. Niewiele już mi zostało, tylko dokończę sprzątać kuchnię, założę na siebie coś innego niż piżama. I może jeszcze ogarnę twarz... dobrze byłoby się w końcu ogolić, ileż w końcu można chodzić z takim zarostem...? Znaczy, mnie on tam nie przeszkadzał, ale przeszkadzał mojemu mężowi i właśnie dlatego powinienem go zgolić.
- Robię to dla was – odparł, czym lekko mnie zaskoczył. Jak to dla nas? Znaczy, to też jest dobra motywacja, nie wykluczone, że demon skrzywdziłby dzieci, gdyby stanęły mu na drodze... to chyba jest najgorszy możliwy scenariusz, jaki mógłby się wydarzyć.
- A dla siebie już nie? Też strasznie na tym cierpisz – zauważyłem, przyglądając się mu uważnie.
- Wami przejmuję się bardziej niż sobą – dodał, na co westchnąłem ciężko. Nie ważne, ile razy mu to mówię, Mikleo dalej przekładał dobro innych ponad swoje, co oczywiście dobre było, ale siebie omijał aż za bardzo. I to chyba znowu z mojej winy, bo ja też siebie tak traktowałem, ale ja byłem tylko prostym człowiekiem, więc siebie mogłem tak traktować, bo nie byłem do końcu nikim ważnym. Ale Miki był aniołem, a jak wiadomo, anioły są ważniejsze od ludzi.
- Aniołku... – zacząłem, odwracając się w jego stronę, nie ukrywając smutku. – Nie oceniaj siebie tak nisko. Jesteś najwspanialszym aniołkiem, jakiego znam. Nie ma istoty, która jest lepsza od ciebie – odezwałem się, delikatnie się do niego uśmiechając. Mój mąż naprawdę był niesamowity, wszyscy to widzą i szkoda, że on tego dostrzec nie potrafił.
- Wielu aniołów nie znasz, więc jakoś specjalnie dużej konkurencji nie mam – powiedział lekko żartobliwie, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. I po kim on ma taką niską samoocenę, to ja nie mam pojęcia...
- Po prostu tego nie skomentuję – westchnąłem cicho, przecierając blat stołu. – Tylko się ogarnę i możemy iść – dodałem, odkładając ścierkę na bok i wyrzucając ostatnie śmieci. – Poczekasz na mnie chwilkę?
- No nie wiem, chyba pójdę do Lailah sam – strasznie się go dzisiaj humor trzymał, i nie byłem pewien, dlaczego. Może był troszkę zestresowany tym spotkaniem z Lailah? Od samego początku nie był do końca przekonany co do wizyty u pani Jeziora i trochę się przed tym wzbraniał, więc może teraz odreagowuje? Albo jest niewyspany, bo obudziłem go za wcześnie, a jak wiadomo, człowiek niewyspany to człowiek wredny. Znaczy, w tym przypadku to anioł.
- Miki, na pewno czujesz się na siłach, aby iść do Lailah? – dopytałem nie chcąc, by mój kochany Miki się do czegoś przymuszał.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz