Nie było potrzeby, aby mój mąż mi pomagał, wręcz przeciwnie mógł odpoczywać, a ja w tym czasie zająłbym się posiłkiem dla naszej dwójki, jednak czy był sens się z nim kłócić? Nie bardzo on i tak nie da się przekonać, jeśli już sobie coś ubzdura, to nie ma przebacz, a ja doskonale skąd to znam.
- Jeśli bardzo chcesz mi pomagać, zamiast odpoczywać, co wydaje mi się być bardziej wskazane, możesz pójść ze mną i obrać ziemniaki - Zaproponowałem, co nie do końca spodobało się, mojemu mężowi, a mimo to zgodził się, idąc ze mną do kuchni, gdzie wspólnymi siłami przygotowywaliśmy obiad, troszeczkę przy tym rozmawiając, wygłupiając się, odrobinkę w dobrym nastroju kończąc nie tylko przygotowywanie obiadu, ale i również skonsumowanie go i posprzątanie po nim dopiero wtedy odczuwając to uderzające zmęczenie, przez które ziewałem bez opamiętania.
- Jeśli jesteś zmęczony, połóż się do sypialni - Zaproponowałem, na co nie chciałem się zgodzić przynajmniej nie na samym początku.
- A położysz się ze mną? - Zapytałem, nie chcąc spać samemu, zdecydowanie bardziej skłaniając się ku wspólnemu odpoczynkowi.
- Oczywiście owieczko nie mógłbym ci przecież odmówić - Po tej wypowiedzi chwycił moja dłoń, ciągnąc w stronę sypialni, gdzie razem położyliśmy się do łóżka, wtulając w swoje ciała, zamykając swoje zmęczone oczy, odpływając do krainy snów.
Otworzyłem oczy, czując małe łapki chodzące po moich nogach, leniwie rozciągając się, zerknąłem na Coco zdając sobie sprawę z tego jak późno właśnie było. Wygląda na to, że przespaliśmy pół dnia i pewnie trwałoby to jeszcze dłużej, gdyby nie kotka.
Z drugiej jednak strony czy ja musiałem już wstać? No właśnie nie musiałem, w łóżku było mi ciepło, miękko i do tego miałem obok mężczyznę, którego kochałem ponad wszystko.
Nie mając więc powodu, aby wstać, ponownie przytuliłem się do ciała śpiącego wciąż Soreya, zamykając oczy, starając się ponownie zasnąć.. Właśnie, starając się to dobre słowo, które pasowało do mnie, bo niby to chciałem wstać, a niby nie chciałem. Tu było przyjemnie, nawet bardzo przyjemnie, ale to nie zmieniało faktu, iż nie potrafiłem już zasnąć. I co ja więc miałem zrobić? Wstać? A może nie wstać? To bardzo dobre pytanie, na które ja sam nie znałem odpowiedzi. Ja to jednak mam trywialne problemy a wszystko to z powodu mojego lenistwa, gdybym tak znów wrócił do podróży, inaczej wszystko by się potoczyło a tak, cóż oboje z mężem staliśmy się aż nadzbyt leniwi. Cóż jakby nie było, wiedzieliśmy na co, się piszemy, posiadając dzieci, tak więc nie mam za bardzo, na co narzekać...
Nie mogąc jednak wytrzymać, wstałem w końcu z łóżka, cichutko wychodząc z sypialni, idąc do kuchni, gdzie zrobiłem sobie coś ciepłego do picia, siadając w salonie na kanapie, trwając tak z godzinę, nim wypiłem herbatę, umyłem kubek i wróciłem do męża.
- Wróciłeś - Wymruczał pod nosem, mocno przytulając się do mnie. - Jesteś zimny - Mruknął, niepocieszony a wszystko to z powodu braku jego bliskości.
- Przepraszam - Wyszeptałem, wtulony w jego ciało przymykając swoje oczy.
Sorey mruknął coś niewyraźnie pod nosem chyba przez sen. Rozbawiony tym faktem pokręciłem lekko głową, idąc w jego ślady, pozwalając sobie na sen z powodu wciąż późnej pory nocnej, trzeba w końcu korzystać, póki nie ma dzieci, druga taka okazja szybko może się nie powtórzyć..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz