Nie byłem tak do końca przekonany, czy powinienem mu odpuścić te zioła. W końcu, kiedy ja byłem chory, Mikleo nie chciał mi odpuścić grożąc, że jeżeli nie będę ich regularnie pić, to odejdzie. To zdecydowanie nie było w porządku, ale co miałem zrobić, jak leżałem w łóżku z gorączką i nie miałem siły na nic? Teraz role się odwróciły, ale nie będę się tak nad nim pastwił, ponieważ mam serce.
- Wypij chociaż tę porcję, nie chcę, by się zmarnowała – poprosiłem, stawiając kubek z gorącą cieczą na szafce nocnej i usiadłem przy mężu, delikatnie gładząc go po nodze. Nim podam mu zioła, te muszą trochę ostygnąć, dlatego chwilkę mogę z nim posiedzieć. Misaki była w szkole, Merlin spał, zwierzaki nakarmione, więc miałem troszkę czasu wolnego dla mojego biednego aniołka.
- Ale więcej nie będę musiał tego pić? – spytał z nadzieją.
- Chociaż raz dziennie. Jak będziesz pić regularnie, szybciej rana ci się zagoi, a jak ci się już zagoi, to będziesz mógł chodzić i mi pomagać – odparłem, chcąc go troszkę pocieszyć i przekonać do picia ziół w miły sposób, a nie grożąc mu odejściem. Zioła nie są wymagane do jego pełnego wyzdrowienia, mają tylko przyspieszyć ten proces, ale leżeć musi, więc jak nie będzie leżał, to dopiero wtedy mogę mu zacząć grozić.
- Ale to źle pachnie – burknął, pusząc policzki, przypominając mi w tym momencie naburmuszone dziecko.
- Jak ja ci narzekałem na to, że coś źle pachnie i smakuje, to nie zwracałeś na to uwagi – przypomniałem mu, uśmiechając się do niego delikatnie. Cieszyłem się z tej krótkiej chwili spokoju, która nie wiem, ile jeszcze będzie trwać, bo Merlin w każdej chwili może się obudzić. I jeszcze na pewno będzie chciał do mamy, na co mu pozwolić nie mogłem, bo przecież Miki w tym momencie musiał dużo odpoczywać, a skoro nie będzie mógł iść do mamy, to będzie strasznie marudny... i tak praktycznie dzień w dzień. Oszaleć z tym dzieckiem można.
- Już więcej nie będę – obiecał, na co zaśmiałem się cicho.
- Jeszcze zobaczymy. Pomogę ci usiąść, będzie ci wygodniej pić – zasugerowałem, na co mój mąż pokiwał głową. Ostrożnie, uważając na jego ranę, pomogłem zająć mu wygodniejszą pozycję, a następnie podałem mu kubek, by wypił teraz choć troszkę. Od razu po połknięciu pierwszego łyku skrzywił się, a ja mimo wszystko poczułem taką lekką satysfakcję. Teraz on wie, jak czułem się ja, kiedy podawał mi podobne świństwo. – Jak później będziesz czuł się dobrze i dzieci nie wejdą mi za bardzo na głowę, możemy spróbować cię zabrać na krótki spacerek – zaproponowałem, odsuwając kubek od jego ust.
- Naprawdę? A nie miałem przypadkiem cały czas leżeć? – spytał, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Sam się sobie trochę dziwiłem, ale doskonale wiedziałem, że za długo go w tym łóżku nie utrzymam. Pewnie jutro już spróbowałby wstać, bo przecież dobrze się czuł... A tak chociaż będę miał jakąś kontrolę nad jego stanem zdrowia.
- Trochę nad tym myślałem i zdałem sobie sprawę, że gdybyś był człowiekiem, nie mógłbyś tak leżeć cały czas, bo musiałbyś chodzić do łazienki. A że anioły nie muszą załatwiać takich potrzeb, to w ramach zastępstwa będziesz chodził na krótkie spacery. Raz albo dwa razy dziennie, wszystko w zależności od tego, jak będziesz się czuł. I żadnego schodzenia po schodach – wyjaśniłem mu, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Oj, nawet bym nie dał rady – przyznał, delikatnie się krzywiąc. Pewnie musiał go brzuch zaboleć... powinienem się pospieszyć z podawaniem mu tych ziół i muszę z powrotem pomóc mu się położyć.
- Jeszcze troszkę, Owieczko, i dam ci spokój – zachęciłem go, znowu przysuwając kubek do jego ust. Wyglądał na zmęczonego, ale nie dziwiłem mu się, pewnie po wczorajszym dniu jeszcze do końca nie wydobrzał, no i jeszcze dzisiaj medyk go troszkę pomęczył. Wypije to, i z mojej strony będzie miał spokój.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz