Nie byłem przekonany co do jego słów, mój mąż ewidentnie nie czuł się najlepiej, dla tego moim zdaniem powinien zostać w domu, a nie męczyć się przy moim boku gdzieś nad jeziorem czy też w mieście. Wydaje mi się, że to skrajnie nieodpowiedzialne co powinien chyba wiedzieć, nie będąc w końcu dzieckiem.
- Kawa? A przypadkiem to nie pogorszy twojego stanu? - Dopytałem, zmartwiony tym, co może mu się stać a wszystko to z mojego powodu, bo tak bardzo pragnąłem bliskości i czułości męża, zapominając o tym, że mój mąż jest młodym facetem, ale ma chore serce, które nie jest w stanie nade mną nadążyć, tak jak to miało miejsce kiedyś.
- Mojego stanu? Owieczko, jestem tylko odrobinkę zmęczony, nic wielkiego mi się nie dzieje, nie musisz się o mnie martwić - Zapewnił, nie przestając wiązać mi warkoczy, jak zawsze w pełni poświęcając się pracy nad moim włosami. Cóż chciał, aby były długie, to niech teraz o nie dba, na tyle na ile może a ja zajmę się całą resztą.
Nie mówiąc już nic więcej, spokojnie wyczekiwałem końca jego pracy, nie chcąc utrudniać mu życie jeszcze bardziej. I tak wydaje mi się, że dziś naprawdę przesadzam, chociaż nie wiem, dlaczego tak myślę, czy robię coś złego? W sumie to sam nie wiem, tylko chce atencji męża czy to na zbyt wiele?
- Gotowe - Usłyszałem, co wyprowadziło mnie ze stanu zamyślenia, zmuszając do skupienia się na mężu.
Tak też czyniąc, wstałem energicznie z łóżka, podchodząc do lustra, uważnie się w nim przeglądając, uśmiechając się w tym samym momencie.
- Dziękuje, wygląda to naprawdę bardzo dobrze - Przyznałem zgodnie z prawdą, podchodząc do męża, całując delikatnie jego usta, kładąc dłonie na jego ramionach.
- Bardzo się cieszę, że ci się podoba - Przyznał, głaszcząc mnie po głowie jak małego chłopca, zawsze wiedząc jak sprawić mi to wielką radość.
Zadowolony z takiej drobnej pieszczoty zamruczałem cicho, przytulając się do mojego męża, trwając tak kilka chwil, zachowując się jak przylepa, prawie jak nasz syn lepiący się przez cały czas do mnie.
- Chcesz pójść na spacer? - Zapytał, przypominając mi o spacerze, na który miałem tak wielką ochotę.
- Tak, oczywiście, że tak - Z energią chwyciłem dłoń męża, ciągnąc go w stronę kuchni, gdzie mój mąż zaczął robić swoją kawę, chwytając nagle się za serce.
- Sorey? - Odezwałem się, zaskoczony podchodząc bliżej męża, uważnie mu się przyglądając.
- Nic mi nie jest - Zapewnił, a mimo to nie ufając mu, położyłem dłoń na jego klatce piersiowej, uwalniając moc, która była w stanie uspokoić jego biedne serce, które dziwnie kołatało.
- Przepraszam - Odezwałem się, opuszczając głowę.
- Nie przepraszaj, nic się nie stało - Zapewnił, całując mnie w czoło.
Mimo tego nie byłem pewien czy nie powinienem się o niego martwić, w końcu jego stan był nie najlepszy.. Właśnie nie najlepszy, do dobry moment, aby to wykorzystać.
Nie wiem, dlaczego taka myśl pojawiła się w mojej głowie, jednak zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, poczułem dziwny ból głowy, który na chwile wyłączył mnie z życia.
- Miki wszystko w porządku? - Zapytał, podchodząc do mnie bliżej.
- Ależ oczywiście, że tak, w porównaniu do ciebie mam siłę i nie jestem taki słaby i żałosny jak ty - Warknąłem, patrząc z pogardą na twarz Soreya, ciemnymi oczami nieświadomie oddając panowanie nad sobą demonowi, który wyczuwając słabość mężczyzny, pozwolił sobie na uwolnienie się z zamknięcia..
<Pasterzyku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz