Nie za bardzo rozumiałem, co się tutaj dzieje i o czym oni tak właściwie mówią. Jedyne, co wiedziałem, to że to jest niebezpieczne i że zarówno Miki, jak i Lailah są w niebezpieczeństwie przeze mnie, dlatego według mnie w ogóle nie powinni się tym zajmować. Ich życie jest znacznie ważniejsze od tego mojego, nie powinni tak ryzykować, no ale po co mnie słuchać. Chyba lepsze jest życie dwóch wspaniałych aniołów czyniących dobro, niż jedno człowieka, który nic dobrego do świata nie wnosi. Bardzo proste kalkulacje, ale najwidoczniej tylko ja to dostrzegam. Szkoda, że nic nie mam do gadania.
I jeszcze to naczynie... O co dokładnie z nim chodzi? Należy znaleźć albo jego własne, co może być trudne, bo nawet nie wiemy, jak on naprawdę wygląda, albo jakieś inne, ale to jakieś inne nie może być żywym człowiekiem, więc to może być martwy człowiek...? Ale jaki demon chciałby przejść do martwego ciała? Już pomijam fakt, że to trochę było to obrzydliwe, i wstąpienie demona w takie ciało, i poszukiwanie takiego ciała. Chyba, że chodzi o coś innego, ale ja się kompletnie na tym nie znam.
– Powinienem coś robić? – zapytałem niepewnie, zerkając to na Lailah, to na Mikleo. Nie rozumiałem wiele i nie wiedziałem, czy to tak powinno być, czy może jestem za głupi, by to wszystko zrozumieć.
– Rozluźnić się i nie dać się mu podejść. Będziemy cię bronić, ale wiele zależy od ciebie – wyjaśniła spokojnie Pani Jeziora, biorąc głęboki wdech, by pewnie się skupić na demonie.
Mikleo przez cały czas trzymał mnie za rękę, dlatego w końcu odwzajemniłem ten gest. Mocniej ścisnąłem jego rękę, cicho wzdychając, i także zamknąłem oczy. Mikleo będzie tutaj, Lailah będzie tam ze mną, co złego mi się może stać...? Obawiam się, że mi niewiele jest w stanie zrobić, w końcu jestem jego żywicielem i raczej nie zrezygnuje, dopóki nie wyciśnie ze mnie wszystkiego, czego tylko może. Ale po co mu są anioły? Jak ten demon zrobi coś Mikleo, albo Lailah, zabiję go. Nie mam pojęcia za bardzo, jak miałbym to zrobić, ale zrobię.
Kiedy następnym razem otworzyłem oczy, nie znajdowałem się w królewskich komnatach, a w swojej piwnicy. Znaczy, tak jakby, gdyż jej ściany były całe podrapane, meble wywrócone, zapasy porozrzucane... cóż, wszystko, co mogło zostać zniszczone, zostało zniszczone.
Demon, który tym razem przybrał postać Lailah, siedział na jedynej niezniszczonej skrzyni z pewną, dziwną elegancją, i wyglądał dziwnie perfekcyjnie. Zdecydowanie za perfekcyjnie. Za to ta prawdziwa Pani Jeziora stała obok mnie, nie ukazując żadnych emocji. Dzięki niej w ogóle nie odczuwałem tej charakterystycznej i przytłaczającej aury demona... Czasem zapominam, jak silna jest Lailah.
– No wreszcie. Zaczynałem się nudzić – odezwał się demon, podnosząc się elegancko z krzesła. – W czym mogę służyć?
– Chciałabym jedynie porozmawiać – odezwała się łagodnie Lailah, nie spuszczając nawet na sekundę wzroku ze swojego sobowtóra.
– Oczywiście, że sobie porozmawiamy. Najpierw jednak muszę ci podziękować. Tak po prostu przyprowadziłaś mi go pod nos, do mojego więzienia... Lepszego prezentu sobie wyobrazić nie mogłem – odpowiedział, uśmiechając się do nas niepokojąco. Czy on ma moc, by coś jej zrobić...? Nie powinien, Lailah przecież jest silniejsza od niego...
– Nie masz tutaj mocy – odpowiedziała stanowczo, stając przede mną.
– Myślisz tak, ponieważ ja chcę, żebyś tak myślała – powiedziawszy to aura Lailah zniknęła, a obecność demona była na tyle silna i przytłaczająca, że upadłem na podłogę, czując mocny uścisk w klatce piersiowej. Spodziewał się nas i zastawił pułapkę... Ciężko oddychając podniosłem głowę, by zobaczyć, jak się czuje Lailah, ale nigdzie jej nie było. I demona też nie... Czy on w tym momencie zajął moje miejsce? Muszę jak najszybciej się stąd wydostać, odzyskać kontrolę, nim cokolwiek im zrobi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz