Nie wiedziałem, co wokół mnie się dzieje, wciąż próbując się wydostać, szarpałem z całej siły, czując ból, który w tej chwili najważniejszy nie był, musiałem się wydostać i tylko to się liczyło, Sorey sam nie może z nim walczyć to ja, ja muszę go pokonać, pokazując mu, gdzie jest jego miejsce.
Zmęczony i obolały w końcu wyszarpałem ręce z łańcuchów gotowy do walki z demonem, który.. No właśnie który się poddał, tylko dlaczego? Co się takiego wydarzyło i dlaczego on ustępując mi miejsca, oczywiście nie było to ani proste, ani przyjemne, jestem pewien, że gdyby nie mój mąż i jego pomoc demon pochłoną, by mnie a ja nie dałbym rady z nim wygrać. Mój panie czym sobie zasłużyłem na ten okropny test?
Uwolniony, jak i obolały rozejrzałem się dokoła, dostrzegając zamknięcie, w którym się właśnie znajdowałem, Sorey musiał go.. To znaczy mnie zamknąć w środku, abym nie sprawiał mu więcej problemów. To był doskonały pomysł szkoda tylko, że nie wiem, co się z nim teraz dzieje czyżby stracił przytomność? Jego serce bije, ale ciało nie do końca chyba z nim współpracuje.
- Sorey? - Zacząłem niepewnie, wsłuchując się w odgłosy wydawane poza zamknięciem. - Sorey, obudź się, słyszysz, obudź się - Zacząłem wołać, wiercąc się na wszystkie możliwe strony.
- Miki - Usłyszałem cichy głos mojego męża, który pozwolił mi wyjść z zamknięcia, a który wyglądał jak sześć nieszczęść a wszystko t z mojego powodu.
- Sorey skarbie - Odezwałem się załamanym głosem, mimo osłabienia zabierając się za leczenie jego ran, które sam mu zadałem, jestem potworem, prawdziwym potworem a pełnia tylko mi to udowadnia.
- Miki, ulecz siebie mną się nie przejmuj - Poprosił, chcąc mnie odwieść od wykonywanego przez mnie zadania, którego nie zaprzestane robić, nawet jeśli mi tego zabroni, muszę go ratować, po prostu muszę, jeśli się wykrwawi z mojego powodu, nie przeżyje tego, po prostu tego nie przeżyje.
- Nie Sorey, nie będę leczył teraz siebie, jeśli ci nie pomogę, stracisz za dużo krwi a wszystko to z mojego powodu - Mówiłem na granicy płaczu, naprawdę załamany tym do czego dopuściłem, gdybym tylko nie dał mu przejąć nade mną kontroli, Sorey teraz nie leżałby w strudze krwi, za którą odpowiedzialny jestem ja, to ja jestem potworem, nie to on jest potworem, nad którym chyba już nigdy nie zapanuje.
Zmęczony wyleczyłem jego ciało, uśmiechając się ze łzami w oczach, mocno przytulając do ciała mojego męża, zaczynając płakać, pierwszy raz w życiu tak bardzo nie wiedząc, co ze sobą uczynić mając do siebie wielki żal, za to, co mu zrobiłem, gdyby nie moja pełnia do niczego by nie doszło, tak strasznie mi wstyd..
- Miki - Sorey wyszeptał cicho moje imię, głaszcząc mnie po głowie, w geście uspokajania mnie co jak zawsze działało tak strasznie kojąco i, mimo że nienawidziłem się za to, co mu zrobiłem, troszeczkę się uspokoiłem wtulony w ciało ukochanego męża.
- To moja wina, gdyby nie ta przeklęta pełnia nic takiego nie miałoby miejsca, najpierw moja chciwość, która zaszkodziła twojemu biednemu sercu a później to uwolnienie demona, nad którym straciłem panowanie, jestem okropnym aniołem, mogłem zabić ciele i wielu innych niewinnych ludzi. Ja naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić w czasie pełni - Wydukałem, pociągając nosem, nie mogąc pogodzić się, z czynem którego się dopuściłem.
<Pasterzyku? C:>:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz