Byłem naprawdę zły na mojego męża, nie tyle za to, co mi powiedział i w jak beznadziejny sposób to zrobił, a raczej za to z kim się spotkał. Doskonale wiem, że z Roscoe tworzyli udany związek, który najpewniej nigdy by się nie rozpadł, gdyby nie wędrowny tryb życia Soreya. Oboje wiemy, jak to naprawdę było i oboje wiemy, jak mogliby się to potoczyć, dla tego tak bardzo się złoszczę, tak bardzo nie podoba mi się to wszystko. Roscoe był dla niego ważny i kto wie, czy znów kiedyś nie zacznie być. Do tego wszystkiego był, jak stwierdził sam jego eksperymentem, jakkolwiek, by to nie brzmiało. I nie, nie przeszkadza mi to, że nie byłem pierwszy dla męża tak jak on dla mnie, przeszkadza mi to, że on nie widzi problemu w spotykaniu się z nim. Nigdy, ale to nigdy nie spotyka się ani nie utrzymuje kontaktu ze swoim byłym, mogąc zaszkodzić związkowi, ale on chyba tego nie rozumiem. I tak wiem, to było przypadkowe spotkanie, co nie zmienia faktu, iż dobrze wiedział, jakie jest moje nastawienie do jego byłego a mimo to i tak poszedł z nim na piwo, nie mówiąc mi całej pracy, tak jakby się bał, że się nie zgodzę, no i słusznie, bo bym się nie zgodził a tak najlepiej powiedzieć mi i spotkaniu, że znajomym, abym na pewno nie miał żadnego, ale.
Zły i obrażony na męża zatrzasnąłem drzwi z naszej sypialni, kładąc się na łóżko, nakrywając kołdrą. A przecież miał być to taki miły dzień, właśnie miał, bo jak zawsze ktoś albo coś musi to zepsuć.
Z całej tej złości, która we mnie siedziała, uroniłem kilka łez, już samemu dokładnie nie wiedząc, dlaczego i na kogo już będąc złym, na męża, bo spotkał się z byłym, na Roscoe, bo znów pojawił się w naszym życiu czy może na siebie, bo jak zawsze przesadnie reaguje na to wszystko.
- Mama - Usłyszałem nagle głos dziecka, odkrywając głowę.
- Dzień dobry maleństwo - Przywitałem się z synkiem, wyciągając w jego stronę ręce. Chłopiec, rozumiejąc mój gest, od razu podszedł bliżej, wślizgując się pod kołdrę.
- Mama smutna - Odezwał się, kładąc dłoń na moim policzku.
- Nie Merlin, nie jestem smutny, nic mi nie będzie, nie przejmuj się - Zwróciłem się do synka, uśmiechając do niego ciepło, całując delikatnie w czoło.
- Płacze - Dodał, nie dając się oszukać, od razu widać, że to nasze dziecko, może złośliwe jednak bardzo rozumne.
- Nic mi nie jest, chcesz coś zjeść? A może chcesz z mamą troszeczkę poleżeć - Zaproponowałem, naturalnie podejrzewając, że nasz syn może być głodny, dla tego mimo złości i smutku byłem w stanie wstać z łóżka i pójść mu coś przygotować do jedzenia.
- Przy mamie chcem - Odpowiedział, a ja uśmiechając się jeszcze szerzej, przytuliłem naszego synka, leżąc z nim w łóżku, głaszcząc po główce, dostrzegając te klejące się, ze zmęczenia oczy samemu również pozwalając, sobie ma krótki sen. I tak nie miałem ochoty wychodzić z sypialni, tu było mi naprawdę dobrze, miałem spokój, ciszę, jedno z moich małych skarbów i nic więcej nie było mi do szczęścia potrzebne aż do chwili, w której zapadł spokojny sen, wyciszając mnie i moje emocje.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz