Nie do końca mi się podobało to, że ten chłopiec do niej cały czas przychodził, ponieważ cały czas obawiałem się tego, że zakocha się w mojej córce, albo – co gorsza – ona w nim. Tłumaczyłem nie raz Mikiemu dlaczego to jest takie groźne, ale on nadal nie potrafił zobaczyć w tym problemu, dlatego znowu nie będę mu tego tłumaczył i zachowam swoje obawy dla siebie.
– A kto ich tam wie, co to za projekt – burknąłem, zabierając się za zmywanie naczyń, ktoś może chociaż troszkę pozwoli mi na uspokojenie emocji i zachowanie ich tylko dla siebie. No i dla męża, który jak zawsze potrafi mnie przejrzeć.
– Jestem pewien, że Misaki ci mówiła – odparł łagodnie, podając mi bride talerze, wyjątkowo nie wyganiając mnie z kuchni. Chyba widział, że trochę potrzebuję czegoś do roboty, bo w przeciwnym razie już dawno byłbym poza kuchnią.
– Głównie to rozmawiała z nim, mi tylko powiedziała, że muszą zrobić projekt do szkoły i że muszę go później odprowadzić do domu – bąknąłem, umyte naczynia odstawiając na suszarkę.
– Jeśli nie chcesz, ja mogę później to zrobić – zaproponował, ale od razu pokręciłem przecząco głową na jego słowa.
- Myślisz, że pozwolę ci chodzić późnym wieczorem po mieście? Wiadomo, kto się kręci o takiej porze? Nie, ty będziesz się zajmował Merlinem i Misaki – poleciłem mu, zdecydowanie nie chcąc się na to zgodzić.
Owszem, pozwoliłem mu wychodzić na dwór beze mnie mimo, że tak do końca mi się to nie podobało, ale podałem mu pewne ograniczenia i w nocy z domu wychodzić nie może. Założę się, że ten cały... jak mu to było, Nori? Chyba tak... no więc założę się, że Nori aż tak późno nie wyjdzie, ale też za wcześnie tego nie skończą zwłaszcza, że jeszcze Misaki chce dzisiaj odrobić te wszystkie nieobecności jakich się nabawiła, kiedy ja miałem złamaną nogę. Nie chciała opuszczać zamku i praktycznie przez cały czas siedziała w naszej sypialni... to dziecko jest naprawdę niemożliwe. I za bardzo ode mnie uzależnione, jak trochę jak Merlin od Mikiego, tylko moja księżniczka nie jest aż taka rozwydrzona.
- Wiesz dobrze, że potrafię walczyć i w razie jakichś nieprzyjemności dam sobie radę – wyjaśnił mi, a ja postanowiłem go nie wyprowadzać z błędu. Tak sobie da radę jak dał sobie radę, kiedy jakiś idiota rzucił się na niego z pięściami. Co, jeżeli następnym razem nie będą to pięści, a jakiś nóż? On nie może ryzykować, a ja już mogę. – No i też raczej nie skończą o tak późnej porze, mają raptem po kilka lat. Jego rodzice w ogóle wiedzą, że on tu jest z nami?
- Tak, wiedzą, wiedzą też, że mam go odprowadzić. I to wiedzieli o tym prędzej ode mnie. A z tego co wiem, nie skończą tylko na projekcie, ale i Misaki będzie nadrabiać zaległości, a trochę ich się nazbierało – wyjaśniłem mu, wycierając ręce z wody i odwracając się w jego stronę. – A przepraszam bardzo, po co ty wyciągasz te ciasteczka? One są na specjalną okazję.
- Właśnie, a Nori nie często gości w naszym domu, więc to jest specjalna okazja. Nastaw jeszcze wodę na herbatę, to im zaniosę wraz z ciasteczkami – poprosił, a ja napuszyłem na jego słowa policzki. Też chciałbym zjeść te ciasteczka, były to jedne z moich ulubionych, a Miki wszystko dał na talerzyk, który miał zanieść na górę... no nic, jakoś to przetrwam, dzieci są ważniejsze niż ja.
- Tato, chodź, pobawimy się! – krzyknął Merlin, biegnąc w moją stronę, a nad jego głową unosiły się klocki.
- Już idziemy, tylko herbatkę dla twojej siostry zaleję, a ty id wybierz nam jakieś zabawki, dobrze? – odpowiedziałem spokojnie, najpierw postanawiając spełnić prośbę Mikleo, a dopiero później zająć się naszym synem, który znowu zaczął mieć jakieś dziwne zachcianki.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz