Widziałem, że nie był zadowolony z powodu tego, że nie mogliśmy za bardzo wyruszyć na wyprawę. Znaczy, móc mogliśmy, tylko nie mieliśmy za bardzo gdzie iść, bo wszędzie byliśmy, poza tym miejscem na północy, no ale ono było za daleko. Jeżeli dzieci nie będą sprawiać babci kłopotu i jeszcze kiedyś będzie chciała je wziąć do siebie na jakiś dłuższy czas może wtedy się udamy...? Ja już trochę przyzwyczaiłem się do tego domowego trybu życia i nie przeszkadzało mi spędzenie większości czasu w domu, ale Miki... cóż, Miki był młody, a co za tym idzie, raczej na czterech literach usiedzieć nie potrafił. I nie mogłem go za to winić, ale też i nie mogłem nic z tym zrobić. Ruin mu przecież znikąd nie znajdę.
- Jeśli tylko tego chcesz, to nie mogę ci powiedzieć nie – powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie. Tylko spacer mógłby być naszą jedyną rozrywką, bo co innego nam pozostało? Będę musiał znowu się natrudzić, by znaleźć mojemu mężowi jakieś zajęcie, dzięki czemu będzie szczęśliwy, bo jak on jest szczęśliwy, to i ja jestem, a chwilowo nie był szczęśliwy, tylko jedynie udawał przede mną, bym się nie martwił, przez co martwiłem się jeszcze bardziej. I w ten sposób nasze błędne koło się toczyło...
- Więc ubieraj się i wychodzimy – pospieszył mnie, ewidentnie nie mogąc się doczekać wyjścia z domu.
- Już, już, spokojnie. Później znowu będę musiał cię trochę cierpliwości pouczyć, co? – zauważyłem z rozbawieniem, kierując się do łazienki, by móc się przebrać.
- Jak znowu zaczniesz przesadzać, obrażę się na ciebie – usłyszałem za sobą, na co pokręciłem niedowierzająco głową. Czy ja kiedyś przesadziłem i zostawiłem go nieusatysfakcjonowanego? No właśnie. Zawsze to on był na pierwszy miejscu, stawiałem go ponad swoje własne potrzeby i chyba doskonale o tym wiedział... znaczy, miałem taką nadzieję, że o tym wiedział, bo w końcu staram się, by miał w życiu dobrze, a i tak cały czas miałem wrażenie, że mi to tak niezbyt wychodzi.
Po przebraniu się wyszliśmy na spacer, który był... cóż, długi, i to strasznie długi, i to nie tylko ze względu na to, że obeszliśmy dookoła całe miasto, ale też przez to, że zatrzymaliśmy się na dłuższą chwilę przy jeziorze. Chociaż tyle mogłem dla niego zrobić. A kiedy tak przyglądałem się, jak mój mąż się odpręża w wodzie, zacząłem myśleć, co takiego mógłbym dla niego zrobić. W sumie, to było coś, co moglibyśmy zrobić... co prawda, nie będzie to żadna wyprawa, ale coś dla świata moglibyśmy zrobić.
- Strasznie zamyślony jesteś – odezwał się Mikleo, podpływając do mostku, na którym siedziałem wraz z Cosmo.
- Zastanawiam się, jaką rozrywkę ci zapewnić. I chyba na coś wpadłem – zdradziłem mu, przez cały czas drapiąc psa po brzuchu, który ewidentnie łaknął pieszczot.
- Kontynuuj – wymruczał, wynurzając się na tyle, by móc, oprzeć się o deski.
- Na odcinku pomiędzy stolicą a wioską, w której mieszka twoja mama, musi czaić się silniejszy helion. Początkowo myślałem, by po prostu poinformować o tym Lailah, by Arthur mógł się tym zająć, ale tak sobie myślę, że dalibyśmy sobie z nim spokojnie radę. Wiem, że to nie jest wyprawa do ruin, o której tak marzysz, ale zawsze to jakaś odskocznia od zwykłej codzienności – wyjaśniłem mu, przyglądając się mu uważnie by zobaczyć, co takiego uważa o moim pomyśle.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz