Cicho westchnąłem, nie do końca wiedząc co mam mu odpowiedzieć, zgodnie ze swoim sumieniem nie czuję się na siłach, a wręcz nie chce się czuć, zdecydowanie bardziej wolałbym, abyśmy o tym wszystkim zapomnieli, nie informując pani jeziora, o tym, co uczyniłem, chcąc po prostu już o tym nie mówić, zakopać to głęboki i nigdy nie odkopywać. Sorey jednak ma racje, mówiąc o tym, co demon może uczynić moimi bliskim, jeśli znów stracę nad nim kontrolę, a tego nie będę w stanie już przeżyć.
- Nie jestem, ale wiem, że muszę to zrobić dla bezpieczeństwa twojego i naszych dzieci - Przyznałem, nerwowo bawiąc się palcami, starając się za wszelką centrum unikać wzroku mojego męża, wciąż nie potrafiąc przełknąć tego, do czego się dopuściłem.
- Miki - Westchnął cicho, siadając obok mnie na krześle, kładąc mi dłoń na podbródku, odwracając ją w swoją stronę, uśmiechając się do mnie ciepło. - Nie chcę, abyś się do czegoś zmuszał. Chce, abyś sam poszedł do Lailah, sam w tym sensie, abyś się do tego nie zmuszał, bo to nie zdrowe i na pewno nie pomoże ci w pokonaniu tego, co w tobie siedzi - Wyjaśnił, patrząc prosto w moje oczy.
- Wiem, wiem, że powinienem sam tego chcieć, ale nie chce, nie potrafię chcieć, boję się tego, co znów się stanie, jeśli tego nie zrobię, ale również boję się tego, co stanie się, gdy znów stanę z nim oko w oko, ostatnio udało się go zamknąć, jednak on staje się coraz silniejszy za każdym razem, gdy tylko udaje mu się przejąć kontrolę - Wyznałem, patrząc w jego oczy z widocznym lękiem w lawendowych oczach.
- Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś? - Zapytał widocznie zmartwiony tym, co ode mnie usłyszał.
- Nie złożyło się jakoś - Przyznałem, lekko zawstydzony tym, co właśnie wyszło na jaw, a czego powiedzieć nie chciałem.
- Oczywiście nigdy się nie składa i składać się nie będzie, jeśli nie zaczniesz mi w końcu ufać - Wyznał, nie ukrywając żalu do mnie z powodu zatajenia przed nim tego faktu.
- Sorey, to nie tak, że ci nie ufam, nie odbieraj tego w ten sposób, ja po prostu nie chce, abyś się o mnie martwił, masz chore serce i wydaje mi się, że masz zdecydowanie więcej problemów niż te, które należą do mnie i z którymi to ja, a nie ty powinienem sobie poradzić - Wytłumaczyłem, patrząc w jego oczy, nie wiedząc jak mam mu to inaczej wytłumaczyć, aby doszło do niego to, iż to nie jego wina, tylko moją i tego, że nie chce to sobą martwić.
- A ile jeszcze razy ja mam ci powtarzać, że jesteś wszystkim, co mam i chce, abyś mówił mi o wszystkim, co cię martwi? - Na jego słowa westchnąłem cicho, wstając z krzesła, nie chcąc już poruszać tego tematu, Sorey właśnie tak robi, zatajając przede mną rzeczy istotne, a więc stwierdziłem, że to naturalne, aby tak robić, niestety chyba się pomyliłem i nie działa to tak jak u niego, często to widuję. Czasem ludzie wciąż potrafią mnie zaskoczyć swoim dziwnym zachowaniem.
- Przygotuj się proszę, chce to zrobić jak najszybciej - Poprosiłem, na co mój mąż bez słowa kiwnął lekko głową, wychodząc z kuchni, idąc przygotować się do wyjścia, dając mi czas na ostatnie psychiczne przygotowywanie się na spotkanie z panią jeziora, które na tę chwilę stresowało mnie jak nic innego ma tym świecie...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz