Lekko zaskoczony patrzyłem na to, co przygotował mi mój mąż, czując się źle, z powodu tego, jak się zachowałem. Sorey nie zrobił niczego złego, a mimo to ja obrażam się na niego, jak dziecko, za co teraz mi wstyd nie powinienem się tak zachować, Sorey ma prawo, spotykać się z kim chce, a ja nie powinienem stroić fochów, zachowując się jak dziecko którym przecież już nie jestem, a tak przynajmniej być powinno, jestem rodzicem i z powodu czego powinienem zachowywać się odpowiednio do danego mi tytułu, nie złoszcząc się za tak głupią rzecz, jak przypadkowe spotkanie z byłym partnerem męża.
- Sorey choć na chwilę - Zawołałem męża, czując się naprawdę źle z powodu mojego zachowania, które zdecydowanie odpowiednie nie było. Przecież sam chciałem, aby spotykał się z ludźmi, przyjaciółmi których i tak niewiele miał, a ja jeszcze mam do niego pretensje o to, że o tak och ma.
- Coś nie tak? - Zapytał, wchodząc do łazienki, patrząc na mnie z widocznym zmartwieniem w oczach.
- Przepraszam, moje zachowanie było naprawdę okropne, masz prawo, spotykać się z kim chcesz i kiedy chcesz, a ja nie powinienem się na ciebie za to gniewać, dla tego to ja powinienem cię przepraszać, a nie ty mnie - Przyznałem, patrząc na męża, zawstydzony swoim zachowaniem, które były zdecydowanie niepoprawne i teraz widzę to bardzo dobrze.
- Miki - Zaczął, podchodząc bliżej, mnie z powodu czego spuściłem głowę, wpatrując się w ziemię, która była wyjątkowo interesująca, zdecydowanie bardziej od męża, który patrzył na mnie z uwagą w oczach.
- Nie Sorey, naprawdę zachowuje się nietaktownie a wszystko to z powodu tego, że cię kocham, kocham ponad własne życie i niw wyobrażać sobie życia bez ciebie, co za tym idzie złości mnie twój dobry kontakt z byłym, który zna cię równie dobrze co ja sam i wiem, jak do ciebie podejść, abyś mu uległ - Wyznałem, spędzony tym, co mówię, jednocześnie wiedząc, że muszę wrzucić to z siebie, aby być zgodnym, że własnym sumieniem mieniem.
- Oj Miki, Miki - Powtórzył moje imię, podchodząc bliżej, delikatnie całując moje czoło. Roscoe nie ma na celu odebrać ci mnie, on tylko chciał porozmawiać, nic więcej dla tego nie musisz się o mnie martwić ani o moje uczucia do ciebie które nigdy się nie zmienią, ponieważ kocham tylko ciebie i nic ani tym bardziej nikt nie będzie w stanie tego zmienić - Wyjaśnił, kładąc dłonie na moich policzkach, zbliżając niepewnie usta do tych należących do mnie, łącząc je w niepewnym pocałunku, który pogłębił, dopiero gdy dałem mu na to zgodę.
- Kocham cię mój aniele i chyba w każdy możliwy sposób ci to udowadniam - Wyznał, głaszcząc mnie po policzkach. - I naprawdę nie wiem, co zrobić, abyś wreszcie przestał się tak martwić o nasz związek - Dodał, po chwili wpatrując się w moje oczy z widocznym smutkiem, z powodu którego poczułem się jeszcze gorzej.
- Nic nie musisz robić, cały problem jest we mnie - Przyznałem, spuszczając wzrok, odczuwając wyrzuty sumienia. - Nie chce, abyś z mojego powodu separował się od ludzi, ale wiem również, że moje zachowanie na to wskazuje. Tak bardzo chciałbym nie sprawiać ci problemów swoim okropnym zachowaniem, ale czasem zazdrość mi na to nie pozwala - Wyznałem, spuszczając głowę, nie potrzebując tych wszystkich prezentów, tak naprawdę chcą tylko męża, który mimo mojej głupiej zazdrości będzie przy mnie, wspierając mnie w chwili dobrej i złej.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz