Widząc przerażenie wymalowane na twarzy pani jeziora, zmarszczyłem brwi, obawiając się najgorszego.
- Lailah? Co się stało? - Zapytałem, zmartwiony patrząc na twarz mojego męża, który nam odpłynął.
- Nie mam pojęcia, demon chyba się wydostał - Gdy to powiedziała, chwyciłem ramiona mojego męża, lekko nim potrząsając.
- Sorey? Sorey wracaj do mnie, no obudź się - Starałem się wybudzić mężczyznę, bojąc się, że demon przejmie nad jego ciałem kontrolę. - Słyszysz mnie? Sorey - Troszeczkę mocniej nim potrząsnąłem, martwiąc się o brak kontaktu.
- Nie krzycz tak, on i tak cię nie usłyszy - Sorey a raczej to, co opętało jego ciało, otworzyło oczy, wpatrując się we mnie z pogardą.
- Co? Wynoś się stąd, opuść jego ciało - Rozkazałem mu, naiwnie sądząc, że mój głupi rozkaz w ogóle podziała.
Demon zaśmiał się, szyderczo nie specjalnie przejmując się moimi słowami, no tak co mu się dziwić, gdyby mi jakiś głupi anioł rozkazał opuścić ciało człowieka, również bym się zaśmiał, ignorując jego rozkaz.
- Oj uważaj, bo już się boję - Zadrwił, uderzając naszą dwójkę swoimi mocami, wstając z łóżka. - Jesteście zwykłymi psami i niczego nie możecie mi zrobić, zabije najpierw was a później jego - Dodał, podchodząc do mnie, chwytając za podbródek, patrząc prosto w moje oczy. - Czym bo nawet nie kim, ty jesteś, aby mówić mi, co mam robić? Głupi anioł myślący, że ma szansę z demonem - Zadrwił, puszczając mój podbródek, śmiejąc mi się prosto w twarz. Co za drań myśli, że wszystko mu wolno, już ja mu pokaże. Pożałuje, że kiedykolwiek ze mną zadarł.
- Kim ty jesteś i czego od niego chcesz? - Zapytałem, patrząc prosto w jego oczy.
- Kim jestem? Jestem tym który zmieni ten świat, tym który zabije tego głupiego człowieka i pokaże temu światu, gdzie jest jego miejsce - Zaśmiał się, głaszcząc mnie po głowie.
- Zamknij się, nie pozwolę ci, nie pozwolę ci go zabić - Syknąłem, wstając na równe nogi, uderzając demona, a raczej mojego męża w twarz, złoszcząc go swoim zachowaniem.
- Ty durny psie - Warknął, uderzając mnie kilka razy w twarz, popychając na ziemię. - Szkoda mi czasu na was, mam lepsze zajęcie - Mruknął, otwierając okno, przez które wyskoczył.
- Sorey nie! - Krzyknąłem, podbiegając do okna, nie mogąc nigdzie go już dostrzec, gdzie on jest? Gdzie podział się ten przeklęty demon?
- Mikleo? - Lailah, która właśnie zwróciła moją uwagę, podniosła się z ziemi, otrzepując kurz ze sukienki.
- Nic ci nie jest? - Zapytałem, dopiero teraz uświadamiając sobie fakt, iż mogło jej się coś stać przez tego durnego demona.
- Nie, nic mi nie jest - Zapewniła, podchodząc do okna, rozglądając się za demonem. - Gdzie jest demon?
- Nie mam pojęcia, wyskoczył przez okno - Przyznałem, zmartwiony tym gdzie mógł się podziać.
- To nie dobrze, musimy go znaleźć, w tym momencie jest zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale i dla innych ludzi - Słysząc jej słowa, kiwnąłem delikatnie głową, doskonale zdając sobie z tego sprawę. Musimy go znaleźć, nim demon go skrzywdzi.
~ Sorey na Boga, walcz z tym, nie poddawaj się - Wysłałem mu swoją myśl z nadzieją, że ją usłyszy, ruszając w drogę w poszukiwaniu męża, który gdzieś tam przecież musi być..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz