Położyłem się spokojnie obok męża czując, że te silniejsze środki bólowe zaczynają działać i powoli zaczyna ogarniać mnie zmęczenie. Mimo, że Miki jak zwykle perfekcyjnie uleczył moją ranę i to tak, by nie została żadna blizna, nerwy dalej czuły ten ból i pewnie jeszcze trochę bym się męczył, no ale to nie była jego wina. Kiedy uleczył moje złamanie też trochę czasu musiało minąć, by moje ciało o tym bólu zapomniało. Teraz na szczęście miałem środki, by ten ból złagodzić, a nie się z nim męczyć i chodzić po jakichś ciemnych jaskiniach bez szans na wydostanie się.
- Myślałem, że po prostu sobie wypoczniemy – odparłem, przytulając go do siebie, wtulając nos w jego cudnie pachnące włosy, które zostawił rozpuszczone. Uwielbiałem, kiedy tak robił, nawet jeżeli później tylko chodzę i sprzątam jego włosy. Niewielka cena za taką przyjemność.
- No tak, ale ferie trwają dwa tygodnie, i przez dwa tygodnie mamy siedzieć w domu? – odpowiedział lekko niezadowolony, odwracając się w moją stronę.
- Nie wiemy, czy twoja mama wytrzyma z nimi aż dwa tygodnie... – zacząłem, cicho wzdychając.
- Właśnie, musimy jeszcze porozmawiać o mojej mamie – na jego słowa zmarszczyłem brwi. Czy ja zrobiłem coś nie tak? Chyba nie... rano ją przecież przyjąłem, zawsze pilnowałem się, by zwracać się do niej z odpowiednim szacunkiem, krzywdy jej żadnej nie wyrządziłem... o czym w takim razie mój mąż chciał porozmawiać? – Zwracaj się do niej normalnie, proszę.
- A to ja się nie zwracam do niej normalnie? – zapytałem, nie rozumiejąc w czym problem.
- Wiesz, pani mamo nie jest takie normalne...
- Też mi się tak wydaje, no ale sama o to poprosiła – wyjaśniłem, przez cały czas patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami, walcząc ze zmęczeniem.
- Nie, poprosiła cię o to, byś zwracał się do niej mamo.
- Ale ona nie jest moją mamą, bym się tak do niej zwracał, tylko jest twoją mamą – odparłem, nie za bardzo rozumiejąc, w jaką stronę zmierza ta rozmowa.
- Ale ponieważ że już jesteśmy małżeństwem, możesz do niej mówić mamo. Zwłaszcza, że sama cię o to prosi – wytłumaczył mi, czym mocno mnie zaskoczył. Więc tak się robi? Naprawdę? Nie wiedziałem o tym. Ludzie serio tak zwracają się do swoich teściowych...? Pierwsze słyszę.
- Nie wiedziałem, że tak można... – wyjaśniłem, ziewając cicho. Nadal to dla mnie było dziwne, by mówić do nie swojej mamy mamo, ale skoro tak się robi... ludzie to jednak dziwni są.
- No to już wiesz. Widzę, że jesteś zmęczony, porozmawiamy jutro. Dobranoc – odparł, zbliżając się do mnie jeszcze bardziej i łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
Kiedy następnym razem otworzyłem oczy, był późny ranek, a mojego męża nie było obok mnie, co mi się wyjątkowo nie spodobało. Przecież nie trzeba było dzisiaj wcześniej wstać, więc czemu go tu nie było? Miałem nadzieję, że od dzisiaj każdego ranka będę budził się z mężem u mego boku... Podniosłem się powoli do siadu, przecierając zaspane oczy i w tym samym momencie do sypialni wrócił mój mąż, z tacą pełną jedzenia i kawą, której zapach poczułem od razu. Nie podobało mi się tylko jedno, czemu to Miki przynosił śniadanie do łóżka? Zawsze to ja to robiłem, i tak też chciałem zrobić dzisiaj i na pewno bym to zrobił, gdybym tylko wcześniej wstał, a wstałbym wcześniej, gdybym nie wziął żadnych ziół na ból... to on miał sobie wypoczywać, nie ja.
- Dzień dobry. Wymyśliłem, co możemy zrobić, jak dzieci nie ma – powiedział, wyraźnie rozpromieniony.
- Możesz założyć dla mnie piękną sukienkę, a ja będę się w ciebie wpatrywał jak w obrazek – zaproponowałem, szczerząc się do niego głupkowato, a po moich słowach na jego polikach pojawiły się delikatne rumieńce. Kiedyś zdecydowanie bardziej się rumienił, stęskniłem się trochę za tym...
- Tylko wpatrywał? – spytał niby to niewinnie, podchodząc do mnie i siadając na łóżku, stawiając tacę z jedzeniem na stoliku przede mną.
- No chyba tylko to, bo na razie nic innego mii do głowy nie wpada – wyciągnąłem ręce w jego stronę chcąc, by się do mnie przytulił, co oczywiście uczynił natychmiast. – A na co ty wpadłeś?
- Że moglibyśmy wyruszyć na wyprawę. Dawno tego nie robiliśmy, a ja strasznie się za tym stęskniłem – wyjaśnił rozmarzonym głosem. No tak, on nie potrafił usiedzieć za długo na tyłku...
- Cóż, jakieś pięć, sześć dni drogi na północ stąd są pewne ruiny, których jeszcze ani ty, ani ja nie odwiedziliśmy. Myślałem, że odwiedzimy je trochę później, jak Merlin podrośnie i będzie można go zostawić na dłużej bez nas, ale jeżeli bardzo chcesz i wierzysz, że twoja mama w połowie ferii z nimi nie zwariuje i nie przyprowadzi ich do nas z powrotem, możemy tam wyruszyć – zaproponowałem, gładząc go po włosach, które nie były jakoś wybitnie związane, później muszę się za nie zabrać, bo wstyd, aby mój mąż chodził w takiej niedbałej fryzurze.
- To strasznie daleko... – zauważył ze zmartwieniem.
- Niestety wszystko, co jest blisko, już zdążyliśmy zwiedzić. Chyba, że odkryłeś coś, czego nie wiem ja – odparłem, sięgając po kubek z kawą, by wziąć pierwszego łyka tego cudownego napoju.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz