Miałem jeden plan, który nie do końca przemyślany i perfekcyjny, ale jedyny, na jaki wpadłem. Planowałem kupić Mikleo trochę czasu, bo przecież mój mąż musiał gdzieś tam być i nadal walczyć. Gdyby było inaczej, nie zatrzymywałby się w jakieś zatęchłej jaskini, tylko szedł dalej. Miki musiał być dla niego zagrożeniem i najpewniej chciał się go pozbyć, podsuwając mu chyba najgorsze myśli. Demon, który przylepił się do mnie, postępował bardzo podobnie, ale on ciało miał i potrzebował jedynie pożywić się moimi wyrzutami sumienia, by je wzmocnić. A ten stojący przede mną ciała nie miał, a nad tym pełni kontroli nie miał, bo jednak Mikleo był panem i miał największą kontrolę. I uda mi się ją odzyskać, wierzę w to. Zawsze mu się udawało, więc i tym razem do mnie wróci.
- Nigdzie nie pójdziesz. Najpierw oddasz mi męża – powiedziałem, zaciskając palce na rękojeści. Niewykluczone, że będę musiał troszkę go uszkodzić... byleby tylko nie za bardzo. Za każdą ranę, którą mu będę musiał, wynagrodzę mu dziesięciokrotnie, tylko niech do mnie wróci...
- Nie mógłbyś zrobić nam wszystkim przysługi i po prostu zdechnąć? Byłoby nam zdecydowanie wszystkim łatwiej – westchnął z irytacją, rzucając mi niezadowolone spojrzenie.
- Albo zrobisz to po dobroci, albo się zdenerwuję, a oboje dobrze wiemy, ze za tym drugim specjalnie nie przepadasz – zagroziłem, ale zamiast strachu wywołałem w nim jedynie śmiech, czego się w sumie trochę spodziewałem. Dopiero kiedy oddam władzę temu drugiemu, łaskawie się raczy wycofać.
- Jesteś za slaby dla niego. Wątpię, że uda ci się go obudzić, a nawet jeśli, to już nigdy nie wrócisz. A teraz łaskawie odwołasz tego kundla, czy może mam go rozpołowić?
- Do środka – rozkazałem, wywołując u niego śmiech. Cóż, zazwyczaj to działało, nawet, kiedy to on był u sterów, a nie Miki. Najwidoczniej muszę się bardziej postarać. Bez żadnego ostrzeżenia zaatakowałem go, a Cosmo poszedł w moje ślady, dzięki czemu mieliśmy ten mały element zaskoczenia.
Nasza walka trochę trwała, a im było to dłużej, tym większą wściekłość odczuwałem. A im bardziej wściekły byłem, tym większą kontrolę oddawałem temu złemu i silniejszy się czułem. W końcu, po długiej walce, podczas której oberwałem zarówno ja, jak i demon. Finalnie jednak to ja zwyciężyłem. Przycisnąłem demona mocno do ziemi i zacisnąłem palce na jego szyi, dosyć mocno go podduszając.
- Jak mówię do środka, wchodzisz do środka. Rozumiesz? – warknąłem, czując pogardę do tej istoty, która próbowała odebrać mi męża.
Demon spojrzał na mnie niepewnie i po kilku sekundach wahania wykonał moje polecenie. Więc to koniec... wypuszczę go dopiero, jak sam dotrę do domu. I lepiej, aby to był mój mąż, a nie ten pędrak, bo inaczej...
Do moich uszu dobiegł cichy pisk psa, który od razu zadziałał na mnie pobudzająco i wyrwał mnie spod kontroli tego złego. I jak tylko ja byłem u pełni władz, poczułem te wszystkie rozcięcia, siniaki, rany... Wiedziałem, że kilka razy mnie trafił i nawet trochę mnie to bolało, ale w tym momencie ten ból był tak dwadzieścia razy gorszy. Powinienem zaraz zabrać się za tamowanie moich ran, ale to zaraz... najpierw muszę zająć się psem, który tak dobrze mi pomagał. Mówiąc do niego spokojnym tonem zacząłem zasklepiać każdą jedną ranę, jaką ten potwór mu zrobił. Jak wrócimy, będę musiał go wykąpać, bo jego sierść jest cala we krwi. W sumie, mi też by się przydało... ale wzbudzimy sensację u sąsiadów, kiedy wrócimy do domu.
- Już, wszystko w porządku, niedługo przestanie boleć – powiedziałem cicho do psa, kiedy już był całkowicie poskładany, w przeciwieństwie do mnie. Miałem sobie zatamować to krwawienie, ale nie wiem, czy dam radę. Byłem całkowicie wyssany z energii, nie wiem, jakim cudem udało mi się pomóc Cosmo, bo już teraz czułem, że oczy powoli mi się zamykały. Co złego może się stać, jak zamknę na chwilę oczy, przecież się nie wykrwawię...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz