Słysząc jego pytanie, od razu pokręciłem przecząco głową, nie rozumiejąc skąd to zmartwienie, tylko sobie ziewałem nic ponadto, raczej nie wydaje mi się, aby to był grzech.
- Spokojnie Sorey, bez stresu, weź głęboki wdech i głęboki wydech dobrze? Nic się nie dzieje - Uspokoiłem go, przybliżając się do niego, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - Jesteś naprawdę kochany - Dodałem, uśmiechając się do niego, najcieplej jak to tylko ja potrafiłem, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak ten uśmiech magicznie na niego działa.
- Na pewno? Bo może chciałeś jeszcze sobie pospać - Odpowiedział mi, odrobinkę już bardziej zrelaksowany, z czego się akurat cieszę, nie chce przecież, aby z mojego powodu chodził spięty a na pewno już nie wtedy gdy ja sam nie wiem, dlaczego taki spięty właśnie jest.
- Sorey kotku musisz zdecydowanie przestać się tak o mnie martwić, w taki sposób niepotrzebnie robiąc sobie krzywdę - Uspokoiłem go, a raczej próbowałem to zrobić, kładąc dłoń na jego policzku, uśmiechając się ciepło do niego. - A teraz proszę zjedz, ze mną śniadanie, które pięknie pachnie i na pewno tak samo pięknie wygląda - Dodałem, odczuwając głód, dla tego bez oczekiwania na ruch mojego ukochanego męża zacząłem jeść, rozkoszując się cudownym smakiem śniadania. Sorey to jednak potrafi mnie rozpieszczać, mimo że ja nigdy o to nie proszę, a mimo to dostaje wiele, nawet więcej niż bym naprawdę chciał.
- I jak smakuje co? - Zapytał, popijając swoją ulubioną kawę.
- Tak, nawet bardzo, może częściej zaczniesz robić mi śniadania do łóżka - Gdy to powiedziałem, od razu zauważyłem błysk w jego oku zgadzający się z moim pomysłem.
- Mogę, oczywiście, że mogę to robić nawet codziennie, dla mojej słodkiej owieczki wszystko - Wymruczał, całując mnie w policzek dumny ze swojej pracy, którą wykonał, a która moim zdaniem wyszła mu idealnie.
- Codziennie nie musisz, wystarczy co drugi dzień - Odpowiedziałem rozbawiony, patrząc na twarz mojego ukochanego człowieka, ciesząc się ze wspólnie spędzonych chwil razem.
- Przemyśle to - Odparł, całując mnie w wierzchnią część dłoni, zbierając naczynia, na których leżał przedtem śniadanie. - W porządku, pójdę posprzątać po śniadaniu, a ty sobie jeszcze odpoczywaj, ile tylko możesz - Dodał, po chwili wychodząc z naszej sypialni, pozostawiając mnie samego z naszą słodką kotką, której nie mogłem się oprzeć, głaszcząc po brzuszku kilka chwil, nim w końcu ruszyłem swoje leniwe cztery litery z łóżka, idąc do łazienki, gdzie zająłem się swoim ciałem, doprowadzając je do porządku, nie zapominając o włosach, które tak jak i całe moje ciało potrzebowały odświeżenia.
- Co tak robisz? - Wchodząc do kuchni, dostrzegłem Soreya, który wycierał blat w kuchni.
- Sprzątam - Odpowiedział, tak jakbym zadał pytanie nie z tego świata.
- Sprzątasz tak? - Powtórzyłem, jego odpowiedz, siadając na jednym z krzeseł, znajdujących się w kuchni cicho przy tym wzdychając. Trochę tak jakbym był zmęczony, a przecież nie byłem.
- A dlaczego pytasz? Chciałbyś coś? - Dopytał, z leksza zmartwiony moim pytaniem tak jakby było ono co najmniej dziwne..
- Nie, to znaczy tak. Chyba jestem gotowy na spotkanie z Lailah - Wypowiedziałem niepewnie, chcąc mimo wszystko to uczynić, nie dla siebie, ale dla swoich bliskich, których kocha nad życie. I dla których zrobię wszystko, aby byli szczęśliwi i bezpieczni.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz