piątek, 13 stycznia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Oczywiście Miki jak zwykle martwił się za bardzo o mnie i całą resztę, kiedy przecież nie trzeba było. Odprowadzałem panią mamę tylko z powodu grzeczności i by pomóc jej zapanować nad tą rozszalałą dwójką, która niezwykle cieszyła się z tego wypadu do babci. Oby jej tylko jakoś za bardzo na głowę nie weszły bo wtedy już chyba nigdy nie będzie chciała ich wziąć z powrotem na dłuższy czas, a nie ukrywam, miło byłoby, gdybyśmy od czasu do czasu mieli czas na wypoczynek, a już zwłaszcza Miki, który przez moją głupotę ostatnio wiele wycierpiał. I to moje opętanie, i pobicie go przez demona, i to moje spotkanie z Roscoe, a do tego wszystkiego opieka nad dziećmi... tak, moja Owieczka ostatnio za lekko nie miała, ale teraz będzie mogła troszkę odpocząć, już ja dopilnuję, by miał wszystko, czego tylko potrzebował. 
Kiedy odprowadziłem panią mamę Mikleo oraz dzieciaki do jej domu, już powoli się ściemniało, dlatego też chciałem jak najszybciej wracać do domu nie chcąc wracać w całkowitych ciemnościach. Kobieta jednak nalegała, bym do niej wszedł na chwilkę na jakąś herbatę, bym wypoczął przed drogą powrotną. No i co ja miałem zrobić? Na te przysłowiowe piętnaście minut mogłem wejść... szkoda tylko, że te piętnaście minut zamieniło się w godzinę, a podczas tego czasu na zewnątrz już panowały ciemności. Chciałem uniknąć wracania w takich ciemnościach... no ale lepiej, abym to ja wracał o takiej porze, niż gdyby miał to robić mój mąż. Podziękowałem więc serdecznie pani mamie za gościnę, kazałem dzieciom być grzecznymi i słuchać się babci, a po tym wyszedłem z domu wraz z Cosmo. Miałem z nim na początku mały problem, bo pies nie rozumiał, dlaczego dzieci nie wracają ze mną, skoro zawsze wracały, więc położył się na ścieżce, dokładnie na środku pomiędzy furtką, a drzwiami i zaczął wyć. Mój boże, ten pies jest zdecydowanie za mądry... w końcu jednak przekonałem go i grzecznie za mną podążył. 
Droga dłużyła mi się niemiłosiernie, a jako, że nie miałem ze sobą żadnego źródła światła, musiałem zdać się na bardzo słabe światło księżyca, psa i swoją pamięć, która oczywiście najlepsza nie była. W pewnym momencie pies nagle się zatrzymał, zjeżył swoją sierść i zaczął cicho warczeć ewidentnie ostrzegając mnie przed tym, co jest naprzeciw nas. Cudownie, tylko tego mi brakowało... 
- Spokojnie, Cosmo – powiedziałem cicho, chwytając za miecz i wpatrując się w ciemność, próbując cokolwiek w niej dostrzec. Może to tylko jakieś stworzenie, które chce tylko spokojnie przejść, a nie czynić nam żadnej krzywdy? Coś mi jednak podpowiadało, że to wcale nie jest to, tylko... 
W ciemnościach błysnęły czerwone ślepia i w ostatnim momencie zdążyliśmy z Cosmo odskoczyć przed kłami heliona. Oczywiście, że musiał być to helion, bo co niby innego? Gdzieś tutaj musi być jakiś silniejszy osobnik, który zaraża inne istoty złem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Najpierw Miki został zaatakowany na tym odcinku drogi, a później ja, i zawsze w nocy. Być może ja i Miki dalibyśmy radę temu silniejszemu stworowi... no ale to nie jest już moje zmartwienie, tylko pasterza. Dam może wkrótce znać Lailah, by ta mogła porozmawiać o tym z Arthurem, bo ja do tego idioty osobiście nie pójdę. 
Po krótkiej walce oczyściliśmy heliona, ale nie obyło się to bez żadnych ran. Ja miałem dosyć głęboką ranę po ugryzieniu, a Cosmo nieco poszarpany bok, dlatego to najpierw zająłem się psiakiem, wykorzystując na niego całą swoją moc. Jak chodzi o moją ranę, to okręciłem ją kawałkiem materiału, który oderwałem od swojej koszuli. Już była do wyrzucenia, owszem, ale przynajmniej zatamowałem krwawienie. W domu to opatrzę, teraz nie mam za bardzo do tego warunków, obym tylko wytrwał do tego momentu, bo ręka bolała mnie przeokropnie... 
- Już wszystko w porządku, Cosmo – powiedziałem łagodnie, drapiąc psa za uchem i go uspokajając. Pies zapiszczał cicho, trącając delikatnie nosem moją ranną rękę. – Nie martw się tym, to nic takiego. Chodź, musimy wracać, bo Miki będzie później na mnie krzyczał – dodałem, podnosząc się na równe nogi. Jak tylko wrócę, będę musiał wziąć coś przeciwbólowego, i to coś mocnego...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz