Widziałem już po nim, że jeszcze przez bardzo długi czas będzie się zadręczał za to, co zrobił ten demon. Znów będę musiał poświęcić mu dużo czasu, by pomóc mu pozbyć się tych okropnych myśli z głowy. Nie zrobił nic złego, i jak już ktoś miał być winny tej sytuacji, to ja, ale coś czułem, że to do niego nie dotrze, albo – co gorsza – przez te słowa poczułby się jeszcze gorzej, a tego przecież chciałem uniknąć. Postaram się dać mu tyle atencji i komplementów, ile tylko będę w stanie. Może to sprawi, że poczuje się lepiej i trochę go moimi komplementami dowartościuję. Jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało, ale on wydaje się tego nie zauważać.
Skorzystałem z wolnej łazienki i z ulgą zanurzyłem się w gorącej wodzie. Ta zaschnięta krew na moim ciele już mocno zaczęła mnie drażnić... chwilkę posiedziałem w cudownie ciepłej wodzie, nim w końcu zacząłem myć swoje ciało, trochę się pospieszając. Musiałem w końcu jeszcze umyć Cosmo i sprawdzić, co u mojego męża. Nie powinienem go w tym momencie zostawiać za długo samego, bo zacznie mieć złe myśli, a do tego dopuścić nie mogę. Poza tym, sam z chęcią bym się położył. Niby troszkę się przespałem tam, w jaskini, ale miałem wrażenie, jakbym nie spał przez tydzień.
Po dosyć szybkim umyciu się przyszła kolej na zmienienie wody i wykąpanie psa, któremu także ta krew zaczęła przeszkadzać. Nic dziwnego, zaschnięta sierść na pewno nie jest niczym przyjemnym... dobrze, że demon nie poturbował go mocniej, bo nie wiem, czy udałoby mi się go uratować.
- No i gotowe – powiedziałem, wycierając go najlepiej, jak tylko mogłem. – Miki wstanie, to cię wysuszy całkowicie, a teraz możesz odpocząć – dodałem, głaszcząc zadowolonego psa. Cosmo tyle ostatnio przeżył, ale pomimo tego zawsze się cieszył na widok mój i Mikleo. Gdyby tylko wiedział, czego tak właściwie był świadkiem, na pewno uciekłby od naszej rodziny...
Nie mając już nic do roboty poszedłem do sypialni, wpuszczając przedtem Cosmo do pokoju Merlina, gdzie miał posłanie, na którym się położył, chyba natychmiast zasypiając. Nic dziwnego, pewnie był okropnie zmęczony, czemu się nie dziwiłem, Mikleo też musiał być padnięty. W sypialni zastałem na łóżku drżące z nieznanego mi powodu zawiniątko. Płacze, jest mu zimno, czy może jest jeszcze coś...? Zmartwiony jego stanem podszedłem do niego i usiadłem na materacu, delikatnie głaszcząc go chyba po ramieniu; trudno było mi stwierdzić, gdyż cały ukrył się pod kołdrą. Na mój dotyk przestał drżeć i nieśmiało wynurzył głowę spod kołdry, ukazując swoje mokre od łez policzki.
- Oj, Miki... – wyszeptałem, przytulając go do siebie mocno. Nie podobało mi się to, że był tak strasznie chłodny, przecież brał i gorącą kąpiel, i leżał pod kocem, powinien być choć troszkę ciepły. Oby ten demon nic mu nie zrobił, bo gnojka zatłukę. – Już, przecież wszystko jest w porządku.
- Ale mogło nie być, mogłeś umrzeć, mogłem cię zabić – mówił, strasznie podłamany tym, co zrobił.
- Nie pochlebiaj sobie tak, nie tak łatwo mnie zabić – zażartowałem, gładząc go po głowie. – Pójdziemy później do Lailah z tym problemem, dobrze?
- Dobrze – wychlipał, cichutko pociągając nosem, chyba będąc już odrobinkę uspokojony.
- A teraz oddasz mi trochę tej kołdry? Z chęcią bym się do ciebie przytulił i na moment się zdrzemnął – poprosiłem, nie przestając go gładzić doskonale wiedząc, jak to go uspokaja.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz