Słysząc jego słowa, cicho westchnąłem, z jednej strony rozumiejąc obawy męża, jednak z drugiej cóż nie do końca je popierając. Nic mi nie będzie, jeśli cały czas będę trzymał się pani jeziora, a trzymać się będę napewno, ponieważ to do niej właśnie chce się wybrać, a nie do Arthura, nawet jeśli on i oba zawsze są ze sobą, Lailah wie, że nie może na to pozwalać, gdy ja tam będę, z tego właśnie powodu nie ma się co martwić. Jestem pewien, że pasterz przez jakiś czas nawet o mnie nie pomyśli w obawie o to, jak mógłby się to skończyć.
- A więc skoro mi ufasz, to nie powinieneś mieć żadnych problemów z wypuszczeniem mnie z domu i spotkanie z Lailah - Zacząłem, będąc świadom tego, że nie do końca mu się to podobało, nie mógł jednak nic z tym zrobić, ja muszę porozmawiać z Lailah, a on musi zostać z dzieckiem to chyba logiczne.
- No nie wiem - Westchnął ciężko, drapiąc się po głowie nie do końca chyba wciąż pewien tego, czy aby powinien mnie wypuścić samego do Lailah gdy „niebezpieczeństwo” wisi w powietrzu.
- Sorey, proszę cię, nie musisz się tak o mnie martwić - Poprosiłem, całując delikatnie jego usta, starając się go troszeczkę uspokoić.
- Jesteś jednak pewien, że chcesz rozmawiać o tym z panią jeziora? - Na to pytanie uniosłem jedną brew, nie rozumiejąc skąd to pytanie, kto jak nie ona ma nam pomóc w ten sprawie?
- A z kim miałbym rozmawiać o.. O tym, co jest w tobie? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, naprawdę nie pojmując, dlaczego zadał mi to pytanie.
- No wiesz, skoro i ty masz w sobie to, co mam ja, to może najpierw jednak sprawdzimy, czy nie byłoby lepiej spróbować zająć się tym na własną rękę - Na jego słowa położyłem dłoń na swój podbródek, zastanawiając się, czy to jest po pierwsze bezpieczne a po drugie w ogóle wykonalne. Bo tak na logikę, co taki demon mógłby zrobić z demonem będącym w jego ciele? No właśnie ja nie wiem a czy Mormo w ogóle wie co robić z demonem znajdującym się w ciele mojego męża? Tego też nie wiem I chyba mnie to lekko martwi, bo nawet jeśli pozwolę Mormo porozmawiać z demonem, nie mogę być pewien w stu procentach czy ten, aby mnie nie zdradzi. Demonom nie wolno ufać i to wiem i ja i Sorey.
- Tak jak mówiłem wcześniej, nie jestem pewien czy to dobry pomysł, nie wiem, czy d... czy on czegoś nie wymyśli, aby nas skrzywdzić. Mylę, że powinniśmy porozmawiać z Lailah o tym problemie, nie próbując nic robić na własną rękę - Tłumaczyłem, mając nadzieję, że jednak jeszcze to przemyśli. - Wiesz, jeśli aż tak bardzo nie jesteś pewien co w tej sytuacji zrobić, dam ci trochę czasu, abyś sam zdecydował, w jaki sposób chcesz to coś z siebie wyrzucić - Widząc jego niepewność, pozwoliłem mu samemu wybrać najrozsądniejsze rozwiązanie dla niego samego. Tak będzie w końcu najlepiej..
- Dziękuję - W znacznie lepszym humorze uśmiechnął się do mnie, najwidoczniej potrzebując jeszcze troszeczkę czasu na podjęcia decyzji.
- Nie ma za co kaczuszko - Uśmiechnąłem się złośliwe, zerkając na synka, który zdążył już grzecznie sobie zjeść, mogąc puścić go do salonu, gdzie wraz z Cosmo zaczęło się wspólnie bawić.
Skupiony na dziecku nawet nie wiem, kiedy palce mojego męża wbiły mi się w żebra, z powodu czego podskoczyłem, zakrywając usta, aby nie wydobyć z siebie śmiechu wywołanego przez łaskotki.
- Nie Sorey ani nie próbuj, nie możesz..- Odparłem, zatrzymując się na stole, który nie pozwolił mi pójść jeszcze dalej od męża..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz