Nie wiem, jaki cudem mój mąż zszedł po schodach bez uprzedniego rozwalania swojej rany. Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę, na co tak właściwie się naraził? A gdyby po zrobieniu kilku kroków ledwo zasklepiona rana znów się otworzyła, on by upadł, ja bym tego nie usłyszał, i by mi się wykrwawił w sypialni...? I on mi mówił, że to ja jestem nieodpowiedzialny. Już nie chcę wspominać o tym, że w pozycji, jakiej aktualnie był, nie była dla niego najlepsza. Jak medyk jutro przyjdzie by zobaczyć, w jakim stanie jest jego rana, na pewno ochrzani mnie za to, że go nie pilnuję.
- Ale nie możesz siedzieć, przez to tylko nadwyrężasz ranę. Jak już chcesz siedzieć z nami, to chociaż połóż się na kanapie – powiedziałem, sadzając Merlina w jego krzesełku, chcąc pomóc mężowi przejść do salonu.
- Ale ja nie chcę leżeć – bąknął niezadowolony, na co westchnąłem ciężko. Panie, daj mi cierpliwości, bo naprawdę ledwo z nim wytrzymuję. Myślałem, że będę miał jeszcze trochę spokoju, no ale oczywiście Miki musiał pokrzyżować mi wszystkie plany, bo nie byłby w końcu sobą, gdyby spokojnie sobie leżał w łóżku, jak pan medyk nakazał.
- Albo położysz się na kanapie z własnej woli, albo zaniosę cię na górę i zamknę w pokoju – zagroziłem, troszkę mając dosyć i nie mając siły na kłótnię z nim. Troszkę byłem zmęczony, bo dzieciaki nie zawsze chciały ze mną współpracować, no i też kanapa do najwygodniejszych nie należała, no i to wszystko trochę się tak na mnie odbijało. Staram się jednak zachować ten spokój, by dzieci się niepotrzebnie nie denerwowały, i by Miki nie czuł się źle z powodu tego, że w niczym mi nie pomaga, no ale dzisiaj trochę już byłem na wykończeniu.
- No dobrze, niech ci będzie – bąknął, pusząc swoje poliki.
Podszedłem więc do niego, po czym powolutku pomogłem mu dotrzeć do kanapy, a później upewniłem się, że miał przy niej wszystko; podłożyłem mu poduszkę pod plecy, opatuliłem kołdrą, przyniosłem wodę i czekoladę już pokrojoną w kostki. Jednym słowem, mój mąż miał wszystko, czego tylko mógł zapragnąć, a jeżeli potrzebował czegoś więcej, może mi dać znać, a ja mu to zapewnię.
Merlin i Misaki praktycznie od razu wykorzystali sytuację i znaleźli się przy mamie, pragnąc jej towarzystwa. Niezbyt mi się to podobało, w końcu Mikleo powinien w tym momencie dużo odpoczywać, ale postanowiłem, że zareaguję dopiero wtedy, kiedy mój mąż syknie z bólu, albo krzyknie, albo zrobi cokolwiek innego co wskazywałoby, że coś go zabolało. Nic takiego się jednak nie stało i aż do obiadu – i nawet trochę po nim, miałem chwilę spokoju. Udało mi się trochę posprzątać po przygotowaniu i zjedzeniu posiłku, a w międzyczasie Misaki zajęła się lekcjami, a Merlin trwał przy mamie. Jak wróciłem do salonu, zdążył już zasnąć, dlatego odkleiłem go od mamy i zaniosłem go do jego sypialni.
- Teraz kolej na ciebie. Dasz radę dotrzeć do sypialni? A może powinienem ci jakoś pomóc? – zapytałem, kiedy wróciłem już do salonu po odniesieniu Merlina do jego łóżka.
- Nie chcę jeszcze wracać – odparł Mikleo, ledwo odwracając głowę w moją stronę.
- Powinieneś odpocząć i się wyspać. Jutro przyjdzie medyk, by skontrolować twój stan zdrowia, musisz się jakoś prezentować – powiedziałem, siadając na materacu i ciężko wzdychając, troszkę walcząc ze swoim zmęczeniem. Takiej chwili spokoju nie miałem już od dawna... i w sumie, to jej nie miałem, powinienem zerknąć, jak Misaki radzi sobie w zadaniach domowych. Chociaż, skoro mnie nie woła, to może nie potrzebuje mojej pomocy...? I tak później będę musiał do niej zajrzeć, tak chociaż dla swojego spokoju.
- Ty powinieneś odpocząć. Wyglądasz okropnie – odezwał się Mikleo, patrząc na mnie ze zmartwieniem.
- Wszelkie reklamację proszę kierować do moich rodziców, to po nich mam taką twarz – powiedziałem żartobliwie, ledwo powstrzymując się od ziewnięcia. – Zamiast skupiać się na mnie powiedz mi lepiej, jak się czujesz. Dzieciaki bardzo dały ci w kość? – dopytałem, oczywiście martwiąc się o moją Owieczkę, która miała dzisiaj odpoczywać, a zamiast tego przez całkiem długi czas zajmował się naszymi pociechami, które go tak niezbyt oszczędzały... następnym razem będę znacznie bardziej stanowczy i nie pozwolę dzieciom tak bardzo go męczyć. W ogóle nie powinienem im na to pozwolić, oby tylko Mikiemu nic się nie stało, jego zdrowie w końcu było najważniejsze.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz